A w Norwegii zabijają się o iPada
Gdyby nie wczorajsza dyskusja, to bym tę wiadomość przemilczał. Ale że akurat świetnie pasuje kontekstowo do głównego przesłania wczorajszego wpisu o interpretacji wyników wszelakiej maści ankiet internetowych, to? z przyjemnością zabiorę kilka chwil z Waszego życia na przeczytanie tego nieco bzdurnego wpisu.
Bzdurnego, bo nic nie wnoszącego do dyskusji nad marketingowym potencjałem iPada, w dokładnie taki sam sposób jak w przypadku tej mizernie przygotowanej i wątpliwie zanalizowanej ankiety Retrevo. Tyle, że często właśnie takie bzdurne informacje przedostają się do głównego nurtu medialnego tworząc kolejny element układanki świadomości konsumenckiej. To właśnie dlatego wielu właścicieli mocnych i modnych marek stara się w PRowych zakulisowych rozgrywkach powstrzymać rozprzestrzenianie się takich informacji. Choć są również tacy, który zgodnie z zasadą "madonizacji współczesnego wizerunku publicznego" (madonizacji od postaci Madonny, która chyba jako pierwsza wpadła na pomysł budowania wizerunku głównie na pielęgnacji negatywnych przekazów) cieszą się z takich incydentów. Nie raz bowiem i nie dwa próbowano dowodzić, że w dobie miliona informacji atakujących umysł konsumenta każdego dnia, nie jest on w stanie zakodować negatywny przekaz jako negatywny. Zapamiętuje wtedy jedynie nazwę marki i to zapamiętuje szybciej niż w przypadku przekazu pozytywnego, bo wiadomo, że negatywne komunikaty są "głębiej" przechowywane w otchłaniach ludzkiego mózgu. A nie ma chyba marketera, który by nie zgodził się z twierdzeniem, że najważniejsza jest maksymalnie duża świadomość marki.
Po tym przydługim wstępie zakomunikuję meritum sprawy - w Norwegii wycofano zamówienia na iPada, bo liczba zgłoszeń przeszła najśmielsze oczekiwania licencjonowanych resellerów Apple'a: Eplehuset i Humac. Co więcej, tysiące norweskich zamówień dotyczyło głównie najdroższego modelu iPada, w wersji z 3G i dyskiem 64GB, a ceny w Norwegii nie będą niskie, bo najprawdopodobniej podstawowy model iPada będzie kosztował 3790 koron, czyli 636 dolarów (czy to, aby nie potwierdza spekulacji o poziomie polskich cen??).
Hurra - można by zakrzyknąć - nie dość, że iPad na pewno się sprzeda, to widać również, że nie ma problemu z jego ceną, skoro w Norwegii zamawiają głównie najbardziej wypasioną wersję. Otóż nie?, to raczej jeszcze jedna "lokalna" informacja o iPadzie, która pozostaje bez związku z realną oceną jego rynkowego potencjału. Tyle, że jakoś nie widzę dziś w mediach zalewu publikacji na temat norweskiej sensacji iPada. Główna strona portalu gazeta.pl (Radku, czy teraz dobrze?) też milczy. A przecież różnic w gabarycie znaczeniowym obu doniesień: ankiety Retrevo oraz wyprzedanych iPadach w przedsprzedaży w Norwegii wielu nie ma.
Nie przyjmujmy więc za pewnik wszystkiego tego, co widzimy w przekazach na jednym, drugim blogu oraz portalu, bo w najlepszym przypadku to, co trafia na główne strony "mejdżersów" to czysty przypadek, a w najgorszym (choć pewnie najczęstszym) obliczone jest na wywołanie małej sensacyjki i sporej liczby klików. A media - głównie te internetowe - też znają efekt "madonizacji": im bardziej negatywnie o czymś dużym, tym potencjał dla siebie większy.