Bowiem tytułowe rozdzielenie polega na dobrowolnym poddaniu się zabiegowi wszczepienia w mózgu czipa, dzięki któremu świadomość pracowników i pracowniczek zostaje podzielona pomiędzy pracę i życie osobiste (w polskiej wersji tych pierwszych nazywa się dziwacznie alterami. W oryginale "innies" i "outies", "wewnętrznymi" i "zewnętrznymi").
Zatem dobrowolnie oddają swoje ciała korporacji, jednocześnie nie wiedząc, czym się ona dokładnie zajmuje. W zamian "zewnętrzni" dostają wypłatę, nie robią nadgodzin, szef/szefowa nie dzwoni do nich z każdą duperelą, nie muszą też udawać, że lubią swoich współpracowników, bo nie wiedzą, z kim pracują, ani głowić się, czy poprawnie jest rozpocząć mail od "Witam". Raj work-life balance? To, że jesteśmy skłonni sprzedać się korporacjom za pozłotko, jest tak oczywiste jak kultura zapierdolu, w której żyjemy. Pamiętacie, jak za darmo dawaliśmy aplikacji dostęp do naszego wizerunku tylko po to, żeby sprawdzić, jak będziemy wyglądać na starość? Ktoś czytał regulamin?