Tego filmu nie obejrzycie w sieciówkach. Przestraszyli się szefa Amazonu

Jeśli już macie wydawać pieniądze na Black Friday, to kupcie bilet na film "Union". Szczególnie, że prawdopodobnie nie zobaczcie go w szerokiej dystrybucji kinowych sieciówek, bo tę wstrzymał strach przed potęgą Amazona.

fot. materiały prasowe / unionthefilm.com

W otwierających ujęciach filmu dokumentalnego "Union" widzimy ogromny kontenerowiec, który majestatycznie wpływa do portu w Nowym Jorku. Towar zza Oceanu trafi za chwilę do magazynów Amazona. Tam zostanie zapakowany i rozesłany do konsumentów w całych Stanach Zjednoczonych.

Nie stanie się to jednak samo. Tym zajmą się oczywiście ludzie. Pracownicy Amazona o smutnych i zmęczonych twarzach, którzy niewyspani wsiadają do nocnych autobusów, aby zdążyć na poranną zmianę. Widzimy ich w kolejnych ujęciach. Kiedy ponuro zmierzają do magazynu JFK8 na Staten Island, którego budynek wyłania się z dystopijnej ciemności. Albo gdy spędzają kolejne godziny pochyleni nad taśmociągami próbując sprostać nieludzkiemu tempu pracy. Męczą się, choć mają świadomość, że ich trud się skończy. Wtedy, gdy ich wysiłek zostanie zautomatyzowany. To się wydarzy za moment, gdy pozwalająca na to technologia, będzie tańsza od nich.

Przed tym samym magazynem koczuje Chris Smalls. To były już pracownik Amazona. Został zwolniony, bo w czasie pandemii, kiedy wirus zbierał śmiertelne żniwo, domagał się tymczasowego zamknięcia magazynu i lepszej ochrony pracowników. W tym celu wraz z kolegą Derrickem Palmerem zorganizował protest, w którym wzięło udział kilkudziesięciu pracowników. Następnego dnia Smalls został wyrzucony z pracy. Oficjalnie wcale nie była to kara za strajk. Według Amazona przychodząc na protest, złamał kwarantannę, bo prawdopodobnie miał kontakt z inną zarażoną osobą. A więc uczestnicząc w strajku, miał narażać współpracowników. Szczegółowo jego historię opisywaliśmy w Magazynie Spider’sWeb Plus wiosną 2022 roku.

Smalls koczuje przed magazynem Amazona dzień i noc, w słońcu i zimnie. Chce przekonać pracowników do założenia związku zawodowego w firmie Jeffa Bezosa. Chcąc odróżnić się od tradycyjnych central związkowych, sięga po niekonwencjonalne metody. Unika polityków, a zamiast poparcia znanych wybiera bycie blisko ludzi. Sięga też po media społecznościowe i organizuje internetową zbiórkę środków na finansowanie związku. Rozbija obóz, z którego unosi się głośna, rapowa muzyka, dym grilla i zachęcająca do wstąpienia atmosfera imprezy. Częstuje pracowników magazynu darmową kiełbaską, kanapkami czy pizzą. A sam rozmawia, śmieje się, tańczy, pstryka selfie. A jednocześnie agituje za swoją sprawą. Rozdaje ulotki, kopie artykułów, książki. To przyciąga uwagę mediów i samych pracowników, którzy zaczynają odwiedzać jego stanowisko. Smalls zachęca ich do walki o wyższe płace i bezpieczniejsze warunki pracy oraz złożenia podpisu poparcia dla referendum związkowego. Aby to się odbyło trzeba zebrać co najmniej 30 proc. głosów pracowników. A już samo to nie jest łatwe, bo utrudnia to ogromna, sięgająca 150 proc. rocznie rotacja.

Uzwiązkowienie utrudnia też sam Amazon. Warta miliardy dolarów firma robi wszystko, aby obrzydzić pracownikom związki zawodowe, bo uznaje je za zagrożenie dla swojego modelu biznesowego. Paleta działań firmy jest szeroka. To choćby o zasypywanie pracowników SMS-ami, w których przekonuje się ich, że "głosowanie za" może skończyć się obniżkami pensji i zwolnieniami. To też organizowanie obowiązkowych "szkoleń", w czasie których pracownikom wpajano, że utworzenie związku może doprowadzić do utraty świadczeń (m.in. programu emerytalnego i płatnego urlopu), a także obniżenia pensji. To wreszcie także monitorowanie mediów społecznościowych czy wykupywanie reklam na Facebooku wzywających do głosowania "na nie".

Do tego okazuje się, że sam Chris Smalls jest tylko człowiekiem. Rzucony w wir wydarzeń z dnia na dzień staje się popularny. Udziela wywiadów największym telewizjom i gazetom na świecie. Gra pod media i wykorzystuje każdą okazję, aby być w centrum uwagi. A kiedy staje na świeczniku, pławi się w blaskach fleszy tak jakby wreszcie udało mu się spełnić niezrealizowane marzenia z młodości o muzycznej sławie. Widzimy więc, jak walczy o dobrą sprawę jednocześnie próbując poskromić swoje ego, co też nie zawsze się udaje.

To zresztą ogromna zaleta filmu dwójki reżyserów, czyli Stephena Mainga oraz Bretta Story’ego. Udało im się ukazać Smallsa, jako postać niejednoznaczną, a może po prostu ludzką. Zarówno magnetyczną, charyzmatyczną i oddaną dla sprawy, ale też nie taką bez skaz. Smalls bywa niecierpliwy, lekceważy innych, popełnia błędy, czasem nie znosi sprzeciwu. To wszystko tylko służy ich dziełu, bo nie tworzą pomnika "wspaniałego lidera walki o prawa pracownicze", lecz zbliżają się do prawdy, nawet jeśli ta nie jest doskonała. Niewątpliwą zaletą ich dokumentu jest też to, że zabierają nas do samego wnętrza powstającego związku zawodowego. Uchwytują zarówno euforię, jak i frustrację. Pokazują, jak pełen niuansów i wyzwań jest to proces, ale i jak wyczerpująca to walka. Nie tylko dla lidera, ale przede wszystkim reszty pracowników, wolontariuszy, którzy postawili wszystko na jedną kartę. Mając w dłoni jedynie własną wytrwałość i solidarność, zaryzykowali i wygrali.

 class="wp-image-5071442" width="846"
fot. materiały prasowe / unionthefilm.com

Pracownikom magazynu JFK8 na Staten Island udało się założyć pierwszy w historii Stanów Zjednoczonych związek zawodowy w Amazonie. Samo to już nadawało się na film, ale już wtedy było wiadomo, że ta historia wcale nie musi wyglądać na kinowy happyend. Było wręcz pewne, że to raczej wstęp do sequela, w którym bohater będzie się musiał zmierzyć z kontratakiem biznesowego imperium Amazona oraz trudną codziennością. A jak ta może wyglądać przybliżają twórcy, którym na ekrany udaje się przenieść złożoność rzeczywistości a nie hagiograficzną opowieść. W końcu ludzie nawet, jeśli chcą tego samego, to mogą się ze sobą nie zgadzać czy rywalizować. I mimo to iść razem na przód. W stworzeniu pełniejszego i szczerego obrazu wydarzeń z pewnością pomogła decyzja, że poza głównym bohaterem, czyli Chrisem Smallsem, widzowie poznają też innych organizatorów związku. To choćby Natalie, która mimo początkowego entuzjazmu z czasem rozpoznaje i wytyka błędy Smallsa oraz tworzonego przez niego związku. Krytykuje podejmowane decyzje, a brak reakcji i związana z tym frustracja zmuszą ją w końcu do – jak to określa – opuszczenia "kolejnego męskiego klubu".   

W końcu Maing i Story pokazują, że zwycięstwo, choć historyczne, nie jest końcem, lecz początkiem pokoleniowej walki o to, aby firmy właściwej doceniały pracę ludzi, którzy wypracowują miliardowe zyski. Zyski, które pozwalają ich właścicielom dla rozrywki latać w kosmos rakietą w kształcie penisa. Ich film stanowi też przypomnienie, że nawet wywalczone prawa nigdy nie są dane raz na zawsze. W końcu w Stanach Zjednoczonych już w styczniu do Białego Domu wróci Donald Trump. Ten sam, który wraz z Elonem Muskiem, zapowiada, że zlikwiduje National Labor Relations Board, czyli rządową agencję zajmującą się przestrzeganiem prawa pracy, w tym egzekwującą prawo pracowników do organizowania się w związkach zawodowych. Pomysł też już wcześniej poparł nie kto inny a sam Jeff Bezos.

Czego nie chce Bezos

Miliarder może mieć zresztą, choć trzeba przyznać nie bezpośredni, wpływ na to czy w ogóle film "Union" trafi do masowego odbiorcy. Twórcom niezależnej produkcji mimo zdobycia nagrody na prestiżowym Festiwalu Filmowym Sundance i entuzjastycznych recenzji nie udało się nawiązać współpracy z dystrybutorem kinowym lub serwisem streamingowym.

I choć Stephen Maing oraz Brett Story od początku zakładali, że taką umową nie będzie zainteresowany Amazon Prime – serwis streamingowy należący do Amazona, to liczyli, że po festiwalowym sukcesie uda się znaleźć studio lub podmiot, który umożliwiłby szeroką dystrybucję. Szczególnie, że temat był niezwykle medialny a sama historia jest wręcz idealnym materiałem na kinowy hit. Na jednym z branżowych wydarzeń dwójka reżyserów próbowała dowiedzieć się, dlaczego nikt nie jest zainteresowany ich filmem.

"Kilku dystrybutorów powiedziało szczerze: mamy współpracę z Amazon Studios i nie możemy ryzykować" – wspominał Story w rozmowie z Hollywood Reporter.

 "Ta budząca strach korporacyjna potęga jest wyjaśnieniem, dlaczego jeden z najbardziej znanych dokumentów tegorocznego festiwalu filmowego Sundance nie mógł zapewnić sobie premiery w głównym nurcie" – pisał zaś Los Angeles Times podkreślając rolę i znaczenie Amazona w sektorze rozrywki.

Kiedy szeroka dystrybucja nie wypaliła, twórcy zdecydowali się na wdrożenie własnego planu. Trzeba przyznać, że są to działania bezczelnie prozwiązkowe. W Stanach Zjednoczonych organizują spotkania i pokazy filmów miastach, w pobliżu których znajdują się magazyny Amazona. Zaś od członków związków pobierają niższą opłatę za bilet. W przyszłości zaś chcą zorganizować projekcje nie tylko w pobliżu magazynów, a może nawet wyświetlać film… na ich ścianach.

W skali globalnej zaś postawili na działanie nietypowe. Ich film ukaże się w piątek, czyli dziś na platformie Gathr. To data nieprzypadkowa, bo Black Friday – święto zakupów i okres kiedy Amazon zazwyczaj odnotowuje olbrzymie obroty oraz zyski, co jednocześnie dzieje się zwykle kosztem nadludzkiego wysiłku pracowników. Oglądając film w języku angielskim na platformie Gathr widzowie mogą też wesprzeć finansowo zarówno twórców, jak i związkowców.

W Polsce film pod tytułem "Wygrać z Amazonem" można zobaczyć na Festiwalu WatchDocs

Jednocześnie twórcy zapowiadają, że nie mówią "nie" szerokiej dystrybucji. W tym celu pod koniec września do projektu dołączył Adam McKay, twórca filmów "The Big Short" i "Don’t Look Up", który ma pomóc w znalezieniu dystrybutora gotowego wprowadzić dokument do sieci kinowych.

Może więc symboliczny kontenerowiec z pierwszych ujęć filmu będą mieli okazję zobaczyć widzowie na całym świecie.