REKLAMA

Prywatność srywatność.

22.07.2012 16.02
stalking
REKLAMA
REKLAMA

Kiedy Facebook ogłosił, że umożliwi uzyskanie informacji o tym kto odwiedzał nasz profil w mojej głowie wykiełkowała myśl: „Wreszcie wszyscy biedni imigranci z NK będą mogli poczuć się jeszcze bardziej jak w domu. Wszak ogłupiające gry społecznościowe już są, strumień zalewają dziennie setki powiadomień o tym kto zebrał ile kryształów w jakimś hicie od Zyngi, do tego jeszcze bzdetne filmiki, ankiety typu „Jaki miesiąc jest po lipcu?” i inne rodzaje śmieci dopełniają obrazu Facebooka jako największego śmietnika społecznościowego w internecie”. W ostatnich miesiącach zauważyłem zwiększoną liczbę zaproszeń od znajomych z czasów gdy używałem nk, czyli mniej więcej z wtedy gdy Newton zbierał jabłka z ziemi w swoim sadzie. Patrząc na stan obecny Facebooka i nk z czasów gdy jeszcze z niej korzystałem widzę, że różnice powoli się zacierają. Póki nie przyjmę zaproszenia od przyszłych znajomych nie będą widzieli na moim profilu nic poza moimi aktualnymi zdjęciem i miejscem zamieszkania. Dbam o swoją prywatność: na każdej ze stron gdzie utworzyłem konto wchodzę najpierw w ustawienia, zapoznaję się z regulaminami nawet pobieżnie; w każdej nowozainstalowanej aplikacji sprawdzam na co udzielam jej pozwoleń w momencie uruchomienia- słowem: prywatnościowy nazista.

Boli mnie gdy widzę jak inni korzystają z dobrodziejstw współczesności. Gdy używają nowoczesnego smartfona jak gdyby dalej był to SonyEricsson K700i, nieświadomi tego jak wiele danych to małe cudo jest w stanie przechować i udostępnić. Gdy rozdają na prawo i lewo swoje prywatne dane ufni, że nie zostaną one wykorzystane dla czyjegoś zysku. Gdy wierzą, że jeśli coś jest za darmo to nie będą musieli zapłacić za to w inny sposób. Ale ta ignorancja póki co wychodzi im na zdrowie, nie rwą włosów z głowy z powodu tego, że Facebook pewnego słonecznego dnia podmienił na ich koncie domyślny adres e-mail na swój fejsbukowy, nie zamartwiają się po nocach, że jakaś aplikacja w barze robi im zdjęcia w celu określenia ich atrakcyjności dla potencjalnych klientów tegoż baru. Nie dostają wrzodów tylko dlatego, że przez zakupienie biletów na przelot podczas lotu stewardessa będzie zwracać się do nich po imieniu. I po krótkiej refleksji doszedłem do przekonania, że wcale tak głupio nie robią i co ciekawsze: ja też powinienem. Bo całkiem możliwe, że w tym przypadku większość ma rzeczywiście rację.

Zmierzch prywatnośći jest nieunikniony, możemy wrzeszczeć i kopać, protestować i organizować marsze w jej obronie, lecz nie mamy szans: Wielki Brat zasmakował już w naszej prywatności, tych soczystych danych i szczególikach i jesteście w błędzie myśląc, że przestanie kiedy wreszcie dowie się czy wolimy majteczki w paski czy jednak kropeczki. Nastąpi to wcześniej lub później ale jest to nieuniknione, pytanie tylko czy podejdziemy do tego ze strachem i niechęcią czy obejmiemy temat z otwartością, która pozwoli i nam na jak najlepsze dostosowanie się do nowych warunków? Dbanie o prywatność przypomina mi walkę o dłuższą żywotność baterii w nowoczesnym smartfonie: „chcesz żeby trzymała dłużej? wyłącz WiFi, synchronizuj ręcznie, przyciemnij ekran itd itp”. To po to kupowałeś telefon za dwa kafle by korzystać z niego jak z Noki 3310? Podobnie z portalami społecznościowymi: po to zakładałeś/aś konto żeby raz na miesiąc polubić (Boże broń skomentować!) zdjęcie koleżanki, omijasz wszystko co zostało przygotowane dla Ciebie, tylko po ty by jakaś firma nie dowiedziała się, że wolisz bagietki od kajzerek?

Póki co ludzie zorientowani technologicznie, blogerzy i dziennikarze technologiczni podnoszą wrzawę i trąbią na prawo i lewo o tym, jaka to nam, szarym klientom dzieje się krzywda za każdym razem gdy wprowadzana jest zmiana w regulaminie jakiegoś serwisu lub nowa usługa może potencjalnie naruszać nasze prawo do prywatności. Ale jesteśmy wąską grupą i mamy wciąż małą siłę oddziaływania na główny nurt. I choć będziemy szczekać dwa razy głośniej niż do tej pory, to ta karawana pojedzie dalej w siną dal. Dzisiaj jesteśmy strażą przednią, wychwytujemy zagrożenia i w miarę możliwości oprócz ich nagłaśniania walczymy z nimi przy pomocy dostępnych środków. Dopóki konsument rynku masowego nie uświadomi sobie zagrożeń czających się na niego z każdej strony, mamy ogromną szanse by ze straży przedniej stać się reliktami przeszłości, don Kichotami walczącymi o wartości, którymi nikt już się nie przejmuje. A główny nurt? Zgodnie z teorią ewolucji idealnie przystosuje się do nowej sytuacji zapewniając sobie przetrwanie w nowych warunkach obyczajowo-socjoekonomicznych.

Larry Page z Google twierdzi, że jeśli posiadam konto na Facebooku to jestem zakładnikiem tego portalu. Skoro nie płacę za treści w internecie to nie jestem klientem/odbiorcą tylko towarem, którym handlują inni. Jestem tego świadomy i całkowicie zgadzam się z obydwoma powyższymi stwierdzeniami. Czego najbardziej brakuje mi w polskim internecie? Większej ilości świadomych użytkowników. Bo zacząć bronić naszej prywatności możemy dopiero wtedy gdy wiemy, że coś jest nam odbierane.

Źródło grafiki:
http://endlessorigami.blogspot.com/2010/11/stalking.html

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA