"Bo u nas, panie, to płaci się zbliżeniowo!"
“W Grecji bierzemy z Was przykład, jesteście stawiani za wzór” - tak o Polsce powiedział mi w samolocie pewien Grek. Zdziwiona, pomyślałam przez chwilę, że może chodzi o finanse i ostatnie analizy o tym, że gospodarczo wciąż radzimy sobie całkiem dobrze. Ale nie, chodziło o coś całkowicie innego.
Szybko przyzwyczajamy się do nowości. Może to kwestia naszej historii i tego, że przez lata zapatrywaliśmy się na nowinki i innowacje z zachodu. Podczas gdy w Stanach masowo używano kart kredytowych, u nas królowało PKO. Podczas gdy na świecie wprowadzano systemy bankowości, u nas chodziło się do oddziałów banku by wybierać pieniądze z konta. Karta płatnicza przez długi czas była u nas dziwem i fanaberią, a o poleceniach zapłaty nie słyszano.
Dzięki temu, gdy w końcu udało się zinformatyzować polską bankowość, mieliśmy niemal czysty start. Bez naleciałości, bez dziesiątek milionów starych terminali, za to z głodem nowości.
Gdy zapytałam mojego współpasażera, w jakiej kwestii Polska jest wzorem dla Grecji, powiedział, że w dziedzinie nowoczesnych płatności zbliżeniowych. Grecja przechodzi właśnie rewolucję, która zaczęła się u nas dobre kilka lat temu, a która poskutkowała tym, że dostanie karty debetowej bez funkcji zbliżeniowych jest obecnie w wielu bankach wręcz niemożliwe, a zapłacić za bilet czy gumy do żucia zbliżeniowo można już nawet w wiejskim sklepiku czy każdym automacie biletowym w komunikacji miejskiej we Wrocławiu.
Według danych Open Finance w Polsce na koniec 2012 roku komercyjne banki wydały już niemal 15 milionów kart zbliżeniowych, przy czym stanowią one już 44% wszystkich kart Polaków. Większość kart zbliżeniowych to karty debetowe - ponad 77%, a do tego dynamicznie rośnie też ilość terminali obsługujących zbliżeniowe płatności.
Mimo częstych informacji o tym, że płatności zbliżeniowe mogą być niebezpieczne, że karty takie można sczytać choćby w autobusie i mimo wątpliwości odnośnie zbyt łatwej formy płacenia - złodziej może przecież dokonywać zakupów, zanim karta nie zostanie zablokowana - wydaje się, że powoli przekonujemy się do tej metody zapłaty. Przekonują o tym bankowcy.
Pomimo tych wszystkich przeciwności i tego, że choć kart zbliżeniowych jest coraz więcej, przeważają wciąż tradycyjne karty stykowe, to wydaje się, że w końcu po 5 latach od pojawienia się na rynku zbliżeniowe karty płatnicze przyjęły się na dobre. Jeszcze 2 lata temu, a nawet rok temu, znalezienie terminala obsługującego zbliżeniówki było problematyczne, a nawet jeśli się taki znalazło, to obsługa często nie wiedziała, o co w tym wszystkim chodzi. Dziś płacąc pytanie "zbliżeniowo?" jest już standardem. 2 lata temu zauważenie osoby płacącej w ten sposób było rzadkie, dziś w tramwajach czy kioskach jest to już codzienność.
Wygląda na to, że polskie banki osiągnęły to, co zamierzały. Płatności zbliżeniowe dla banków to kolejny sposób na przekonanie Polaków do płacenia tak zwanym plastikiem, a nie gotówką, a co za tym idzie większej liczby transakcji, większych zarobków dla banków i uzależnienia od plastiku. I nawet, jeśli mamy wątpliwości odnośnie bezpieczeństwa, to powoli przegrywają one z powszechnością terminali zbliżeniowych oraz prostotą tej metody płatności.
Mój współpasażer powiedział, że to, jak szybko Polska zaadaptowała płatności zbliżeniowe jest niesamowite i że w Grecji współpracuje z Visą nad tym tematem. Zanosi się, że Grecja napotka mnóstwo przeszkód, zarówno mentalnych, jak i technicznych. Miło być w końcu wzorem!
źrodło grafiki: beaugiles na Flickr