Być może z primaaprillowego żartu Google'a powstanie coś ciekawego
Żart primaaprilisowy w wykonaniu Google’a o nazwie Gmail Tap przypadł mi szczególnie do gustu, bo dotyczy kwestii, która jest dla mnie szczególnie ważna - klawiatury na smartfona. Gmail Tap to “rewolucyjny” projekt klawiatury opartej na alfabecie Morse’a, posiadającej dodatkowo “tryb eksperta” polegający na wpisywaniu dwóch tekstów w jednym czasie na jednym ekranie. Żart posunął się tak daleko, że Gmail Tap stał się dostępny w Google Play, stworzony naprędce przez wietrzących zainteresowanie deweloperów. I chociaż te klawiatury są praktycznie bezużyteczne, to sprawiają, że zaczynam zastanawiać się, czy taki pomysł nie byłby całkowicie bez szans.
Ostatnio miałam okazję pisać o ETAOI, polskiej nowatorskiej klawiaturze opierającej się na kolorach i gestach i stworzonej tak, by zajmować jak najmniej miejsca na ekranie. Porównywałam ją też z 8pen, czyli klawiaturze wprowadzającej znaki przez gesty. Chociaż obu przyświecają świetne pomysły, to żadna z nich nie jest na tyle prosta, by przekonać do siebie rzesze użytkowników. Przede wszystkim spowodowane jest to faktem, że aby nauczyć się ich obsługi potrzeba sporo czasu i zdefiniowania na nowo tego, w jaki sposób od lat myślimy o wprowadzaniu znaków.
Zasadniczo znak odpowiada znakowi. Klikamy “y” i wprowadzamy “y”. Klikamy “Alt+a” i otrzymujemy “ą”. Na alfa-numerycznych klawiaturach klikamy kilkukrotnie, by otrzymać odpowiedni znak. To proste i logiczne. Kołowanie po ekranie, czy przesuwanie palca na prawo i lewo by wprowadzić konkretne znaki, nie jest już zgodne z tym, do czego się przyzwyczailiśmy.
Bliżej nam już do kodów, w tym do kodu Morse’a. “Krótki-długi” o mamy “A”. “Długi” i mamy “T”. Jedyny wysiłek, jaki musimy włożyć w taki sposób pisania, to nauczenie się kodu. Można to zrobić wzrokowo czy pamięciowo. Ale nie trzeba poświęcać czasu na zrozumienie sposobu działania klawiatury, czy nauczenia się nowego układu liter. Zaryzykuję, że właśnie ten zmieniony układ liter w ETAOI lub 8pen jest źródłem największych problemów do pokonania. Alfabetu uczymy się od wczesnych lat życia i posługujemy się nim w wielu sytuacjach życiowych. Ciężko zmienić te przyzwyczajenia.
Alfabet Morse’a wydaje się więc prostszy. Niestety obecnie dostępne klawiatury używające Morse’a są niedopracowane, zwłaszcza dla Polaków. Nie obsługują polskich znaków, część z nich nie obsługuje nawet kropek czy przecinków. A szkoda. Uproszczenie klawiatury do dwóch dużych przycisków okazuje się bowiem całkiem sensowne, oczywiście pod warunkiem znajomości alfabetu Morse’a.
Przyznaję, że testowanie tych klawiatur przynosi pozytywne wrażenia. Gdyby dopracować system wprowadzania oddzielnych znaków i umożliwić wstawianie znaków diakrytycznych, to mogłoby się okazać, że taki sposób pisania jest całkiem efektywny. Nie do wszystkiego, ale do bezwzrokowego pisania jak najbardziej. Dwa sporej wielkości przyciski mają swoje zalety.
Nie byłaby to rewolucja, bo bardzo przypomina to pisanie na klawiaturach numerycznych w ficzerfonach, ale przecież na nich da się pisać wygodnie i kompletnie bezwzrokowo. O to przecież chodzi.
Może dzięki żartowi primaaprilisowemu od Google’a powstanie coś ciekawego? Mam nadzieję, że deweloperzy rozwiną pomysły klawiatur opartych o alfabet Morse’a. Wprawdzie one od jakiegoś czasu już istnieją, jednak są bardzo podstawowe. Czekam na więcej.