21.12.2012 będzie najgorszym dniem na Facebooku
Portale społecznościowe to taki odpowiednik realnego świata, w którym wszystko jest kilka razy większe, lepsze i ciekawsze. Ludzie wyglądają tam na szczęśliwszych, a każda, nawet błaha informacja może być rozdmuchana do monstrualnych rozmiarów. Przykładem tego są pierwsze w danym roku opady śniegu. Z moich kilkuset znajomych kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt osób poinformowało mnie o tym fakcie za pomocą postów umieszczanych na swoich tablicach. Strach pomyśleć, ilu ludzi będzie przeprowadzać relację na żywo z rzekomo ostatniego dnia dziejów, który ma nastąpić już w piątek.
Muszę przyznać, że sam nigdy nie wierzyłem w koniec świata za mojego życia. Nie ma żadnych naukowych przesłanek, według których nasz żywot powinien skończyć się już za trzy dni. Chyba że ktoś na poważnie traktuje film „2012”, ulotki rozrzucane przez organizację „Anioły Nieba”, tudzież serię gier „Assasin’s Creed”. Spodziewam się jednak, że tacy osobnicy nie występują wśród czytelników Spider’s Web. Jeśli tak jednak nie jest, nie uświadamiajcie nas o tym w komentarzach. Wolimy żyć w błogiej nieświadomości i myśleć, że czytają nas inteligentni ludzie.
Informowanie na temat końca świata może przybrać różne formy, większość z nich możemy zobaczyć na profilach niektórych znajomych już teraz, jednak z ogromną siłą zaczną nas bombardować dopiero w czwartek wieczorem i w piątek od rana. Czego możemy się spodziewać?
Stosunkowo śmieszne są obrazki z prognozą pogody. Widać na nim zwykłą prognozę przed 21 grudnia 2012, deszcz meteorów lub pękającą planetę 21 grudnia 2012, i puste pola po tej dacie. Obrazki przestają być śmieszne, gdy zobaczymy je po raz drugi. Lub sto czterdziesty. Skoro nawet Hanka Mostowiak wjeżdżająca w kartonowe pudła mogła stać się obiektem żartów, a liczba obrazków z Mario Balotellim zamyka się pewnie w dziesiątkach lub setkach tysięcy, to trudno spodziewać się, by nie pojawiły się memy mówiące o końcu czasów.
Drugi, żenujący typ żartów to typowa gra słów dotycząca grudniowej apokalipsy zapisanej w kalendarzu Majów. Okazuje się, że Grudniowie przepowiedzieli koniec świata, który odbędzie się maju. Albo że po kalendarzu Majów nadejdzie kalendarz Czerwców i Lipców. Naprawdę kogoś to śmieszy? Niestety posty publikowane na Facebooku potwierdzają tę tezę. Poziom żartów od dawna cały czas spada, jednak w tym przypadku osiągnął poziom Rowu Mariańskiego.
Kolejny typ informacji to artykuły, najczęściej wywiady z licznymi jasnowidzami, na przykład z panem Jackowskim lub panem wróżącym w telewizji przez telefon. Krótko mówiąc te same osoby, które brały wcześniej pieniądze za mówienie o tym, że w 2012 roku zdarzy się coś niezwykłego i ludzkość przeniesie się na wyższy poziom świadomości (cokolwiek by to nie znaczyło), teraz będą brać pieniądze za mówienie, że nic ciekawego się nie stanie. Podwójna stawka za tę samą pracę – inaczej nie umiem tego określić.
To tylko najpopularniejsze z rzeczy, które zobaczymy na naszych ścianach 21 grudnia. Tak samo, jeśli nie gorzej, będzie to wyglądać w agregatorach obrazków i memów takich jak kwejk czy demotywatory. Z kolei na największych portalach informacyjnych informacyjnych połowa artykułów będzie nazywać się „Koniec już blisko”, „Stało się, tragedia nadchodzi” lub „Jak mamy to przetrwać?”. Co z tego, że z tytułu nic nie wynika? Najważniejsze jest to, że zainteresowani ludzie klikną i będą generować odsłony. W końcu hajs się musi zgadzać. Tak samo zachowują się moderatorzy facebookowych fanpage’y. Coraz częściej można zobaczyć aktywizujące hasła typu „Co zrobisz przed końcem świata?”,”Czy wierzysz w koniec świata? Tak – lajk, Nie – komentarz”. To klasyczna forma żebrania o uwagę fanów.
Co z tym zrobić? Blokować znajomych i fanpage, na których znajdą się apokaliptyczne treści? A może krytykować tych, którzy je publikują? Nic z tych rzeczy. Ja zamierzam podejść do sprawy zupełnie inaczej. Po prostu w piątek nie włączę komputera. Po co się denerwować, po co klikać w bezwartościowe treści? Zbliżają się święta, lepiej jest zrobić ostatnie świąteczne zakupy, posprzątać w domu lub upiec ciasto. Nawet teksty na Spider’s Web postaram napisać dzień wcześniej. Wszystko po to, żeby nie patrzeć na ten apokaliptyczny cyrk.