Po co nam karty płatnicze, skoro mamy smartfona?
Mobilne płatności mają bez wątpienia niemal tyle samo zwolenników co przeciwników. Pierwsi z nich sugerują, że rozwiązanie mogące zastąpić im zbędny „plastik” w postaci kart kredytowych wyraźnie ułatwi im życie i przyspieszy wszystkie transakcje, natomiast sceptycy jeszcze bardziej wirtualnych pieniędzy argumentują swoją niechęć m.in. kwestiami bezpieczeństwa i problemem powierzania swoich oszczędności kolejnym organizacjom (np. Google). Niezależnie jednak od tego co myślą o tym potencjalni (lub obecni) użytkownicy, walka o ten sektor zaczyna nabierać coraz większych rumieńców i niejako za naszymi plecami odbywa się wyścig o przygotowanie jak najlepszej recepty na płatności mobilne i „wirtualne”.
Stawka jest w tym przypadku gigantyczna, a wyniki dotychczas istniejących już na tym rynku firm, wielokrotnie przewyższają i tak uznawane do tej pory za śmiałe prognozy. Dane podawane przez PayPal naprawdę robią wrażenie – w każdej minucie za pośrednictwem tego serwisu przesyłanych jest ponad 10 000 dolarów, a przedstawiciele firmy tylko w ciągu ostatniego miesiąca już dwukrotnie musieli zmieniać przewidywaną łączną wartość transakcji, której spodziewają się w tym roku. Początkowe 2 mld dolarów szybko zastąpione zostały przez 3 miliardy, a niecały miesiąc później kwotę tę uznano za niewystarczającą, podnosząc ją do ponad 3,5 miliarda dolarów.
To wszystko to jednak dopiero początek rozgrywki. Wraz z coraz większą popularnością smartfonów i wszechobecnym dostępem do internetu, rynek płatności mobilnych ma w najbliższym czasie nie tyle rozwinąć się, co po prostu eksplodować. Sam PayPal spodziewa się w ciągu następnych dwunastu miesięcy ponad 100% wzrostu wartości transakcji przechodzącej przez jego systemy, a w 2014 roku ten środek płatności ma być wykorzystany przy operacjach na łączną kwotę ponad 50 mld dolarów. Kluczowym rokiem ma być 2015, gdzie prognozowana wartość wszystkich transakcji ma wynieść aż 670 mld dolarów – niemal 200 razy tyle, co w tym roku i ponad 13 razy więcej niż w 2014.
Dodatkowym katalizatorem, uważanych przez wielu za jeden z najistotniejszych kroków w kierunku popularyzacji mobilnych płatności, ma być technologia NFC, stosowana w coraz większej liczbie telefonów oraz intensywnie testowana przez operatorów na całym świecie. Rozwiązanie to okazało się na tyle atrakcyjne i potencjalnie dochodowe, że najwięksi amerykańscy operatorzy oraz sześciu największych producentów telefonów komórkowych i smartfonów (Research In Motion, LG, HTC, Sony Ericsson, Motorola, Samsung) zdecydowało się zjednoczyć w pracach nad przygotowaniem uniwersalnego i bezpiecznego sposobu jego zastosowania właśnie do obsługi transakcji mobilnych. Pierwsze efekty mamy zobaczyć już w połowie przyszłego roku, kiedy na terenie wybranych stanów w USA rozpoczęte zostaną programy pilotażowe. Poszczególni producenci również nie próżnują i chociażby Samsung zaprezentował w ostatnim czasie nową generację chipów NFC, zapewniających to, czego powinniśmy oczekiwać – dodatkowe bezpieczeństwo transakcji i przechowywanych w urządzeniu danych.
Oczywiście PayPal i Isis (bo tak nazywa się spółka zawiązana przez operatorów i producentów) to nie wszystko. Największy potencjał ma oczywiście Google, który we wrześniu tego roku zaprezentował i rozpoczął program pilotażowy usługi Google Wallet, który oprócz dodania licznych nowych możliwości zastąpił również funkcjonujący od kilku lat (bez większych sukcesów) system płatności internetowych Google Checkout. Portfel od Google jest obecnie niezwykle mocno ograniczony – z tego rozwiązania mogą korzystać wyłącznie klienci jednej amerykańskiej sieci, posiadający jeden model telefonów, ale jeśli wziąć pod uwagę obecną i wciąż rosnącą ilość telefonów z Androidem i NFC, globalna ekspansja wirtualnego portfela może być jedynie kwestią tego, kiedy Google umożliwi dostęp do niego większej ilości osób.
Gigantyczną okazję w płatnościach mobilnych zaczynają dostrzegać również i inni. Nad jak najpewniejszym i najbezpieczniejszym rozwiązaniem pracuje np. Intel wspólnie z MasterCard, a dołączenie do gry już w pierwszych miesiącach przyszłego roku zapowiedziała oficjalnie Visa. Serwis V.me, ma umożliwić klientom posiadającym karty płatnicze i kredytowe (i co ciekawe, nie tylko Visa), uproszczenie całego mechanizmu płatności internetowych, nie wymuszając na nich każdorazowego podawania wszystkich danych dotyczących ich kart kredytowych w sklepach on-line. Całość ma być jeszcze atrakcyjniejsza dzięki swojej uniwersalności, pozwalając na integrację nie tylko ze sklepami internetowymi, ale również m.in. z grami czy aplikacjami na smartfony. Do dyspozycji programistów zostaną oddane odpowiednie zestawy API i SDK, mające ułatwić wprowadzenie takiego rozwiązania, a w konsekwencji spopularyzować nieco spóźniony pomysł (choć na szczęście jest jeszcze na tym rynku całkiem sporo miejsca).
Nad rozwojem mobilnych płatności zamierza również czuwać American Express, który zaledwie kilka dni temu zapowiedział zainwestowanie ponad 100 mln dolarów w nowe firmy, mające zajmować się właśnie zagadnieniami związanymi z tego typu obsługą transakcji. AE jest przy tym (oczywiście) również członkiem grupy Isis.
Spore sukcesy odnoszą również Ci, którzy nieco inaczej podeszli do idei mobilnych płatności, czyniąc z telefonów nie tyle nasze portfele co… kasy. Square – firma będąca autorem oprogramowania i „fizycznego” dodatku do iPhone oraz iPada czy urządzeń z Androidem, umożliwiającego przyjmowanie płatności kartą właśnie za pomocą smartfonu, ogłosiła niedawno przekroczenie łącznej wartości dziennych transakcji w wysokości 11 mln dolarów, ponad trzykrotnie poprawiając swój wynik sprzed zaledwie kilku miesięcy.
Przy tym wszystkim mogłoby się wydawać, że płatności internetowe i mobilne (w końcu przeglądarkę, która obsłuży serwisy płatności ma już praktycznie każdy telefon) są domeną wyłącznie krajów zamożnych. Okazuje się jednak, że nie tylko tam ludzie chcą płacić przez internet – zaledwie dwa dni temu taką możliwość udostępniono mieszkańcom… Ghany.
Czy więc tego chcemy czy nie, najważniejsi producenci telefonów, oprogramowania, operatorzy czy nawet dostawcy kart kredytowych i płatniczych szykują się do jeszcze większej „wirtualizacji” pieniądza i portfela, który już za kilka lat może okazać się nam całkowicie zbędny. Pytanie tylko, kiedy (i czy w ogóle) odważymy się powierzyć nasze oszczędności nie tylko naszemu bankowi, ale też operatorowi komórkowemu czy firmom typu Google i mieć nadzieję, że nasz telefon nie dostanie się w niepowołane ręce? Teraz możemy się nad tym jeszcze zastanawiać, ale kto wie, czy za kilka lub kilkanaście lat będziemy mieć w ogóle jakikolwiek wybór w tej kwestii.
Zdjęcie: keol [1], slashphone [2], googleblog [3], brothersoft [4]