To nieprawda, że jak nie ma Apple, Microsoftu i Google, to CES się nie liczy
Od wczoraj, czyli oficjalnego rozpoczęcia największych targów elektronicznych na świecie Consumer Electronic Show (CES) w Las Vegas w wielu wpływowych mediach technologicznych czytam o tym, jak to ranga tej wielkiej imprezy spada z roku na rok, głównie dlatego, że kolejni wielcy wycofują się z uczestnictwa w niej. Nic bardziej mylnego.
Ostatnio mówi się o 'wyścigu czterech koni': Apple'a, Google'a, Microsofcie i Amazon, do których aspirują dwaj kolejni szybkobiegacze: Samsung i Facebook. Ta szóstka ma definiować wszystko to, co dzieje się i co będzie się dziać na rynku technologii użytkowej. Pięciu z tych firm nie ma na CES-ie. Jest tylko Samsung, który jak zwykle przyciąga największe tłumy. Czy to potwierdza tezę o coraz niższej randze CES-a? Nie.
CES 2013 to pierwsze od dawna targi, na których tzw. długi ogon technologicznego peletonu pokazuje naprawdę dopracowane produkty; takie, których pod względem designu nie powstydziliby liderzy, którzy kilka lat temu zaczęli zmieniać skostniały nieco rynek technologii komputerowych i doprowadzili do wybuchu rewolucji mobilnej. Już w zeszłym roku w Las Vegas było widać początek totalnego zalewu zupełnie nowych urządzeń, które wychodziły na przeciw zmieniającym się trendom rynkowym i zapotrzebowaniem konsumentów. Jednak w tym roku mamy pełen ich rozkwit.
Smartfony o przeróżnych wielkościach ekranu - od 3 do prawie 7 cali, tablety z każdej możliwej półki cenowej, również eksplorujące wszystkie możliwe wielkości ekranu, komputery PC, które w większości składają się dziś z klawiatury i dotykowego ekranu, w końcu wszelkie możliwe przystawki współpracujące z urządzeniami mobilnymi, by spełniać dodatkowe funkcje: a to sprzętu medycznego, a to telewizji przenośnej, a to kontroli nad zwierzęciem domowym, a to zarządzania inteligentnym domem.
Ktoś powie - przecież co roku jest to samo. Niby tak, a jednak kompletnie nie. Gdy rok temu byłem w Las Vegas widziałem wiele tandety, brzydko wyglądających podróbek Apple'a i Samsunga, urządzeń, które istniały bez oparcia ekosystemu innych usług i produktów. W tym roku to, co do nas dociera z CES-a, czy to za pośrednictwem naszej wysłanniczki Ewy Lalik, czy też oficjalnych relacji producentów oraz doniesień innych mediów wygląda zupełnie inaczej. Rodzi się potężny rynek bardzo dobrych nowoczesnych produktów i usług, które owszem będą istnieć w ramach większych ekosystemów, ale które przy okazji będą stanowić realną alternatywę dla produktów klasy premium.
Gdy dziś patrzę na nowe smartfony i tablety nie tylko już uznanych marek tj. ZTE, czy Huawei, ale także byłych gigantów rynku telefonicznego, którzy budzą się z głębokiego snu zimowego jak Alcatel, czy też nowych nieznanych wcześniej szerszej publiczności marek tj. Vizio, to jestem pełen pozytywnego podniecenia. Rynek najnowszych gadżetów może przestać być wyścigiem dwóch, czy trzech największych graczy.
Gdy analizuje się rynek, to najczęściej podaje się informacje o trzech, czterech liderach, którzy łącznie mają zazwyczaj nieco ponad 50%. Co z pozostałą połową? Przecież to rynek równie liczny jak ten od najbardziej znanych marek. Wydaje się, że po tegorocznym CES-ie w końcu będzie można zacząć raportować rosnące udziały w rynku szerszej liczby graczy, a peleton określany zazwyczaj w badaniach rynku jako "inne" będzie coraz bardziej wyrazisty.
Oby, bo będzie to z wielkim pożytkiem dla konsumentów.