Krótka recenzja filmu dokumentalnego MacHeads
Głośny film dokumentalny Kobi Shely pod tytułem "MacHeads" to opowieść zawiedzonego środowiska fanów komputerów Mac, którego wrogiem jest dziś korporacja Apple. Ten film to jęk rodem z deski grobowej społeczności, której już dziś nie ma. Jest inne.
Kluczowym momentem filmu jest ten, w którym Steve Jobs ogłasza zmianę nazwy firmy z Apple Computers Inc. na Apple Inc. To moment, w którym Apple stało się "korporacją" i "marką", a to - sugeruje autor filmu - coś złego, gorszego. Kim bowiem są dzisiejsi kolejkowicze po iPhone'a? Dziwnymi postaciami bez historii z komputerami Mac, młodymi ludźmi o niewyraźnym wyglądzie przyznającymi się jedynie do używania iPoda, szaleńcami głoszącymi nirwanę. Tak właśnie Shely przedstawia użytkowników produktów Apple w dobie iPodowej. Och, jakaż to odmiana po pełnych pasji zapaleńcach, dzieciach kwiatów, profesjonalistach, kaznodziejach i aktywistach. Przecież to oni przez lata budowali "religię" Maka. Przecież to oni utrzymywali przy życiu firmę w połowie lat dziewięćdziesiątych, kiedy stała na skraju bankructwa. A dziś? Dziś zostali wypchnięci poza nawias przez korporacyjną machinę Apple. To straszne?, cóż za niewdzięczność!
Jakże świetnie "MacHeads" oddaje dzisiejszy sposób myślenia twardogłowych użytkowników "ze stażem" komputerów Macintosh: wy wszyscy, którzy do Maka trafiliście przez iPody i iPhone'y nie rozumiecie czym jest (był) Mac. I na dodatek nie szanujecie tych, którzy użytkują go od lat. Wy jesteście produktem postmodernistycznego, konsumpcyjnego świata hipermarketu. My to elita mówiąca językiem Szekspira. Wy biegniecie za kolejnym gadżetem porzucając poprzedni, my wzdychamy do lat poprzednich, kiedy to użytkownik Maka był kimś.
Jaki ten świat prosty. Czarnobiały.
Now get me.