Amazon chce kupić webOS? Dobrze, ale po co?
Od premiery Kindle Fire Amazon wydaje się mieć nawet nie tyle doskonałą passę co... prasę. Każde jego posunięcie, nawet jeśli nie zostało oficjalnie potwierdzone przez nikogo, jest niemal natychmiastowo i bezwarunkowo określane jako „doskonały ruch”. Oczywiście na czołowe miejsca wśród nowości na największych światowych portalach od razu trafiła plotka o tym, jakoby producent serii Kindle miał przejąć od HP niechciane i porzucone dziecko – webOS. Owszem, taki ruch może mieć miejsce – nie takie rzeczy już widzieliśmy – ale warto zastanowić się nad jednym – czy Amazon w ogóle potrzebuje nowego systemu operacyjnego, a jeśli tak, to po co?
Odpowiedzi nie trzeba daleko szukać – Amazon potrzebuje sprawnie działającej i atrakcyjnie oprawionej platformy dla swojego „sklepowego” biznesu, wyposażonej dodatkowo w podstawowe rozwiązania, takie jak przeglądarka (tu ma być „rewolucyjny” Silk Browser) czy klient email. Muzyka, filmy, seriale, książki od „wielkiego A”– to właśnie rdzeń i główny pomysł na pierwszy autorski tablet – to, co użytkownik będzie w stanie zrobić poza tym, jest tylko jego interesem i ciężko podejrzewać, aby producent dbał o to w stopniu większym niż podstawowym.
Wszystko wskazuje na to, że właśnie udało się to Amazonowi już z Androidem. System praktycznie całkowicie zmieniony pod względem wizualnym, przygotowany został tak, aby jego posiadacz po aktywacji ekranu czuł się nie jak „w komputerze”, ale jak „w sklepie”. Wszystko od razu dosłownie „na tacy”, klik-klik, pobiera się nowa książka/film/piosenka, klik-klik i z karty pobierane są kolejne dolary lub dziesiątki czy setki dolarów. Obie strony są w takim przypadku zadowolone – klient ma treść, sklep ma pieniądze.
Do tego dochodzi kolejne źródło zysku – autorski sklep z aplikacjami – Amazon App Store. Jak zostało słusznie zauważone, dla Amazonu jest to ogromna szansa na jego popularyzację – jest on bowiem dostępny zarówno dla urządzeń z logo Amazon, jak i wszystkich innych z Androidem. W przypadku Android Market ta zasada już niestety nie działa, więc kierunek migracji klientów będzie dość oczywisty.
Jeśli przyjrzymy się dokładnie nagłówkowi sklepu dostrzeżemy dość jasne doprecyzowanie jego zawartości – Amazon.com: Appstore for Android. Wewnątrz znajdują się więc naturalnie wyłącznie programy przeznaczone dla urządzeń pracujących pod kontrolą autorskiego systemu Google, niezależnie od tego, czy mają nakładę Amazonu czy HTC.
Amazon wybrał platformę mądrze i świadomie – pomijając już fakt, że bez usług Google (Gmail, Mapy, etc) jest on praktycznie całkowicie darmowy, istnieje już liczona w setkach tysięcy baza dostępnych aplikacji. Programiści nie muszą z nimi robić absolutnie nic, żeby zgłosić je do kolejnego sklepu (w tym wypadku Amazona) – wystarczy założyć konto, załatwić formalności i już pojawia się szansa na to, że do kieszeni wpadnie im co najmniej kilka dolarów miesięcznie więcej. Po raz kolejny zadowolone są wszystkie strony: programiści mają dodatkowe „kieszonkowe”, część z zysków za ich pracę pochłania właściciel sklepu, a klient ma bogaty wybór. Dodatkowo, jeśli ktoś wcześniej pisał dla kolejnych wersji Androida, a tabletów Kindle z A2.3 będzie więcej niż innych tabletów z A3.0 i A4.0 to z przyjemnością zostanie przy pisaniu dla wersji, którą poznał i na którą już tworzył. Tak jest po prostu wygodniej.
W rezultacie Amazon opierając się na Androidzie trafił praktycznie w dziesiątkę – opłaty, które w innych przypadkach musiałyby trafić na konta firm udostępniających licencje na swój system, trafiły do działu odpowiedzialnego za stworzenie wyróżniającej, najbardziej rozbudowanej do tej pory nakładki. Od samego początku klient ma pod ręką praktycznie wszystko – od sklepu z muzyką czy książkami, przez filmy, aż po tysiące aplikacji. Do tego w dużym stopniu autorska przeglądarka i pozostałe podstawowe funkcje tabletu. I jeśli nic nie zostało nieprzemyślane (lub po prostu popsute) – to będzie działać tak jak sobie Amazon to zaplanował. Przedsprzedażowe zamówienia w liczbie około 2,5 mln egzemplarzy są prawdopodobnie jednymi z największych w historii tej gałęzi biznesu. A teraz policzmy, co się stanie, jeśli każdy z klientów kupi co najmniej po jednym filmie, piosence, grze i książce, to tak – żeby po prostu przetestować. A na pewno na pojedynczych pozycjach się nie skończy i nikt już nie będzie się zastanawiał czy Amazon faktycznie sprzedaje swoje urządzenie poniżej kosztów produkcji czy też nie.
Pomyślmy jednak teraz co by się stało, gdyby Amazon zdecydował się na zakup webOS i zgodnie z podpowiedziami tłumu dosłownie „ożywiłby” system zabity przez HP (a przynajmniej takie głosy pojawiają się najczęściej).
Po pierwsze producent mógłby zapomnieć o zaletach płynących z wykorzystywania darmowego systemu. Niezależnie od tego jak bardzo stracił na wartości zakupiony nie tak dawno temu za 1,2 mld dolarów webOS, HP z całą pewnością nie odda go za darmo. Biznes to biznes i nawet jeśli nie wiąże się z czymś już żadnych konkretnych planów, to stara się mimo wszystko zarobić na tym jak najwięcej, aby przynajmniej częściowo zamortyzować swoją pomyłkę. Nie można się oszukiwać – na kimś musi się to odbić i w ostatecznym rozrachunku odbije się to na klientach. Amazon może być bogaty, może być prawdziwą maszynką do robienia pieniędzy, ale żadne kieszenie nie są bez dna. Producent ryzykuje już wystarczająco dużo nie zarabiając praktycznie nic na sprzedawanym sprzęcie i stawiając wszystko na jedną kartę – oferowaną treść. To się może oczywiście udać, ale ile jak długo można pomniejszać swoje dochody?
Trzeba więc będzie zapłacić co najmniej kilkaset milionów dolarów, otrzymując w zamian to co pozostawiły po sobie wspólne wysiłki Palma i HP – system z pomysłami, kilkoma ciekawymi , czy wręcz wyróżniającymi rozwiązaniami (jak chociażby niezwykle zręcznie przygotowana estetycznie i funkcjonalnie wielozadaniowość), ale też i taki, nad którym trzeba będzie jeszcze długo popracować aby uzyskać system nadający się dla wszystkich użytkowników. Pomimo zaskakująco sporej grupy fanów, każdy, kto spotkał się z webOS może powiedzieć: „jest dobrze, ale musi być jeszcze lepiej, szkoda, że HP przestał go ROZWIJAĆ”. To zadanie stanie przed Amazonem w momencie, kiedy zdecyduje się na zakup i przywrócenie webOS do życia w formie „dosłownej”. A to będzie zadanie zdecydowanie trudne i na dodatek kosztowne.
W tym momencie nie może zabraknąć jednego z ważniejszych pytań: co z użytkownikami, którzy zamówili już swojego Kindle Fire? Czy oni również otrzymają aktualizację do nowej wersji oprogramowania systemowego czy też zostaną „na lodzie” z komentarzem „cieszcie się co macie – zapłaciliście przecież tylko 200$, nie liczcie na więcej”? Pierwsze wymaga kolejnych nakładów finansowych, konieczności przeprowadzenia aktualizacji milionów urządzeń, na całym świecie oraz konieczność zmiany przystosowań osób, które już KF posiadają, chyba że nakładka na system będzie dokładnie taka sama. Ale kto wtedy doceni zmianę? Drugie rozwiązanie byłoby marketingowym samobójstwem.
Nie zapominajmy też o (prawdopodobnie) grubych milionach, które pochłonęło przygotowanie nakładki na Androida. W ten sposób Amazon będzie zmuszony zapłacić trzy razy – za dostosowanie Androida, za dopracowanie i za dostosowanie webOS. Trochę dużo.
Kolejnym problemem będą aplikacje. Kindle Fire OS (bo chyba tak można go już nazywać) ma co najmniej jedną genialną marketingowo (i praktycznie) cechę – jego ekosystem aplikacji można opisać prostym „Hej, mogę obsłużyć praktycznie WSZYSTKIE aplikacje z Androida!”, a wszyscy przecież wiedzą, że Android to właśnie aplikacje, aplikacje, aplikacje i to czy pobiera się je z Android Market czy Amazon Appstore nie ma najmniejszego znaczenia. Hasło „Hej, mogę obsłużyć WSZYSTKIE aplikacje z webOS!” zostanie prawdopodobnie skwitowane równie prostym: „a co to w ogóle jest webOS?”.
Tomasz Popielarczyk w swoim artykule na antyweb.pl zasugerował, że „pozycje z Amazon App Store, jak wiemy, są pisane w Javie, a WeboOS nie ma najmniejszych problemów z uruchamianiem tego typu programów. Wystarczy zatem kilka drobnych trików w API, żeby zapewnić mu kompatybilność.”. Przyznaję się – nie jestem, nie byłem i prawdopodobnie nigdy nie będę programistą, ale mając w pamięci problemy i poważne ograniczenia, z jakimi spotkał się RIM przy tworzeniu narzędzia umożliwiającego aplikacjom z Androida działanie na swoim nowym OS – nawet nie natywne, a w specjalnym emulatorze – od razu zapaliła się u mnie czerwona lampka ostrzegawcza. Po konsultacji z osobą znającą się „na rzeczy” okazało się, że moje przeczucie było słuszne. Nie ma tak łatwo.
Na nasze pytanie odpowiedział Łukasz Dzierżak programista aplikacji dla platform takich jak Android, webOS, BlackBerry oraz iOS:
„Czy przeniesienie aplikacji z Androida na webOS jest proste?
Podstawowe pytanie jakie należy sobie zadać przed rozpoczęciem analizy procesu tworzenia aplikacji jest kwestia w jakim języku obecne oprogramowanie na Kindle Fire zostało napisane. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, ze skoro systemem obsługującym nowe dzieło Amazonu jest Android to całość została napisana w Javie. Jeżeli tak to niestety przeniesienie obecnych programów jak i samej nakładki nie będzie tylko "małymi zmianami w API" jak sadzi jeden z autorów na Antywebie. WebOS sam w sobie nigdy nie wspierał i nie zanosi się również by w przyszłości wspierał ta architekturę (Jave) w związku z czym należało by przepisać od podstaw całość przy użyciu HTML5, javascript oraz CSS i oprzeć wszystko o autorski famework HP jakim jest enyo. Nie jest to trudne zadanie, lecz czasochłonne, gdyż oprócz samego stworzenia kodu potrzeba również czasu na jego przetestowanie.
Z drugiej jednak strony Amazon mógłby pójść bardziej przyszłościową droga i całość oprzeć już na obecnie istniejącym frameworku jakim jak phonegap dzięki czemu przenoszenie programów z jednej na druga architekturę jest wyjątkowo proste i wymaga krótkiego okresu czasu. Nie wydaje mi się jednak by na zdecydowano się na taki krok.”
Oczywiście, jeśli tablet Amazona sprzeda się w milionach, czy wręcz dziesiątkach milionów, deweloperzy zainteresują się nim niezależnie od tego czy będzie działał na Androidzie, web-Kindle-OS czy systemie operacyjnym kalkulatora – i tak stworzą na niego gry, programy i cokolwiek tylko będą w stanie. Pytanie jednak kiedy ostatecznie się na to zdecydują i jak długo zajmie cały proces przenoszenia najważniejszych dla użytkowników tytułów.
Nowa platforma w obecnych czasach nie ma łatwego życia, zwłaszcza w momencie, kiedy sklepy internetowe z aplikacjami dla dwóch czołowych z nich wprost pękają w szwach. W momencie przejścia na nową platformę pojawiło by się kolejne pytanie: czy klienci kupią tablet bez zbyt wielu aplikacji bo jest tani, a wraz z przyrostem klientów pojawią się też deweloperzy, czy może deweloperzy sami z siebie będą musieli zmotywować się do pisania na niezbyt popularną platformę aby przyciągnąć klientów. Poza tym, czy Amazon naprawdę inwestowałby w sklep z aplikacjami dla Androida tylko po to, żeby tuż po tym, jak nabrało to w ogóle sensu (premiera Kindle Fire) niemal natychmiast z tego rezygnować? Przecież producent tabletu nie przepisze sam wszystkich oferowanych do tej pory aplikacji, tylko po to, żeby „zgarnąć” 30% z wpływów (które zbiera już i tak teraz).
Kwestię „przedłużenia życia platformy” czy „ulgi dla posiadaczy Touchpadów” (wspomnianą w przywoływanym wcześniej artykule), którzy prawdopodobnie mieli by być w stanie w pełni skorzystać z możliwości nowego OS lepiej byłoby przemilczeć, ale warto przy tej okazji zadać kilka pytań, które zastąpią odpowiedź. Czy pierwszy Palm Pre, Palm Pre Plus, Palm Pixi czy Palm Pixi Plus otrzymały aktualizację do webOS 2.0? Albo czy po wykupieniu przez RIM QNX można odczytywać naszą pocztę z BlackBerry na reaktorach atomowych i w kokpitach samolotów? Amazon nie kupiłby idei webOS i całego webOS po to, by przywrócić go do życia takim jaki był – prawdopodobnie zmieni go zupełnie nie do poznania (jak Androida) lub weźmie z niego tylko to co może być przydatne. webOS już umarł i nigdy nie ożyje, a już na pewno nie w rękach „wielkiego A”.
Zakup webOS ma oczywiście również sporo zalet. Przede wszystkim pozwoliłby Amazonowi w stopniu absolutnym uniezależnić się od Google(oraz wszystkiego z nim związanego) i rozwijać go w dowolnym kierunku. Producent Kindle Fire chyba w w wystarczającym stopniu zaznaczył swoją niezależność, nie opierając się wyłącznie na swoich aplikacjach dla innych platform mobilnych (iOS, BlackBerry, „czysty” Android), a prezentując swój własny tablet i spersonalizowany system operacyjny. Pójście o krok dalej byłoby wiec posunięciem dość naturalnym, choć jak widać – obarczonym dość sporym ryzykiem.
Wraz z webOS do koszyka Amazona mógłby również wpaść atrakcyjnych i wartościowy (choć trudny do jednoznacznego wycenienia) zestaw patentów. A w dzisiejszych czasach każdy patent, nawet pozornie nieistotny, może być na wagę złota.
Oczywiście Amazon może kupić webOS – ma do tego święte prawo, jeśli dysponuje (a nie mamy podstaw, żeby zakładać, że nie) odpowiednią gotówką. Pytanie tylko: czy ma to w ogóle jakikolwiek sens?