Foxconn znowu walczy ze swoimi pracownikami. Siłą, 40 osób jest rannych
Foxconn znany jest nie tylko jako producent niezłych podzespołów do PC i elementów składowych sprzętu Apple. Niestety, firma ta nieraz trafiała już na czołówki gazet z uwagi na paskudne warunki pracy, jakie według jej pracowników tam panują. Tym razem robotnicy nie wytrzymali. Zamiast protestować, rozpętali wojnę.
Maj, 2010. Kolejny z pracowników firmy Foxconn postanowił skrócić swój żywot. Pracownik, jak reszta, postanowił wyskoczyć przez biurowe okno. To już dziesiąte samobójstwo od stycznia. Foxconn, popularny producent sprzętu komputerowego i jeden z głównych zleceniobiorców Apple’a, przeżywa prawdziwą epidemię. Od początku roku przez okna biurowca firmy skoczyło już dziesięć osób. Mimo śledztwa, policja na razie nie wykryła żadnych źródeł "epidemii". Anonimowi pracownicy firmy donoszą jednak, że są bardzo źle traktowani, zmuszani do nadgodzin. Pojawiły się też nieudowodnione zarzuty o pobiciach przez ochronę.
Czerwiec, 2010. Podczas corocznego spotkania z udziałowcami, Foxconn ogłosił, że kończy z finansowymi rekompensatami dla rodzin samobójców, by nie prowokować dalszej fali tragedii. Zdaniem Terry’ego Gou, dyrektora Foxconna, duże rekompensaty finansowe dla rodzin ofiar niedawnej fali samobójstw w tej firmie to była tragiczna pomyłka. Odszkodowania wynosiły tyle, ile łączna ilość wypłat przez dziesięć lat. Przy jednej z ofiar znaleziono list, którego fragment zacytował Gou: „Wyskakuję z Foxconna, opuszczam go, ale nie martwcie się, bo Foxconn zapłaci dużo pieniędzy, to wszystko, co wasz syn może jeszcze dla was zrobić”. Dyrektor winił też media, które poprzez nagłośnienie sprawy, tylko zachęciły, jego zdaniem, do kolejnych tragedii. Dlatego też Foxconn wraca do starego trybu opieki socjalnej, co oznacza przekazanie za nią wszelkiej odpowiedzialności chińskim, rządowym władzom. Co więcej, by odciążyć chińskie linie produkcyjne, znaczna część zamówień będzie przekierowana do filii w Wietnamie, która będzie przebudowana i unowocześniona. Koncern chce też stworzyć zautomatyzowaną fabrykę na Tajwanie.
Styczeń, 2012. Terry Gou, prezez Hon Hai, do którego należy Foxconn, stwierdził na spotkaniu prasowym, że siła robocza Foxconna to zwierzęta. – Hon Hai zatrudnia na całym świecie milion osób, a ludzie są niczym zwierzęta. Boli mnie głowa od zarządzania milionem zwierząt – stwierdził Gou. Co więcej, zaprosił szefa tajpejskiego zoo, by ten wygłosił wykład na temat skutecznego zarzadzania zwierzętami.
To tylko drobne wycinki z burzliwej historii Foxconna. Za każdym razem jego klienci, czyli Apple, Microsoft, HP czy Dell zapewniali opinię publiczną, że przeprowadzą audyty, że zerwa kontrakty jeżeli sytuacja się powtórzy… na obietnicach zapewne się skończyło. Robotnicy stwierdzili, że mają dość. Nam wydaje się to abstrakcyjne, ale dla tych ludzi są dwie opcje: praca w fabryce lub jeszcze większa nędza. Nie mają wyboru, muszą pracować u Foxconna. Więc skoro nie poprzez dobroć, nie poprzez falę samobójstw, to siłą „wynegocjują” lepsze warunki.
Zamieszki wybuchły na gigantyczną skalę, konflikt wymusił na Foxconnie tymczasowe całkowite zamknięcie fabryki w Taiyuan, w której zatrudnionych jest 79 tysięcy osób. Na razie nie wiemy (wbrew temu, co sugerują popularne media) czy to w tej fabryce produkowane były podzespoły dla iPhone’a 5.
W zamieszkach brało udział, według wstępnych szacunków, ponad dwa tysiące osób. 40 osób jest rannych, ich stan jest nieznany. Według wstępnych doniesień, cierpliwość robotników, i tak już napięta do granic możliwości, pękła na skutek zaczepek ze strony pracowników ochrony. Nie jest to jednak oficjalny komunikat, przyczynę wyjaśni śledztwo.
Co zrobią Apple, Microsoft, HP, Dell i inni? Zapewnią nas, że ostro rozprawią się z kontrahentem, przeprowadzą kolejne audyty, sfotografują się z uśmiechniętymi na skutek ich interwencji pracownikami, po czym dalej będą współpracować z najtańszym podwykonawcą, który ma już olbrzymie doświadczenie w produkcji ich podzespołów. To absolutnie naturalne, to rozsądne kryterium wyboru. Kilku idealistów wyrzuci iPhone’a lub Xboxa na śmietnik i zadeklaruje się, że „nigdy więcej”. Reszta będzie dalej kupować swoje ulubione gadżety, nieraz jeżdżąc za granicę, by móc je szybciej otrzymać. To również jest absolutnie naturalne i rozsądne zachowanie.
Co więc jest nie tak?
Informacje zaczerpnięte z portalu Engadget. Zdjęcie ilustrujące tekst nie zostało wykonane podczas omawianych zamieszek.
Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.