Najważniejsze w tygodniu: tanie sprzęty z Tesco czy Biedronki - okazje, a może krzywda wyrządzana nabywcom?
Przy okazji rozpoczęcia przedświątecznego okresu zakupowego i wysypu tanich sprzętów, zwłaszcza tabletów, w dyskontach, postanowiliśmy zastanowić się czy tania elektronika użytkowa rodem z Tesco, Carrefoura czy Biedronki ma rację bytu, czy to tylko proteza pozwalająca poczuć się jak pełnoprawny użytkownik iPada, SGSIII, XBoxa? Czy takie tanie tablety wprowadzają nowych użytkowników w świat post-pc, a może raczej wyrządzają im krzywdę?
Paweł Okopień: Tanie tablety podobnie jak tanie smartfony raczej nie pomagają rynkowi mobilnemu. W dużej mierze wyrządzają one szkodę użytkownikom. Obecnie co prawda wiele z nich ma już ekrany pojemnościowe, ale rozdzielczość i inne parametry techniczne nie pozwalają cieszyć się z tego rozwiązania. Trudno mówić o urządzeniu mobilnym które wytrzymuje tylko trzy godziny pracy na baterii.
Nie sposób jednak nie zauważyć, że sam system Android nadal nie ma zbyt wiele do zaoferowania na tabletach. Mimo sukcesu Nexusa 7 liczba aplikacji tabletowych wciąż jest skromna, także korzystanie z polskiej prasy jest na nim utrudnione.
Rynek smartfonów jest już dziś bardzo wyrównany -Android dla wielu ma rzeczywiście więcej do zaoferowania niż iPhone. Tymczasem w tabletach jest iPad, iPad mini i długo długo nic. Nexus 7, a tym bardziej tanie tablety nie są żadną konkurencją pod względem oferty. Co gorsza na razie nie zapowiada się wielka tabletowa rewolucja związana z premierą Windows 8.
Oczywiście to nie oznacza, że te urządzenia są całkowicie beznadziejne. Znam zadowolonych użytkowników tanich tabletów którzy w dodatku podłączają je do telewizora zamieniając w platformy Smart TV. Na pewno to urządzenia dla osób cierpliwych i lubiących bawić się w zmianę oprogramowania itd.. Do tego potrzebna jest większa świadomość, a sprzęt ten jest niestety inaczej pozycjonowany.
Jakub Kralka: Społeczeństwo opiera się na walce klas, co jest zjawiskiem oczywiście dobrym, bo stymulującym rynek. Nie każdy w tym wyścigu startuje z równej pozycji, każdy natomiast myśli o tym, by podarować sobie odrobinę luksusu.
Technologia użytkowa rozdysponowana po supermarketach i dyskontach to ukłon w stronę konsumentów - po pierwsze - uboższych, którzy mogą dzięki temu poczuć się choć trochę jak gwiazdy telewizji, showbiznesu czy nawet obcy ludzie lansujący na ulicach miasta nowe technologie. Po drugie - to ukłon (czy też raczej "ukłon") w kierunku konsumentów nieświadomych, dla których tablet to tablet, a niska cena to po prostu okazja.
Paradoksalnie tzw. "tablet z Biedronki" (jako pojęcie szersze) to wciąż ślepa uliczka. Trafiając w gusta najczęściej tzw. lower middle class i okazjonalnie upper lower class, grupa docelowa przeznacza znaczącą część środków na urządzenia, które nie tylko są bardziej wadliwe od topowych modeli, ale również nie posiadają wielu z właściwości najlepszych iPadów czy Nexusów.
Efekt jest taki, że konsumenci tego typu technologii wyrzucają pieniądze w błoto i zamiast zaoszczędzić racjonalnie dysponując środkami, nie stając się wcale ani trochę bliżsi Technologiom przez duże T., pogłębiając za to kiepski stan portfela i technologiczną niedolę.
Nie sposób również zapomnieć o trzeciej grupie docelowej, którą są łowcy okazji. Hipermarkety (z natury) spożywcze rzeczywiście mają potencjał i sporadycznie udaje im się wstawić na półki dobry sprzęt w świetnej cenie. Bądźmy jednak szczerzy, okazje to mizerny procent koszykowych wyprzedaży badziewia.
Mateusz Nowak: Z jednej strony zgadzam się z Pawłem i uważam, że te najtańsze tablety, które mają np. 256 - 512 MB RAM nie są w stanie pokazać możliwości platformy Android. Zgadzam się też z tym, że Android nie ma za wiele aplikacji tabletowych.
Ale to nie znaczy, że wszyscy potrzebujemy iPadów. Oczywiście są to genialne urządzenia, ale nie dla wielu osób są one nie warte swojej ceny, gdyż nie wykorzystają kosmicznej technologii, którą oferują lub też są poza zasięgiem cenowym.
Zobaczmy jak bardzo popularne są smartfony typu Nokia 500, HTC Wildfire, Samsung Galaxy mini itp. To również są namiastki prawdziwych smartfonów. Ale miliony klientów kupuje takie smartfoniki i spora część z nich jest zadowolona. Pracując w serwisie telefonów komórkowych, miałem styczność z wszystkimi typami klientów, którzy różnili się zasobnością portfela oraz wymaganiami. Setki osób zachwala Nokię 500 jako genialny smartfon. Dlaczego? Bo ma nawigację, fajną przeglądarkę internetową oraz dodatkowe aplikacje - dla tych użytkowników nie ma znaczenia czy tych programów w sklepie jest 100 tysięcy czy 1 milion.
Nie wierzę, że klienci, którzy kupują tablety w sklepach typu Biedrona, Żabka czy Piotr i Paweł będą przekoni, że kupują urządzenia na miarę iPada.
Tanie tablety, są potrzebne, żeby spopularyzować tę kategorię. Gdy komuś przestanie wystarczać internet i aplikacje typu ipla, tvn player i proste gry, zawsze z czasem może skusić się na mocniejsze urządzenie.
Zwróćcie różnie na to ile innych urządzeń może zastąpić tani tablet. Do niedawna w marketach elektronicznych było dużo przenośnych odtwarzaczy DVD. Teraz wystarczy kupić tablet za około 250zł, zainstalować aplikację ipla i zgrywać do pamięci urządzenia wybrane seriale i programy, aby obejrzeć je w podróży. Jeżeli jedziemy samochodem i dysponujemy ładowarką do zapalniczki, problem rozładowanego akumulatora praktycznie nie istnieje. Tani tablet może zastąpić wiele innych urządzeń i stać się multimedialnym kompanem dla mniej wymagających klientów.
Ewa Lalik: Rok, dwa lata temu, tanie smartfony i tablety były wielką pomyłką. Tanie, budżetowe sprzęty straszą zresztą do dziś, powodując, że użytkownicy zamiast doceniać i odkrywać możliwości, zrażają się do np. Androida i ogólnie tabletow. Dopiero niedawno sytuacja się trochę poprawiła, jednak te najtańsze sprzęty "z Biedronki" to wciąż tragedia pod względem komfortu używania..
Lepiej byłoby, gdyby nie istniały. Penetracja postępowałaby wolniej, jednak bez zbędnego niesmaku.
Przemysław Pająk: Pal sześć technologiczne niuanse związane z tanimi tabletami z Biedronki, czy Tesco; problem z nimi związany jest inny - takie produkty niszczą reputację całej kategorii produktowej opóźniając tym samym postępującą pokoleniową zmianę technologii użytkowej w kierunku urządzeń mobilnych. Co gorsza, w najbliższych dniach czeka nas zakupowy boom tanich tabletów, bowiem zbliża się szalony okres świąteczno-zakupowy. Nie trzeba być wielkim znawcą rynku detalicznego żeby przewidzieć, że tablety będą jednymi z hitowych prezentów na Mikołaja, gwiazdkę, pod choinkę. Rozczarowanie produktem, jakie niewątpliwie czeka obdarowanych może skutkować stratą zaufania do całej kategorii.
Na miejscu Samsunga, Asusa, czy nawet Apple'a w nadchodzących dniach mocno zainwestowałbym w działania trade-marketingowe przy punktach sprzedaży (hipermarkety, elektromarkety), by promować tablety nieco droższe od tych biedronkowych, jednak wciąż całkiem cenowo przystępne - w końcu za 900 zł można dostać urządzenie, które będzie o niebo lepsze od biedro-tabletów, a przy okazji zapewni znacznie lepsze doznania.
Chociaż z drugiej strony może nie jest tak źle, jak nam się wszystkim wydaje. Ostatnio dla członka najbliższej rodziny próbuję kupić iPada mini w najbardziej podstawowej wersji. We wszystkich trzech oficjalnych resellerskich punktach sprzedaży produktów Apple'a nie ma możliwości kupienia go od ręki. Co więcej, wszystkie te punkty prowadzą listy klientów oczekujących na dostawy nowych iPadów...
Paweł Okopień: Z takiego sprzętu tak naprawdę najwięcej pożytku będą mieli bardzo zaawansowani użytkownicy -za niewielkie pieniądze otrzymają sprzęt który może posłużyć do wszelkiej maści eksperymentów z np. centrum multimedialnym w samochodzie, kolejnym ekran przy komputerze itd. Wszystko zależy od inwencji, ale te osoby są też w stanie zakupić takie urządzenie na ebay'u czy innym zagranicznym serwisie nie wspominając o Allegro.
Za to zdecydowanie nie jest to sprzęt dla dzieci. Oczywiście mniejszym kłopotem jest zniszczenie takiego urządzenia niż drogiego tabletu. Ale jeśli tablet mamy kupić najmłodszym, to warto zastanowić się nad iPadem pierwszej generacji na internetowych aukcjach. App Store oferuje setki świetnych aplikacji edukacyjnych które naprawdę mogą zapewić nie tylko rozrywkę, ale i rozwój osobisty. Dodatkowo system pozwoli na odpowiednią kontrolę rodzicielską.
Mateusz Nowak: Używany iPad to nadal wydatek 750 - 900 zł. Tablet z Biedronki może być często jedynym tabletem na który klient będzie mógł sobie pozwolić.
Czyli Waszym zdaniem lepiej nie brać takich urządzeń? W moim odczuciu sensowne tablety z Androidem zaczynają się około 500 zł. Za te pieniądze można kupić coś, co nie będzie totalną porażką. Aczkolwiek rozdzielczość ekranu rzędu 800x480 pikseli przy 7-calowym ekranie to nadal spory dyskomfort użytkowania.
Dawid Kosiński: Zależy co uznajemy za tani tablet. Dla mnie tani to kosztujący mniej niż 1000 zł. W życiu nie kupiłbym badziewia z biedronki, kiedy trochę drożej można dostać świetne konstrukcje Ainola, a jeszcze trochę drożej bardzo dobrego Nexusa. Może nie każdego stać na kawior i sushi każdego dnia, ale to nie oznacza, że trzeba zapychać się parówkową, a na imprezę do znajomych przynosić szampanówkę za 5,50. Grunt to nie popadać w skrajności.
Piotr Grabiec: Nie stać mnie na kupowanie tanich rzeczy, sprawdza się to też w przypadku tabletów. Sprzęt z Biedronki nie jest w stanie konkurować z Nexusem od Google, pewnych rzeczy nie przeskoczymy. I nie mam na myśli gorszej specyfikacji technicznej i słabszego oprogramowania od iPada. Problemem tanich tabletów jest ekran.
Nie widziałem ani jednego tabletu w cenie do 500zł który mógłby pochwalić się dobrą rozdzielczością, odwzorowaniem kolorów i reakcją na dotyk. A to przecież ekran jest najważniejszą częścią tych urządzeń, odpowiedzialną zarówno za prezentację treści, jak i interakcję z użytkownikiem.
Tanie tablety pozwolą zarobić producentom tego chińskiego sprzętu, ale nie mają szans na zdobycie sympatii klientów. Kiepską jakością prędzej zrażą klientów do całej kategorii urządzeń, i będą przyczyną frustracji codziennym użyciu.
Chyba, że ktoś planuje użyć tabletu jako ramki na zdjęcia. Wtedy może zdać egzamin, tylko po co wtedy kupować 'tablet'?
Kilkukrotnie niższa cena od topowych modeli na rynku musi dawać do myślenia. Tak samo w hipermarketach nie kupuje się rowerów, tak samo nie kupimy używalnego laptopa za kilkaset złotych. Aż dziwi mnie, że konsumenci nadal dają się łapać na niską cenę, jako jedyną zaletę urządzenia.
Paweł Okopień: “Gorycz niskiej jakości pozostaje, natomiast słodycz niskiej ceny szybko ulatuje - Gucci"
Michał Strzyżewski: Przy zakupie elektroniki zawsze staram się wychodzić z założenia, że lepiej dłużej jej nie mieć, by później mieć coś porządnego. W przypadku rzeczy naprawdę potrzebnych można robić wyjątki, bo gdyby zepsuł mi się jedyny telefon, to mógłbym (musiałbym) zadowolić się czymś tańszym, tymczasowym. Jednak tablety na pewno nie są niezbędne do życia osobom, które myślą o zakupie najtańszego modelu w supermarkecie. To ma być dodatek, żeby móc coś sprawdzić w sieci nie włączając komputera, czy pograć w Angry Birds. Nawet tani tablet coś takiego umożliwi, ale po pierwszym zachwycie zaczną być widoczne jego mankamenty, bo cudów nie ma i niska cena czymś jest powodowana.
I znowu zacznie się zbieranie na coś lepszego, tylko z budżetem mniejszym o kwotę wydaną na tańszy model, która się przecież nie zwróci w całości. Dlatego uważam, że bardziej opłacalnie jest wstrzymać się trochę z zakupem i potem zdecydować na coś lepszego, wystarczającego na dłuższy okres czasu. Chyba, że taki tablet ma być dla dziecka, które różnicy i tak nie zauważy, a będzie miało zabawę przy spokojniejszym śnie rodziców. Bo w końcu uszkodzenia tabletu za 300zł mniej bolą, niż przykładowo nowego iPada.