Bezprzewodowe ładowanie to zbawienie, a Apple mi nie wmówi, że jest inaczej
Smartfony, w tym także iPhone, pozwalają zaledwie na śmieszne kilkanaście godzin pracy na baterii. Mimo to Apple twierdzi, że bezprzewodowe ładowarki, którymi chwali się Nokia, są ich klientom niepotrzebne. Jednak jeśli żaden z producentów nie ma w zanadrzu kosmicznej technologii i nowych, wydajnych ogniw, to bezprzewodowe ładowanie jest jedyną sensowną alternatywą.
Mój smartfon to narzędzie pracy, więc priorytetem jest nie rozrywka, a produktywność. Najważniejsze są newsy, e-mail, kalendarz; często też edytor tekstu, gdy muszę w tempie ekspresowym wprowadzić poprawki. Dzięki smartfonowi mogę pracować poza domem, nawet tam gdzie nie mogę wyciągnąć laptopa, nie jestem przywiązany do biurka... w teorii. Strasznie mnie irytuje, że mimo wszystkich kompromisów, mimo rezygnacji z fajnych i wygodnych funkcji, i tak gdy tylko mogę podpinam ten “mobilny” telefon do ładowarki.
Po prostu muszę mieć pewność, że smartfon zapewni mi kontakt ze światem nawet gdy muszę niespodziewanie wyjść. Dlatego nie gram na nim w autobusie, nie używam automatycznego wysyłania zdjęć do chmury, nie skanuję obrazu z kamery w czasie rzeczywistym przez Google Goggles. Usunąłem wygodne Google Latitude służące do lokalizowania znajomych, a po każdorazowym wyjściu z domu pamiętam o ręcznym wyłączeniu modułu Wi-Fi. Nawet zainstalowałem specjalną aplikację, aby przyciemnić ekran! To wszystko tylko i wyłącznie w celu oszczędzania energii.
Chciałbym nie myśleć o takich bzdurach, a po prostu smartfona używać. A zamiast tego, nauczony doświadczeniem, nie ruszam się z domu dalej niż do sklepu bez dodatkowego przenośnego akumulatora. Nawet wybierając laptopa upewniałem się, czy umożliwia on ładowanie sprzętów przez USB podczas uśpienia - i to nie była bezsensowna fanaberia, bo w przeciągu ostatniego tygodnia, kilkakrotnie już z tego korzystałem. Ciągle muszę o tym prądzie myśleć i pamiętać, co doprowadza mnie do szału.
Wydałem na ultrabooka i smartfona, które “mają mi zapewnić maksymalną mobilność”, niemałe pieniądze. Reklamy reklamami, a ja nadal nie mogę uwolnić się od gniazdek, a pełna mobilność to tylko utopia. Nie ma nic gorszego niż rozładowany telefon i komputer w podróży, gdy szef wysyła e-maile z ponagleniami. Całodniowa konferencja? Pod koniec trzeba szukać kartki i długopisu i notować analogowo. W kawiarni nadal jak siadam, to koło gniazdka. To nie są wydumane problemy, tylko codzienność osób pracujących w biegu. Ok, zgodzę się: takie osoby jak ja to nisza, ale mizerny czas pracy irytuje też “zwykłych użytkowników”. Może nie polegają oni na smartfonie w swoim życiu zawodowym, ale w kontaktach towarzyskich już jak najbardziej.
A co robią z tym problemem producenci? Nic. Chwalą się kolejnymi rdzeniami, gigaherzami, łącznością LTE, ekranami Full HD, a czas pracy smartfona na baterii jest pomijany. Nic się nie zmieniło nawet po prezentacji Motoroli RAZR Maxx z dwa razy większą baterią niż starszy brat. To był tylko jeden smartfon stawiający na czas pracy, i nie przyjął się zbytnio na rynku. Konsumenci wolą telefony lżejsze i cieńsze, dlatego tak bardzo cieszy mnie każde doniesienie o kolejnej firmie, która chce wprowadzić bezprzewodowe ładowanie. Wiele próbowało, żadnej się nie udało, ale ja ciągle mam nadzieję, że to się w końcu uda spopularyzować.
Już raz w tym roku się cieszyłem. Temat wypłynął przy okazji prezentacji flagowca od Samsunga, Galaxy SIII, jednak na zapowiedziach się skończyło i tej ładowarki nadal nie da się kupić. Zanosi się na to, że bezprzewodowe ładowanie będzie mocnym punktem sprzedażowym dopiero najnowszej Lumii 820 od Nokii. Do telefonu będzie można dokupić dodatkową matę lub podstawkę, a po położeniu na których telefon będzie ładowany, bez potrzeby podłączania dodatkowych kabli. Nadal nie będzie to działało z innymi smartfonami, o dodatkowych akcesoriach nie wspominając, ale to i tak krok w dobrym kierunku.
Miałem nadzieję, że będzie to też the next big thing w nowym iPhonie - taka strzeżona do samej premiery tajemnica, która wywróci rynek do góry nogami. Niestety, Phil Shiller z Apple na łamach AllThingsD rozwiał wszystkie wątpliwości: nie ma co liczyć na to ani teraz, ani w przyszłości, bo według Apple nie jest to dobre rozwiązanie. Argumentacja? “Taką ładującą bezprzewodowo matę i tak trzeba podłączyć do gniazdka”. Phillowi umknął niestety fakt, że przy standaryzacji bezprzewodowego ładowania, taką “matę” podłączyć można by było raz, a kłaść na niej kilka urządzeń. Jeśli tylko mógłbym podłączyć do gniazdka swoje biurko, które ładowałoby wszystkie moje sprzęty po położeniu na blacie, wydałbym na takie rozwiązanie niemałe pieniądze. Niestety Apple nawet nie chce stworzyć portu, który byłby kompatybilny z kablem microUSB, więc taka ładująca mata także z założenia nie mogłaby współpracować ze sprzętem innych producentów.
Sprzętu elektronicznego mamy, i będziemy mieć, coraz więcej. Ja muszę pamiętać o cyklicznym ładowaniu:
- laptopa (w domu cały czas na kablu)
- słuchawek bluetooth (ładowane co dwa, trzy dni)
- epapierosa (co półtora dnia)
- mobilnego routera (codziennie)
- przenośnej baterii (za każdym razem, gdy użyję)
- zapasowego feature phonie (j.w.)
- głośnika bluetooth (j.w.)
- bezprzewodowej myszy (raz na dwa miesiące)
- innego sprzętu, który jest obecny na testach redakcyjnych
Już jest dużo, a mogłoby być jeszcze więcej: tablet, zegarek z Androidem, bezprzewodowa klawiatura, okulary Google Glass... Strasznie się zdziwiłem, gdy po powrocie z kilkudniowego wyjazdu chciałem podładować wszystkie urządzenia jednocześnie. Ładowarek miałem akurat, ale zabrakło mi na to gniazdek w pokoju! Marzą mi się hotspoty, ale z prądem zamiast internetu. Czy to aż takie nierealne? Gdyby ktoś mi dziesięć lat temu powiedział, że bezprzewodowy dostęp do internetu będzie możliwy nie tylko w każdej kawiarni przez Wi-Fi, ale też w każdym większym mieście za pośrednictwem sieci 3G przy niskich cenach pakietów internetowych, nie uwierzyłbym. A teraz ten wszechobecny internet jest dla mnie tak naturalny, jak powietrze.
A dlaczego jestem zły właśnie na producenta iPhone'a? Bo przecież to firma Tima Cooka nadal wyznacza trendy i to za nią oglądają się wszyscy producenci. Już pal licho rezygnację z NFC, bo i tak nie wierzę w sukces płatności komórką. Za wcześnie jeszcze na bezprzewodowy przesył obrazu telewizyjnego. Ale bezprzewodowe ładowanie gadżetów Apple byłoby impulsem dla innych firm, a bez tego Samsung i cała reszta nie będą mieć teraz motywacji.