A co jeśli Google kupi aplikację WhatsApp?
Komunikator WhatsApp zdobywa coraz większą i większą popularność. Jego baza użytkowników rośnie w imponującym tempie. Nie dziwne więc, że budzi zainteresowanie internetowych gigantów. Ale czemu właśnie Google?
Ciężko jednoznacznie stwierdzić czemu WhatsApp zdobył swoją popularność. Dostępny jest wyłącznie na smartfony, nie można z niego korzystać z poziomu komputera ani nawet tabletu. Nie jest wspierany przez żadnego giganta IT. Nie ma otwartego API. A mimo to użytkownicy go kochają. Kluczem do sukcesu wydaje się sam pomysł.
WhatsApp bowiem nie wymaga znajomości loginu innego użytkownika. Owym loginem są numery telefonu. Jeżeli masz daną osobę w swojej systemowej liście kontaktów, wraz z numerem telefonicznym, i owa osoba korzysta z WhatsAppa, aplikacja sama to wykryje. Dzięki temu możesz od razu, bez zabawy we wzajemną autoryzację, wysłać wiadomość tekstową do drugiej osoby. Prosto, łatwo i przyjemnie. Oprócz tekstu można też wysyłać zdjęcia i nagrania dźwiękowe. Sam klient również jest bardzo przyzwoity i dostępny na praktycznie każdą platformę mobilną, od Androida i iOS-a po Symbiana, BlackBerry czy Windows Phone.
WhatsApp powstał w 2009 roku. Stworzyli go Brian Acton i Jan Koum, byli pracownicy Yahoo!. Odejście z macierzystej firmy i założenie własnej okazało się dla nich strzałem w dziesiątkę. Według danych z sierpnia ubiegłego roku, za pomocą WhatsApp wysyłanych jest dziesięć miliardów wiadomości dziennie. Zdaniem niektórych, WhatsApp może w przyszłości zastąpić SMS-y, tak jak Skype jest zagrożeniem dla tradycyjnych połączeń głosowych.
WhatsApp korzysta ze zmodyfikowanej odmiany protokołu XMPP. Tej samej metody w swoich komunikatorach używają Facebook i Google (przy czym te są dużo mniej zmodyfikowane, pozwalając na połączenie się z jabberowymi klientami firm trzecich, czego WhatsApp nie oferuje). I ten drugi ponoć, z uwagi na łatwość integracji z własnymi usługami, oraz potężną bazą użytkowników, zaczął się WhatsAppem interesować.
W Sieci pojawiły się informacje, pochodzące z kilku niezależnych od siebie źródeł, że Google ostrzy sobie zęby na WhatsAppa. Transakcja ponoć już dawno doszłaby do skutku, gdyby nie to, że twórcy aplikacji bardzo wysoko się cenią. Konkretniej, chodzi tu o okrągły miliard dolarów.
To tylko plotka i należy podchodzić do niej z dużym dystansem. To, co jednak jest ciekawe, to zastanowienie się, po co właściwie Google’owi ów WhatsApp. Komunikatorów Google ma dość sporo. Jest Google Talk, Google Voice, są Spotkania Google… i może właśnie to jest powodem. Panuje tu wielki bałagan, a integracja pomiędzy tymi usługami jest, dość delikatnie rzecz ujmując, chaotyczna.
Według innych, równie niesprawdzonych informacji, Google pracuje nad zbudowanym zupełnie od podstaw komunikatorem Babble, który ma wszystko spiąć w jedną całość. I tu zaczyna robić się ciekawie.
Google’owi przydałaby się baza danych numerów telefonów, jaką posiada WhatsApp. Przydałaby się też potężna baza użytkowników, uzupełniająca Talka i resztę usług. Talk jest oparty o XMPP. WhatsApp jest oparty o XMPP. Integracja będzie dużo łatwiejsza. A skoro i tak mamy wszystko zaorać, to integracja własnych usług z WhatsAppem, jeżeli miałaby nastąpić, to właśnie w tym momencie.
Właśnie przede wszystkim to daje podstawy do wiary, że plotki o przejęciu WhatsAppa przez Google nie są wyssane z palca. „Wiemy”, że w komunikatorach Google’a szykuje się niemałe zamieszanie, tak czy inaczej. To idealny moment na wchłonięcie cudzej usługi.
Pytanie tylko, co z mniej popularnymi systemami operacyjnymi. Google skupia się na własnym Androidzie i na iOS-ie od Apple’a. Piękno WhatsAppa, którego bardzo lubię, tkwi w tym, że mogę go również wykorzystać na swoim Windows Phone, by wysłać wiadomość, na przykład, mojej mamie z BlackBerry. Trzymam kciuki, by w razie czego, to Babble dzięki WhatsAppowi zagościł na „egzotycznych” smartfonach, a nie WhatsApp, przez politykę Google’a z nich zniknął…
Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.