REKLAMA

"Google+ to następca Wyszukiwarki Google"

Wiele się mówi o tym, jakim to Google+ jest „miastem duchów”. Tymczasem, po spotkaniu z przedstawicielami Google w Londynie, odnoszę wrażenie, że to właśnie on podbije świat. Co jeszcze ciekawsze, Facebook nie powinien czuć się zagrożony. Przynajmniej w obecnej formie.

Google+ to następca wyszukiwarki Google
REKLAMA

Google+ to prawdziwy ewenement. Mówi się o nim dużo, tymczasem gromadzi on przede wszystkim specjalistów, entuzjastów nowinek technicznych, fotografów… próżno szukać w nim „zwyczajnych” znajomych. Jeżeli chcesz porozmawiać z nieznajomymi na temat trwających targów Mobile World Congress, dowiedzieć się więcej na temat raportu opublikowanego przez NASK czy też wymienić doświadczenia ze społecznością skupioną wokół czytnika Kindle – Google+ jest miejscem, na które warto zajrzeć.

REKLAMA

Zupełnie inaczej jest na Facebooku. Owszem, są tam grupy zainteresowań, a w zależności od posiadanych przez nas znajomych, z powodzeniem można dyskutować na powyższe zagadnienia. Jest jednak zasadnicza różnica pomiędzy Google+ a Facebookiem. Ten pierwszy koncentruje się na Kręgach i Społecznościach, osobach o wspólnym mianowniku, ten drugi na znajomych. Na Google+ nie pogadasz ze znajomymi z „reala” na temat wczorajszej imprezy. Nie wymienisz doświadczeń z kolegami z pracy na temat nowej gry. Oczywiście, są wyjątki od reguły. Tak jak na Facebooku są grupy zainteresowań, tak i na Google+ zdarzają się pojedynczy „zwykli” koledzy i koleżanki, z którymi pogadasz podobnie, jak na Facebooku. Nacisk jest jednak kładziony na co innego. I to widać.

Sam niedawno nabijałem się z Google+ jako z „miasta duchów”. Będąc jednak w Londynie na spotkaniu Google’a z dziennikarzami, mogłem posłuchać wykładu Ade’a Oshineye’a i zadać mu kilka pytań. To mi nieco otworzyło oczy. Zaskakujące jest jak kiepski jest Google w przekazywaniu swojej wizji wszystkim zainteresowanym. Google+ nie ma na celu zastąpić lub konkurować z Facebookiem. To narzędzie do zbierania informacji na nasz temat. Cała reszta jest tylko dodatkiem.

„Zbieranie informacji na nasz temat” brzmi nieco złowrogo, ale zanim podniesiecie alarm, zwróćcie uwagę, że tym trudni się praktycznie każdy duży, darmowy serwis internetowy. I nie ma sensu się na to oburzać. Informacje zbierane są w dwóch celach. Po pierwsze, odklepmy starą mantrę: po to, by profilować nas na potrzeby reklamodawców. Po drugie zaś, by… zrozumieć nasze potrzeby. To właśnie dlatego kilka miesięcy temu Google zunifikował swój regulamin (do tego wniosku zresztą już doszliśmy dawno temu).

To, co widzimy, logując się na plus.google.com nie jest najważniejszą częścią usługi z punktu widzenia Google’a. To dodatek, byśmy w ogóle zainteresowali się platformą. Dużo istotniejsze dla Google’a jest to, co udostępniamy. Co „plusujemy” za pomocą Google+, i to nie tylko na Google+, ale również na przeróżnych innych witrynach. Przede wszystkim na przeróżnych innych witrynach.

Oshineye stwierdził, że Google+ to przyszłość Google’a. Za jakiś, bliżej nieokreślony czas, Google chce, by wyszukiwanie było „społecznościowe”. Coraz więcej i więcej informacji z Google+ będzie uwzględniane przez indeks wyszukiwarki i Knowledge Graph. Po co?

A jak myślicie, czemu takie Google Now już teraz działa tak dobrze? Doskonale wie (a przynajmniej stara się wiedzieć) jakie informacje powinien aktualnie wyświetlić na widżecie? Właśnie dlatego, że Google nas bacznie obserwuje. Czy powinniśmy się tego obawiać? Biorąc pod uwagę korzyści, wydaje mi się, że nie.

A gdzie w tym wszystkim jest Facebook? Według Oshineye’a, Google+ to nie jest konkurent dla Facebooka. Platforma ta ma zupełnie inny cel i model biznesowy, przynajmniej jego zdaniem. Google+ to, jak to ujął, „mechanizm, który dzięki zapewnianiu rozrywki, ulepsza działanie innych usług Google’a, przede wszystkim wyszukiwarki”. Facebook ma zupełnie inny cel. To, co na Facebooku jest „sercem”, na Google+ jest dodatkiem. Padło pytanie, akurat nie moje, co z socjogramem Facebooka, czy to nie jest atak na wizję Google’a. Oshineye wyraził się wyłącznie w ciepłych słowach na temat „wyszukiwarki” Facebooka. Stwierdził, że nie widzi tego jako konkurencję dla Google’a, a wspaniale narzędzie dla użytkowników Facebooka. Wyraził tez nadzieję, że uda się nawiązać z Facebookiem… współpracę, w celu, jak to nieco „marketingowo” ujął, „czytelniejszej sieci dla wszystkich”.

Miałem jeszcze jedną wątpliwość. Podczas prezentacji działania Spotkań (swoją drogą, nie chciały zadziałać przez dłuższą chwilę, typowa wpadka podczas prezentacji, ale nie zabrakło złośliwych głosów „włącz Skype’a!”) i chwalenia ich szerokiej dostępności zapytałem: „Chcę zadzwonić do mamy. Ona ma BlackBerry, ja mam Nokię Lumia. Co teraz?”. Oshineye’owi nieco zrzedła mina, ale zapewnił mnie (również potem, w rozmowie w kuluarach), że on osobiście nadzoruje ekspansję na inne platformy. Zapewnił mnie, że Google „pracuje nad tym”. Niestety, nie jestem w stanie powiedzieć, czy faktycznie są prowadzone prace nad aplikacją dla Windows Phone i BlackBerry 10, czy też próbował mnie tylko zbyć („by ten wariat od niszowych systemów się w końcu odczepił”), tym niemniej swego rodzaju oświadczenie udało mi się od niego wyciągnąć.

Podsumowując: Google+ to nie konkurent Facebooka, a następca (lub, wolałbym jednak użyć słowa „uzupełnienie”) wyszukiwarki Google. Narzędzie, które pozwala Google’owi lepiej zrozumieć potrzeby każdego z nas z osobna. Analiza powiązań między ludźmi, treściami, obiektami w Internecie. Facebook jest, w porównaniu do Google’a, zarówno dużo bardziej otwarty, jak i hermetyczny. Jasne, ma otwarte API, a przyciski „Lubię to” są wszechobecne. Ale wszystko to służy do przekazywaniu informacji pomiędzy „Internetem” a jedną usługą, jaką jest Facebook. Google+ nie ma otwartego API, ale wpływa na całą sieć usług najpotężniejszego internetowego ekosystemu na rynku. Dlatego też ciężko porównywać obie usługi. Google+ wygra, jeżeli chodzi o ilość aktywnych użytkowników, jak sądzę. Ale Facebook może spać spokojnie. Bo zasada działania obu usług jest tylko pozornie zbliżona.

REKLAMA

Wkrótce kolejne relacje ze spotkania Spider’s Web z przedstawicielami Google’a odpowiedzialnymi za jego kluczowe produkty. Czytaj też: Z wizytą w londyńskim biurze Google’a

Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA