Prawie nikt ich nie chce, a jednak nadal są - nowsze, szybsze i lepsze tablety z Windows 7
Tablety pracujące pod kontrolą „stacjonarnej” wersji Windowsa nigdy nie były wstanie osiągnąć popularności, którą udaje się obecnie zyskać urządzeniom teoretycznie od nich słabszym i pod wieloma względami mocniej ograniczonym. Powodów było wiele – od nieszczególnej wydajności, przez dużą masę i krótki czas pracy na baterii, aż po nieszczególnie dostosowany do obsługi palcem (wcześniej: rysikiem) interfejs i najczęściej astronomiczne ceny (przeważnie dwukrotnie przewyższające koszt „obecnych” tabletów). W momencie, kiedy wydawało się, że producenci nie będą marnować czasu ani pieniędzy na kolejnego tego typu urządzenia, czekając raczej na potencjalnie rewolucyjny Windows 8, przypomniały o sobie niemal jednocześnie cztery niezależne firmy – Samsung, Asus, Dell i HP.
Każdy z nich w ciągu ostatnich tygodni wprowadził (lub wprowadzi w najbliższym czasie) na sklepowe półki po jednym nowym tablecie w wersji „klasycznej” – z Windows 7. Każdy z nich również mocniej niż do tej pory zaznaczył grupę docelową swoich produktów, co pozwoli prawdopodobnie uniknąć rozczarowań. Samsung Series 7, HP Slate 2, Dell Latitude ST czy ASUS EEE Slate B121 nie zachwycą bowiem specjalnie nikogo, kogo zauroczył iPad czy chociażby tablety pochodzące np. z serii Galaxy, wyposażone w Androida. Ich twórcy opisują je jako tablety przeznaczone praktycznie wyłącznie dla klasy biznesowej i ciężko się z tym nie zgodzić.
Przede wszystkim niewiele zmieniło się jeśli chodzi o dwie największe bariery, powstrzymujące skutecznie popularyzację – cena i masa urządzeń. Każde z nich jest wyraźnie droższe nawet od „wysokich” wersji tabletów z Androidem czy iOS w i w najlepszym przypadku zaczyna się od 700$ (HP Slate 2), dochodząc nawet w ekstremalnych przypadkach do zawrotnych 1500$ (ASUS EEE Slate B121). Żadnemu z „nowych-starych” biznesowych tabletów nie udało nawet zbliżyć do wymiarów i masy najpopularniejszych obecnie urządzeń konsumenckich i w dalszym ciągu nie są w stanie konkurować pod względem mobilności oraz wygody użytkowania z tabletami „generacji iPada”. Przyznajmy szczerze: są po prostu ciężkie i grube (choć wciąż lżejsze od laptopów i netbooków).
Jeśli dodamy do tego wciąż niezbyt „tabletowy” system operacyjny Windows 7, wspierany w niektórych przypadkach nakładkami graficznymi producentów (np. w tablecie Samsunga), łatwo dojść do wniosku, że urządzenia te są praktycznie martwe na starcie. Prawdopodobnie, jeśli chodzi o rynek masowy, jest to stwierdzenie prawidłowe i aż nazbyt oczywiste. Biorąc pod uwagę to, do czego obecnie wykorzystujemy tablety, nie jest nam konieczny jeszcze wydajniejszy „komputerowy” procesor, 2 GB i więcej pamięci RAM oraz całe środowisko Windowsa. Ciężko spodziewać się więc, że kolejna ofensywa tabletów z „okienkami” w jakikolwiek sposób zmieni obecny ogólny obraz rynku i zwiększy marginalny udział tego typu urządzeń.
Przyjmowanie się „nowych” tabletów, pracujących pod kontrolą nowych systemów operacyjnych, w wielkich korporacjach jest jednak dość powolne. W zeszłym roku zaledwie około co 16 kupiony tablet trafiał w ręce pracowników firm, a przeprowadzone w połowie tego roku badania wskazują, że prawie połowa (41%) tabletów wykorzystywanych w pracy jest efektem polityki „przynieś swoje urządzenie do biura”. W tym samym czasie niemal 30% firm w ogóle nie wprowadziło jeszcze tego typu urządzeń do swojej „floty”, 16% dopiero testuje takie rozwiązanie na małych grupach, a zaledwie 1% wyposażył w nie wszystkich swoich pracowników. Oczywiście w przeciwieństwie do klientów indywidualnych, większe firmy mają zupełnie inne zasady związane z nabywaniem nowego sprzętu, który pracując w zupełnie innym środowisku (Android, iOS, QNX) i wymaga chociażby przygotowania nowych wersji aplikacji korporacyjnych czy weryfikacji bezpieczeństwa, które jest w stanie zapewnić.
Taki proces może potrwać miesiące, albo (w niektórych bardziej skomplikowanych przypadkach) nawet lata – pozostanie więc przy „starym, dobrym” Windowsie wydaje się być na chwilę obecną całkiem przyzwoitym rozwiązaniem. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że praktycznie połowa (47%) firm rozważa bardzo poważnie wyposażenie w najbliższej przyszłości w tablety części swoich pracowników, przy czym niemal 3/4 (71%) używa „nowych” tabletów wyłącznie jako dodatków do komputerów, które stanowią w dalszym ciągu podstawowe narzędzie pracy.
Najpoważniej do odnalezienia rozwiązania problemu tabletów jako „wyłącznie dodatków”, z wymienionej na początku czwórki, zabrał się Samsung i ASUS. Ich urządzenia mogą już praktycznie całkowicie zastąpić nam komputer stacjonarny, omijając przy tym często uciążliwą konieczność synchronizacji danych pomiędzy urządzeniami pracującymi na różnych systemach operacyjnych (a przynajmniej minimalizując ich ilość). W ten sposób, dzięki wydajnym podzespołom (Core i5) oraz długiemu czasowi pracy na baterii (w teorii do 7h), możemy coraz poważniej myśleć o przynajmniej częściowej realizacji „wizji przyszłości”.
Kompromis pomiędzy wydajnością a mobilnością wydaje się tu być na poziomie akceptowalnym, a jedno urządzenie może pozwolić nam zarówno na całkiem komfortową rozrywkę, jak i pracę, w której korzystać możemy z praktycznie pełnej bazy programów przygotowanych dla systemu Windows i niewymagających specjalnej optymalizacji. Nasz tablet staje się naszym podstawowym komputerem – nie drugim ani trzecim. W pracy i w domu możemy skorzystać z niego z pomocą stacji dokującej, większego monitora i urządzeń peryferyjnych (drukarki, myszki, klawiatury, skanera, etc) bez żadnych problemów, a „w drodze” mamy dostęp do tej samej pracy, do tych samych programów i do tych samych, praktycznie nieograniczonych możliwości. Takie rozwiązanie zdecydowanie ma sens, zwłaszcza w biznesie, kiedy nasze stanowiska wymaga od nas ciągłego "ruchu" – jednostkę centralną komputera możemy zabrać zawsze i wszędzie ze sobą, a „profil użytkowania” zależeć będzie wyłącznie od dodatków, które do niego „domontujemy”.
Nieco inną drogę obrał Dell ze swoim Latitude ST i HP, po raz kolejny starające się w jakiś sposób trafić na rynek tabletów, tym razem z modelem Slate 2, będącym jedynie nieco odświeżoną wersją Slate 500. W tym przypadku parametry są o wiele słabsze, żeby nie powiedzieć wręcz – „netbookowe”. Przygotowany specjalnie przez Intela dla tabletów procesor Z670 w żadnym przypadku nie może zasługiwać na miano „wydajnego”, zwłaszcza jeśli porównamy go do i3 czy i5, które możemy odnaleźć w produktach Samsunga czy ASUSa (i nie wiadomo jak poradzi sobie z nim Windows 8). W ten sposób, nawet pomimo wyraźnie niższej ceny (700$ vs 1000$), ponownie mogą być rozpatrywane wyłącznie jako „dodatki” do komputerów podstawowych, a nie ich pełnoprawne zastępstwo i łatwo domyślić się jak ostatecznie skończą (podpowiedź: jak Slate 500).
Powoli nadchodzi czas, kiedy powinniśmy zacząć oczekiwać więcej od tabletów, które w obecnej formie prawdopodobnie za kilka lat niemal zupełnie znikną z rynku. Kto z nas będzie potrzebował dodatkowego, „upośledzonego” komputera, jeśli w jego formie (lub nieco większym opakowaniu) będzie mógł odnaleźć większość jego zalet, połączonych z mocą komputera stacjonarnego/laptopa? Wystarczy już tylko odczekać na spadek cen z poziomów będących poza zasięgiem wielu z nas, co w związku z szykującą się „eksplozją” sprzętów z Windows 8 (a więc i zwiększeniem ilości zamawianych podzespołów, etc) wydaje się całkiem prawdopodobne. Nic dziwnego, że najwięksi producenci powoli PC, którzy próbowali sukcesów na rynku tabletów wycofują się z Androida, rozpoczynając już powoli pracę nad urządzeniami z Windows 8.