REKLAMA

Gdzie jest to Apple wyznaczające standardy?

Jak wykazały amerykańskie badania, ponad 30% Amerykanów wyrzekłoby się czekolady na rzecz łączności Wi-Fi. To właśnie bezprzewodowe sieci są jednym z najważniejszych udogodnień ostatnich lat. Wielce prawdopodobne, że popularyzację tego standardu zawdzięczamy... Apple. Dziś jednak zamiast ułatwiania codziennego życia, mamy patentowe i marketingowe wojny.

apple-iphone-zdjęcia-aparat-fotografia-zoom-optyczny-obiektyw-patent-ios
REKLAMA

W roku 1999, podczas jednego ze swoich sławnych keynote’ów Steve Jobs zaprezentował iBooka 3G, jednego z pierwszych laptopów konsumenckich oferującego łączność dzięki sieci Wi-Fi. Premiera kolorowego notebooka, którego kojarzymy przede wszystkim z filmem „Legalna Blondynka”, rozpoczął forsowanie standardu łączności bezprzewodowej. Nie przeceniałbym jednak zbytnio roli Apple’a w popularyzacji tej technologii - prędzej czy później wygodny, bezprzewodowy dostęp do sieci zyskiwałby na popularności.

REKLAMA

Apple dało się także poznać jako kat dyskietek oraz napędów DVD we współczesnych komputerach. Firmie z Cupertino nie udało się przeforsować z kolei złącza FireWire. Kolejne, Thunderbolt, również nie cieszy się dużym powodzeniem, choć pojawiają się kolejne urządzenia wspierające właśnie ten interfejs.

Niestety we współczesnej elektronice brakuje chęci do standaryzacji rozwiązań. To samo Apple, które rozpoczęło ekspansję Wi-Fi, dziś nie udostępnia nikomu AirPlay, chyba że mają być to dedykowane gadżety pod produkty tej firmy. Technologia ta oparta na WiFi jest banalnie prosta w obsłudze, niestety nie uświadczymy jej w nowych telewizorach innych firm, nie mówiąc już o komputerach i smartfonach. Tymczasem konkurencja promuje swoje pomysły na łączność NFC pomiędzy urządzeniami lub oferuje inne, otwarte rozwiązania jak Miracast czy Intel WiDi.

To samo Apple, które ma świetnie działający system łączności bezprzewodowej (w obrębie swoich produktów) nie potrafi się odpuścić lansowania własnych złącz w urządzeniach mobilnych. Co z tego, że cały świat przy wsparciu dyrektywy unijnej przeszedł na złącze microUSB, skoro Apple wprowadza swoje gniazda i każe sobie płacić całkiem niemało za dodatkowe przejściówki. Owszem Lightning jest wygodniejszy od powszechnego standardu, ale co z tego, skoro microUSB znajdziemy praktycznie wszędzie.

REKLAMA

Smutne są te nowe czasy dla technologii, a przede wszystkim dla konsumentów. Korporacje w swoich przekazach marketingowych starają się przekonywać, że wszystkie działania podyktowane są dobrem użytkownika. Wystarczy na przykład dotknąć smartfonem pilota naszego telewizora, by móc bezprzewodowo przesyłać obraz na większy ekran. Sęk w tym, że wszystkie urządzenia muszą być od jednego producenta i to najlepiej z tego samego roku. Przedsiębiorstwa, choć często w oparciu o ten sam standard i system operacyjny np. Android, tworzą własne rozwiązania, którymi promują korzystanie z całego szeregu swoich urządzeń - od smartfona po lodówkę.

Wierzę w to, że za jakiś czas standaryzacja połączeń pomiędzy urządzeniami będzie powszechna (niezależnie od producenta) i rzeczywiście większość smartfonów będzie wygodnie łączyła się bezprzewodowo z telewizorami, podobnie w kwestii  ładowania bez użycia kabli. Nie sądzę jednak, by tym razem to Apple wyznaczało kierunek rozwoju - zamiast szerzyć swoje rozwiązania,  firma będzie chciała zachować je w obrębie swoich produktów oraz kompatybilnych gadżetów. Może jednak na tym sporo stracić. A szkoda, bo chętnie pograłbym w gry z iPada na telewizorze Samsunga łącząc się przez AirPlay bez konieczności zakupu Apple TV.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA