Chcą wysłać cyberwęża na Marsa
Węże możemy napotkać praktycznie w każdym rejonie naszego globu. Czy to łąka, góry, ocean czy nawet pustynia, na pewno gdzieś żyje jakiś podgatunek tego gada. Skoro jego „konstrukcja” jest tak elastyczna, to może warto to wykorzystać?
Naukowcy z norweskiego instytutu SINTEF oraz norweskiej politechniki pracują nad robotem, który miałby pomóc w eksploracji innych światów. Ów robot nie przypomina jednak niczego, co do tej pory widzieliśmy, jeżeli chodzi o zautomatyzowane jednostki badawcze. Nie jest on ani humanoidalny, ani też nie przypomina łazika. Wygląda on bardzo podobnie jak dobrze nam znany, beznogi gad. Cyberwąż ma pomóc Europejskiej Agencji Kosmicznej w badaniu Czerwonej Planety. Zanim jednak to dojdzie do skutku, ów wynalazek musi zostać gruntownie przetestowany. I tym właśnie zajmują się obecnie naukowcy i inżynierowie.
Badania trwają już od czerwca i mają się zakończyć pod koniec bieżącego roku. Póki co jednak, z uwagi na ograniczony budżet, mają one charakter głównie… teoretyczny. Przeprowadzane są przeróżne symulacje, a całe urządzenie jest analizowane nie poprzez eksperymenty na prototypie, a czyste wyliczenia matematyczno-fizyczne. Dopiero po odsianiu nieudanych teoretycznych eksperymentów rozpocznie się testowanie właściwego urządzenia.
Robo-węże mogą również znaleźć bardziej przyziemne (w ujęciu dosłownym) zastosowania. Eksploracja Czerwonej Planety to jedno, ale taki pojazd zapowiada się bardzo obiecująco dla ziemskich służb ratowniczych. Inżynierowie twierdzą, że jest „idealny” do odnajdowania ocalałych po, na przykład, zawaleniu się budynku.
Te same zalety cyberwęża przydadzą się również na Marsie. Jest wiele miejsc, do których klasyczny łazik nie jest w stanie dotrzeć. Łazik nie wespnie się po stromym zboczu, nie przeciśnie się przez wąskie szczeliny. Dla węża nie jest to problem.
Naukowcy są pełni entuzjazmu, ale przyznają, że ich wynalazek nadal sprawia zbyt wiele problemów, by mogli szacować datę końca prac. Robot nie radzi sobie nawet w kontrolowanych, ziemskich warunkach. Praca w miejscu oddalonym o setki tysięcy kilometrów to, póki co, abstrakcja.
Na dodatek, nawet już po zakończeniu prac, naukowcy chcą, by ich robo-wąż nie był autonomiczną jednostką. Ma być on pojazdem towarzyszącym. Na przykład, jeden z następców Curiosity mógłby mieć takiego robota na pokładzie, by zbadał miejsce, do którego sam łazik nie może dotrzeć. Problemem jest niska wydajność energetyczna takiego wężowatego pojazdu.
Czy naukowcy zdążą na misję ESA ExoMars, która ma się rozpocząć w 2016 roku? Nie wiadomo. Norwedzy nie wykluczają jednak współpracy z NASA.
Informacje znalazłem na Ubergizmo
Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.