REKLAMA

Mac OS X Lion - pierwsze wrażenia: po prostu działa

22.07.2011 09.21
Mac OS X Lion – pierwsze wrażenia: po prostu działa
REKLAMA
REKLAMA

Jest inaczej – dużo bardziej inaczej niż w przypadku przejścia pomiędzy Leopardem a Snow Leopardem. Lion to prawdziwie nowy system operacyjny Apple’a i choć nie widać tego może w sposób oczywisty na pierwszy rzut oka, to kluczowych zmian tu mnóstwo, z których najważniejsza to widoczny krok w kierunku unifikacji obu systemów operacyjnych OS X i iOS. Kierunek jest jasny – to najlepsze elementy mobilnego OS przenoszone są do ‚stacjonarnego’ OS, a nie odwrotnie. I generalnie jest znacznie lepiej, choć w przeciwieństwie do poprzednich zmian systemu, w przypadku Liona trzeba będzie się kilku nowych rzeczy nauczyć.

Niektóre elementy interfejsu użytkownika wyglądają na żywcem przeniesione z iOS – wygląd i działanie suwaków, instalowanie i odinstalowywanie aplikacji, tryb pełnoekranowy, coraz większe znaczenie nawigacji za pomocą gestów oraz niektóre aplikacje, choćby Launchpad, który jest wierną kopią pulpitów iPada. Jeśli miałbym strzelać, to wydaje mi się, że drugie w kolejności przyszłe aktualizacje obu systemów będą już w zasadzie tym samym systemem, przy czym w przypadku notebooków będzie dodatkowo tryb pracy na klawiaturę fizyczną. Czy to dobrze? Nie wiem. Wiem tylko, że po raz pierwszy od czasu przesiadki z Windowsa na Maka (2007 r.) muszę się znowu trochę zarządzania podstawowymi kwestiami systemu operacyjnego OS X uczyć. I trochę mi się to nie podoba.

Tak to jest, że każdy ma swoje ulubione elementy danego systemu operacyjnego. Dla mnie Mac OS X jest poza wszelką konkurencją jeśli chodzi o wygodę użytkowania, a przy okazji pieszczenie oka wspaniałymi widokami. Po pierwsze Mac jest wygodny – korzystanie z dziesiątek aplikacji na raz nie może być lepiej rozwiązane – notabene paradoksalnie – w oknach niż tutaj. Po drugie – Mac jest najlepiej zorganizowanym systemem – to, co dla użytkownika ważne jest łatwo dostępne, a to, czym nie powinien się zajmować, jest dość skrzętnie poukrywane. Po trzecie – aplikacje na Maku są ładniejsze niż na jakimkolwiek innym systemie, a to dla mnie ważne – w końcu przed ekranem spędzam ponad 12 godzin dziennie.

Niebezpieczeństwem każdej aktualizacji systemu operacyjnego jest to, że ulubione elementy systemu zostaną zmienione. I choć w kolejnych aktualizacjach systemu Apple raczej nie przeszkadzał, a pomagał, to w Lionie poszedł chyba o krok za daleko – zmienił system nawigacji po systemie za pomocą gestów. To dziwne zagranie – w końcu gesty z natury rzeczy wchodzą w krew w taki sposób, że ich używanie staje się intuicyjne i automatyczne. Najrozsądniej byłoby bazować na istniejących już gestach i dodawać nowe, tymczasem w Lionie Apple kompletnie przebudował system gestów, czym spowolnił moją pracę i przyprawił o kilka frustracji. Trzeba na nowo uczyć się zarządzania gestami, spędzić dłuższą chwilę na optymalizacji ustawień gestów gładzika, czy myszki, a i tak nie wszystko da się ‚naprawić’.

W Lionie zmieniono także system przewijania na ten znany z urządzeń mobilnych Apple’a, które nawigowane są za pomocą dotyku ekranu palcami. I choć na iPhonie czy iPadzie nie mam żadnych problemów z korzystania z ‚naturalnego scrollingu’, jak nazywa go Apple, tak szybko poległem w przypadku mojego MacBooka Pro. Wprawdzie osobistości świata Mac dowodzą, że wystarczy kilka dni na to by przyzwyczaić się i zakochać się w nowym typie przewijania, ale ja nie mam na to czasu. Wyłączyłem ‚kierunek przewijania: naturalny’ i na razie nie planuję nauki.

Kilka rzeczy jest jednak wspaniale ulepszonych – nowa aplikacja Mail na Lionie jest fenomenalna. Wprawdzie od lat używałem kolumnowego widoku programu pocztowego na Maku za pomocą świetnej wtyczki Letterbox, ale nowa wersja systemowej aplikacji bije wszystko co było wcześniej na głowę. Doskonale sprawdza się wątkowanie wiadomości i prezentacja historii konwersacji – nie dość, że program pokazuje teraz poszczególne e-maile w historii konwersacji jako oddzielne pola w jednym ciągu, to standardowo zwinięta jest historia konwersacji w każdym e-mailu. To czyni zarządzanie dziesiątkami tysięcy e-maili łatwiejsze. W aplikacji Mail poprawiono także mnóstwo innych mniejszych rzeczy, na czele z ‚flagowaniem’ poszczególnych wiadomości, można więc w końcu wyłączyć wszelkie ulepszacze systemowej aplikacji od zewnętrznych deweloperów.

Instalacja systemu również nie mogła być lepiej rozwiązana – fakt pobrania nowego systemu operacyjnego za pomocą starego systemu i aktualizacji niejako nad starym systemem w świecie Windowsa wydawać by się musiało jak z kosmosu. W świecie Maka nie trzeba się zbytnio zastanawiać jak przygotować system do aktualizacji. Wystarczy zrobić back-up systemu w Time Machine (jak ktoś robi regularnie, to sprawę załatwi w kilka minut) i po uprzednim pobraniu Liona z Mac App Store po prostu odpalić aktualizację. Po niecałych 30 minutach (w moim przypadku oczywiście) nowy system jest gotowy do pracy – z tymi samymi plikami, w dokładnie tym samym miejscu. Prosto, łatwo i przyjemnie – tak, jak w zdecydowanej większości innych czynności wykonywanych na Maku.

Ta prostota i przyjemność w Lionie poszła o krok dalej – tu nie trzeba się martwić o zapisywanie plików, czy aktualnego stanu aktywnych aplikacji, bo w tle ciągle działa opcja automatycznego zapisu czy automatycznego wznowienia pracy przy wyłączeniu/włączeniu komputera. Tu nie trzeba się martwić o to, że coś się nam skasuje, coś źle zrobimy – za pomocą działającego w tle bez żadnego przeszkadzania użytkownikowi Versions dotrzemy do każdego kroku pracy na danym dokumencie. Tu można się skupić na pracy, bo wprowadzono tryb pełno-erkanowej pracy aplikacji, dzięki czemu w jednym momencie odetniemy się choćby od komunikacyjnego chaosu Web 2.0. Tu można wszystko łatwo odnaleźć, bo nowe Expose na sterydach – Mission Control – świetnie wszystko grupuje, a i klasyczne Expose na danej aplikacji pomoże tym, że wyświetli nam ostatnie otwarte pliki danego typu. I tak dalej, i tak dalej – parafrazując słowa Steve’a Jobsa – na Maku po prostu wszystko działa.

Co więcej, zdecydowana większość aplikacji firm trzecich świetnie sobie z Lionem radzi – nawet pakiet biurowy Microsoftu, nie ma więc mowy o masowej braku kompatybilności z nowym systemem, jak często się dzieje przy aktualizacjach… innych systemów operacyjnych.

Lew jest bardzo dużym krokiem do przodu Apple’a, czasami – jak w przypadku nowych gestów i systemie przewijania – nawet zbyt dużym krokiem do przodu, ale nie można mieć żadnych wątpliwości, że Lion jest dziś najlepszym stacjonarnym systemem operacyjnym na rynku. Zmiana jest kolosalna, bo Mac powoli przeistacza się wyglądem i po części działaniem w kierunku unifikacji z systemami mobilnymi, ale jeśli chcecie wiedzieć jak będą wyglądały przyszłe inkarnacje Windowsów, to uważnie przestudiujcie nowości w Lionie, bo wiele z nich zobaczycie w kolejnej odsłonie Windowsa.

Lion – wbrew temu co sugeruje nazwa – nie jest koronnym systemem Mac OS X. Nazwałbym go raczej wersją systemu w procesie zmian, w kierunku mobilnym. Przy okazji pokazuje jedno – w komputerach idzie nowe. I te nowe to będą fascynujące rzeczy, zapewne już w niedalekiej przyszłości.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA