Zostawcie już tę Mayer i Yahoo!
Od decyzji Marissy Mayer, CEO Yahoo o tym, że pracownicy zdalni będą musieli wybrać pomiędzy fizycznym pojawianiem się w pracy albo rezygnacją z niej, głosy krytyki nie milkną. Jednak "Wolnoć Tomku w swoim domku", decyzja Mayer na pewno nie była prosta, a ostatnia moda na pracę zdalną nie pomaga.
Jasne, praca zdalna może być świetna, może zwiększać wydajność, pomagać w lepszej organizacji czasu, motywacji, produktywności i utrzymaniu komfortu psychicznego pracowników. Dobre zarządzanie zdalnymi pracownikami potrafi dać świetne wyniki. Tylko, że może być też odwrotnie. Nie wiemy, jak wygląda sytuacja tych kilkuset zdalnych pracowników Yahoo.
Nie do końca wiemy, jak odbywa się to z punktu widzenia zarządzania i czy faktyczne jest korzystne dla Yahoo. Poza tym, w oświadczeniach o zmianach pojawia się wytłumaczenie, że chodzi przede wszystkim o podniesienie morale pracy. Niektórzy doszukują się w tym teorii spiskowych, jakoby postawienie sprawy pracy zdalnej na ostrzu noża miało posłużyć jako pretekst do zwolnień. Może tak jest, może faktycznie Mayer chce upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu, ale należy pamiętać, że Marissie Mayer powierzono konkretne zadanie, wcale nie proste do spełnienia.
Mayer ma sprawić, że Yahoo stanie się ponownie korporacją atrakcyjną, która tworzy innowacje (oj, ileż to świetnych rzeczy stworzyło Yahoo, które przeszły bez echa, bez medialnego szumu), która przyciąga do siebie talenty, która konkuruje z Google'em czy innymi, która zarabia i która ma świetną kulturę pracy.
W Yahoo pracuje 14 tysięcy osób - podniesienie ich morale nie może być proste. Mayer zaczęła od zmiany sposobu myślenia - zastępując korporacyjne, służbowe BlackBerry iPhone'ami i Androidami skłaniała pracowników do wczucia się w rolę odbiorców, konsumentów, którzy używają takich urządzeń, a nie BlackBerry. Wprowadzenie darmowych posiłków na stołówkach poskutkowało podobno tym, że są one teraz chętnie i tłumnie odwiedzane. Takim prostym ruchem stworzyła miejsce spotkań, interakcji między pracownikami i sprawiła, że praca stała się atrakcyjniejsza.
Widocznie to jest pomysł Mayer na Yahoo. Korporacja, która wychodzi naprzeciw potrzebom pracowników, stwarza im okazje do kreatywności, która przecież często wynika ze spotkań, ale przy jednoczesnym wymogu zaangażowania. A jak zaangażowany jest pracownik, który nie pojawia się w firmie, nie uczestniczy twarzą w twarz w spotkaniach, burzach mózgu, sporach, dyskusjach czy aktywnościach? Może być nawet bardzo zaangażowany, ale omija go całe doświadczenie chemii, tej specyficznej chemii obecnej tylko przy kontaktach face to face.
Mayer ma taki pomysł na Yahoo, to ona odpowiedzialna jest za to, by firma wróciła do stawki nowoczesnych gigantów i jeśli uważa, że zakaz pracy zdalnej posłuży budowaniu nowego, lepszego Yahoo - niech próbuje. Jeśli te kilkaset, wobec kilkunastu tysięcy, pracowników zdalnych stwierdzi, że nie wierzy w Yahoo i jego sukces, to odejdzie. Jeśli zdecyduje się na przeprowadzki, to Mayer osiągnie swój cel, czyli zaangażowanie pracowników w sukces całej korporacji.
No bo nie ma nic gorszego, niż pracownik, który nie wierzy, że miejsce, w którym pracuje, może osiągać sukcesy. Taki jest korporacyjny świat, który już w większości zorientował się, że do robienia rzeczy dużych nie wystarczy wyrobnictwo.