REKLAMA

Mark Zuckerberg jak Steve Jobs

Mark Zuckerberg jak Steve Jobs
REKLAMA
REKLAMA

Postać założyciela i CEO Facebooka - Marka Zuckerbega - może przypominać Steve'a Jobsa z lat 80 ubiegłego wieku. Jest tak samo bezczelnie ambitny i tak samo samotny na swoim biznesowym piedestale. Najbliższe lata pokażą czy aby Zuckerberg nie popełni tych samych błędów co Jobs.

Mark Zuckerberg to 25 letni, najmłodszy amerykański miliarder na papierze. W amerykańskich mediach rozgorzała właśnie dyskusja nad tym, kiedy Facebook zdobędzie się na wejście na giełdę. Ewentualne IPO Facebooka zrobiłoby z Zuckerberga miliardera z prawdziwymi zielonymi miliardami dolarów w kieszeni. Ale ponoć szef Facebooka nie spieszy się z giełdową monetyzacją swojego biznesu. Facebook ciągle jest na niezwykłej fali dynamicznego wzrostu zbierając na całym świecie nowych użytkowników, więc prawdziwe oszacowanie potencjału biznesowego będzie możliwe dopiero wtedy, kiedy wzrosty przyrostu użytkowników wyhamują. Już dziś jak na dłoni widać jednak, że 400 milionów użytkowników, które Facebook już ma czynią go internetowym graczem na poziomie Google'a.

400 milionów użytkowników to bowiem 400 milionów potencjalnych klientów, którzy swoimi klikami codziennie mogą głosować na miliardy dolarów na kontach Facebooka. A to przecież z pewnością nie koniec. Ile Facebook może zebrać znajomych i fanów z całego świata do swojego serwisu? Patrząc na to, że aktualnie do internetu podłączonych jest ok. 50% globalnej ludności (czyli ok. 2,5 mld osób), to chyba założyć można, ze 50% z nich mogłoby być zainteresowanych internetową interakcją ze znajomymi via Facebook. A przecież sieć się rozszerza, a nie kurczy - nie tylko wszerz dodając nowe regiony świata, ale także w pionie dzięki smartfonom generującym mobilny dostęp do internetu.

Zuckerbergowi nie spieszno więc po pieniądze z giełdy, bo wciąż Facebook jest jak pędząca z góry kula śniegowa - z każdym obrotem grubsza, a wyrównania terenu, które zatrzymałoby rozpędzoną kulę jeszcze nie widać. Nie będąc spółką publiczną Facebook nie musi publikować szczegółów własnego rachunku zysków i strat. Nie wiadomo więc jakie przychody generuje spółka na początku 2010 r., ale ostatnie przebąkiwania o 1 mld, a może nawet 2 mld dolarów na koniec 2010 r. rozpalają wyobraźnię potencjalnych inwestorów giełdowych.

Mało jest spółek z szeroko rozumianej branży tech, które tak bardzo utożsamiane są z jedną osobą jak Facebook. Microsoft to przecież wciąż Gates, ale także Ballmer, Google to dziś bardziej Eric Schmidt niż Brin i Page, szefowie IBM, Amazon, Nokii, HP, Intela, Sony, eBay, Time Warner czy nawet popularnego Twittera są na tyle medialnie anonimowi, że ich nazwiska nigdy nie są podawane bez korporacyjnego kontekstu. Tak patrząc, Zuckerbergowi najbliżej do Steve'a Jobsa, który jest dziś nie tylko ikoną samego Apple'a, ale osobistością-marką samą w sobie.

Mark Zuckerberg to ktoś więcej niż szef firmy Facebook. Dało się to zresztą wyczuć podczas konferencji FacebookNow w Warszawie, kiedy wypowiedzi prominentnych na tę część świata menedżerów Facebooka na temat Zuckerberga daleko wybiegały poza standardową admirację dla szefa. Zuckerbergowi rodzi się powoli postrzeganie medialne jako wizjonera, samotnego lidera dążącego do realizacji własnej i tylko własnej misji, bezkompromisowego lidera, który wymaga pełnego poświęcenia wianuszka poddanych w celu realizacji wizji.

REKLAMA

Media, szczególnie te w Stanach, uwielbiają hołubić takim postaciom. Z radością donoszą o tym, że wizjoner wyrzucił z pracy doświadczonego menedżera, który nie zgadzał się z jego wizją rozwoju, że jest niezwykle trudny w "codziennym obyciu", że negocjacje biznesowe z nim to koszmar. Takie publikacje coraz częściej pojawiają się na temat Marka Zuckerberga. Łatwo jest wtedy uwierzyć wizjonerowi, że jest nieomylny. Po tym, jak Steve Jobs został ulubionym dwudziestoparoletnim miliarderem Ameryki w latach 80 upadł bardzo nisko, a media, które wcześniej wynosiły go na piedestał, z radością informowały o upadku króla. Powrót na szczyt trwał grubo ponad dekadę

Zuckerberg lubi konsultować zarządzanie własną firmą z wybitnymi menedżerami topowych firm. Ponoć do najbardziej zaufanych biznesowych przyjaciół szefa Facebooka należą szef Intela Paulo Otellini oraz szef Oracle'a Charles Phillips. Oby Zuckerberg nie popełnił takiego błędu jak Steve Jobs w 1983 r. oddając stery zarządzania Apple'm gwieździe amerykańskiej gospodarki, szefowi PepsiCo - Johnowi Sculley'owi.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA