W konstelacji jednorożca. Czy polska branża startupowa ma szansę dogonić peleton?

Na branżę venture capital wylewa się kubeł zimnej wody. Jednych ocuci, innych zatopi, jeszcze innych nauczy pływać. Jedno jest pewne: nikt z tego suchą stopą nie wyjdzie.

31.10.2023 07.03
Startupy i fundusze VC w Polsce: stan na 2023

Na tle Rysów, najwyższego polskiego szczytu, rozpościera się gwiazdozbiór majestatycznego jednorożca. Oprawiony w ramę w formie plakatu wisi w biurze PFR Ventures w szklanym wieżowcu przy ulicy Kruczej, w samym centrum Warszawy. Jego autorem jest przedsiębiorca, fotograf i grafik Adam Jesionkiewicz. – Poprosiłem Adama, żeby stworzył grafikę konstelacji jednorożca na tle Tatr, miał być to symboliczny plakat. Jednak po kilku dniach Adam zadzwonił i przekazał, że robi, co może, ale jednorożca z polskich Tatr niezbyt dobrze widać. Ostatecznie się udało – śmieje się Maciej Polak z PFR Ventures.

Plakat Adama Jesionkiewicza
Plakat Adama Jesionkiewicza "Gwiazdozbiór jednorożca", fot. PFR Ventures

Historia jest o tyle zabawna, co gorzka w swoim morale, bo w rzeczywistości – wbrew temu, co sądzą niektórzy i o czym pisaliśmy w odcinku drugim – Polska dotychczas nie doczekała się jednorożca. Nieoficjalnie mówi się, że jest nim DocPlanner, natomiast spółka nie ujawniła wartości ostatnich rund, przez co ten tytuł nadawany jest jej wciąż nieoficjalnie. – Podawanie do publicznej informacji wysokości rund, wyceny spółki czy nazw inwestorów to wyłącznie dobra wola startupów. Są spółkami prywatnymi, więc nie muszą informować o swoich działaniach. To jednak sprawia, że rynek nie jest aż tak transparentny – mówi Sebastian Karaś, ekspert rynku VC.

Podobnie mianem jednorożca nieoficjalnie okrzykiwane jest Booksy, jednak, jak tłumaczy Stefan Batory, współzałożyciel firmy, spółka nie zebrała jeszcze tak wysokiej rundy, która by im tę pieczątkę przybiła. – To runda i zewnętrzna wycena decydują o tym, a my od trzech lat nie mieliśmy okazji tego zweryfikować – mówi nam Batory.

Rzeczpospolita Startupowa. Odc. 4: W konstelacji jednorożca

Młodzi, zdolni, nowocześni. Tak przez lata kojarzyły nam się startupy. Choć nie zawsze było jasne, czym się zajmują, zawsze roztaczały wokół siebie magiczną aurę amerykańskiego snu. Snu o wielkim bogactwie, szalonych imprezach i sukcesach prosto z Doliny Krzemowej, który powtórzyć chcą także przedsiębiorcy z Polski.

Gdy około 2008 roku nad Wisłą pojawiły się pierwsze większe pieniądze z dotacji unijnych, państwowych i od dużych funduszy, startupy zalały kraj. Wraz z pieniędzmi rozkręcały się branżowe imprezy, a każda nowa firma szukała w sobie technologicznego elementu, by też móc nazywać się startupem. Od tego czasu przez Polskę przepłynęły dziesiątki miliardów złotych, a Warszawa zdążyła stać się regionalnym hubem dla startupów. Opinia publiczna poznała setki genialnych, młodych biznesmenów, przed którymi świat otwiera wrota i tysiące obiecujących biznesów mających te wrota wyważyć.

Gdzie dziś są ci ludzie i ich firmy? Jak rozwinęła się polska scena startupowa? Kto jest ukochaną maskotką branży, a kto czarną owcą? Jakie mechaniki, procesy i zwyczaje w niej panują? Rozmawiamy z tymi, którzy ją tworzyli. Odnajdujemy tych, którzy mieli podbić świat. I tych, którzy w te podboje zainwestowali i stracili lub zarobili ogromne pieniądze. 15 lat od początku boomu startupowego w Polsce cyklem reporterskim "Rzeczpospolita Startupowa" mówimy tej branży: sprawdzam!

Odc. 1: Geniusze na dorobku. Branża startupowa w Polsce zbliża się do dorosłości
Odc. 2: Publiczna kasa na startupy. Siej i zbieraj plony lub przepal i uciekaj
Odc. 3: Mistrzowie porażek. Jeśli wpadać w zakręty, to jak startupowcy

Jednak projekcja na to, że w Polsce w najbliższym czasie któryś ze startupów przekroczy magiczny pułap jednego miliarda dolarów, jest coraz mniej wyraźna ze względu na pogarszające się warunki rynkowe. Ostatnie lata to był czas prosperity dla branży, szybko wydawanych pieniędzy, ogromnych rund i horrendalnie wysokich wycen. Rekordowy pod tym względem był rok 2021, kiedy przez polski rynek VC przepłynęło 3,6 mld złotych – niemal dwa razy tyle, co rok wcześniej. Wzrosło wtedy nie tylko finansowanie, lecz także liczba spółek, które mogły liczyć na inwestycje z funduszy, bo gdy inwestorzy upatrzyli sobie ciekawy startup, robiąc okrojone due diligence, od razu pompowali w niego pieniądze.

– To czas, kiedy najłatwiej zbierało się i wydawało pieniądze. Giełda w Stanach Zjednoczonych rosła, dostęp do kapitału był niemal nieograniczony. Wiele spółek zebrało bardzo duże rundy na niewyobrażalnie wysokich wycenach – mówi Sebastian Karaś, ekspert rynku VC. W Polsce wyniki podkręciły topowe polskie startupy, takie jak Ramp, DocPlanner, Booksy czy Uncapped, które doszły do rund liczących przynajmniej 100 mln złotych. Dzięki nim ostatni kwartał 2021 roku okazał się najmocniejszym okresem w historii polskiego VC. 

Festiwal dobrobytu jednak nie trwał długo, bo 2022 rok przyniósł niepewność na globalnych rynkach. Wojna wywołana przez Rosję w Ukrainie, spadki na giełdzie w Stanach Zjednoczonych, rosnąca inflacja w Europie, wpłynęły na nastroje branży. – Przez ostatnie lata startupy, goniąc za wzrostem, zapomniały o istocie biznesu, czyli o rentowności. Oczywiście dla wielu biznesów szybki wzrost to jedyna szansa na przyszłość, bo w niektórych branżach zwycięzca bierze wszystko. Jednak perspektywa recesji wylała kubeł zimnej wody na branżę – mówi Michał Sadowski, założyciel Brand24, firmy zajmującej się analizą ruchu w mediach społecznościowych. 

Inwestorzy przykręcili kurek z pieniędzmi, stali się bardziej ostrożni i surowsi w ocenie potencjalnych inwestycji. A także w doborze projektów. Wymagają od startupów zrównoważonego modelu biznesowego, a także dowodów, że ich pomysł ma sens. Branża doszła do momentu, gdzie ważniejsze od prezentacji w PDF-ie stały się liczby Excelu. 

Postępujące widmo recesji

Od upadku Związku Radzieckiego Europa przez dziesięciolecia delektowała się spokojem i względną stabilnością gospodarczą. Jednak inwazja Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku, czyli rozpoczęcie największego konfliktu w Europie od drugiej wojny światowej, wywróciła do góry nogami dotychczasowy spokój, zmieniając dynamikę polityczną i gospodarczą. Wielu inwestorów z zagranicy zaczęło uważniej przyglądać się tej części Europy, obawiając się, że konflikt rozleje się na graniczące z Ukrainą i Rosją państwa.

Już kilka dni po wystrzeleniu pierwszych rakiet na Kijów polscy founderzy zaczęli odbierać telefony od zagranicznych inwestorów, ciekawych, jak sytuacja wygląda z bliska. – To był moment niepewności, cały świat wstrzymał oddech, a oczy inwestorów zwróciły się w naszą stronę – mówi Zosia Wanat, dziennikarka należącego do "Financial Times" serwisu Sifted, opisująca branżę VC w Europie Środkowo-Wschodniej.

Jednak mimo tak ogromnego wyzwania geopolitycznego połączonego z rosnącą inflacją w Europie i ogólnym spowolnieniem działalności branży VC, inwestycje w 2022 roku dobiły wartością tym z poprzedniego roku, co na tle globalnych trendów spadkowych było pozytywnym sygnałem. – W Polsce trendy z Zachodu odczuwalne są z kilkumiesięcznym opóźnieniem. Gdy w 2022 roku na Zachodzie już było widać kłopoty, nasze fundusze cały czas inwestowały – mówi Maciej Ćwikiewicz, szef PFR Ventures.

A wtedy przyszedł 2023 rok i już nie było tak kolorowo. Najnowsze wyniki z raportu PFR Ventures i Inovo nie napawają optymizmem. W trzecim kwartale 2023 roku wartość inwestycji VC, które trafiły do polskich spółek, wyniosła 424 mln zł, co oznacza 54-procentowy spadek wartości inwestycji w porównaniu do analogicznego okresu w 2022 roku. Choć po trzech kwartałach 2023 roku polski rynek VC przeskoczył poprzeczkę postawioną w latach 2019 i 2020, nie ma żadnych szans, aby udało się zbliżyć do rekordowych dwóch poprzednich lat. 

Inwestycje VC Q3 2023
fot. PFR Ventures, Inovo

Maciej Ćwikiewicz cytowany w raporcie zauważa, że choć w trzecim kwartale lekko wzrosła liczba późniejszych rund, to znacząco skurczyła się liczba transakcji zalążkowych. Głównie z powodu spadków globalnych wycen i liczby transakcji, ale również ze względu na kończący się horyzont programu funduszy europejskich.

Polska wpisuje się w europejski trend spowolnienia na rynku VC. Według raportu PFR Ventures i funduszu Inovo, o ile w Polsce spadek wartości transakcji w trzecim kwartale był nieznacznie większy w Polsce niż całej Europie (-54 proc. Polska, -49 proc. Europa), o tyle w Europie Środkowo-Wschodniej wartość inwestycji spadła o 76 proc.

Podobne konkluzje dotyczące zdecydowanie gorszych wyników w Europie ma branżowy serwis o startupach Sifted. Autorzy raportu podsumowującego trzeci kwartał 2023 roku zaznaczają, że zdecydowanie nie można uważać go za udany. Jednak do posłańców złej nowiny im daleko, bo, jak tłumaczą, choć trzeci kwartał rzadko jest "najszybszym psem w wyścigu" (tym mianem poszczycić się może zwykle czwarty kwartał), aktualne dane pokazują trend stabilizacji w większości krajów Europy.

– Nie ulega wątpliwości, że rynek rządzi się cyklicznością, więc o ile teraz jesteśmy w momencie recesji i korekty, tak z pewnością za jakiś czas rynek zacznie wzrastać. Postępujące widmo recesji zniechęca do inwestycji wysokiego ryzyka. W tej chwili stopy procentowe są na tyle wysokie, że mniej opłacalne jest inwestowanie w startupy, bezpieczniej trzymać pieniądze w bankach – mówi Michał Sadowski z Brand24. A to zła wróżba dla branży.

Na paryskich dywanach

To, gdzie jest aktualnie polska scena startupowa, pokazują tegoroczne targi Viva Tech. Odbywająca się co roku w Paryżu impreza przyciąga największych inwestorów i startupowe gwiazdy z całej Europy, którzy dzielą się wizją przyszłości i rozwoju nowych technologii. Organizatorzy nazywają ją największą imprezą startupową w Europie. Jedziemy na tegoroczną edycję czerwcu, by sprawdzić, jak prezentuje się na nich Polska.

Wydarzenie odbywa się w centrum wystawienniczym Paris Expo. To tu przez cztery dni przewinie się ponad 150 tys. odwiedzających. Wybrani szczęśliwcy wysłuchają na żywo rozmowy z Elonem Muskiem (będzie m.in. przestrzegał przed katastrofalnymi skutkami rozwoju AI, jeśli wymknie się ona ludziom z rąk) czy prezydentem Francji Emmanuelem Macronem (obieca pół miliarda euro na rozwój sektora AI we Francji). Pozostali będą mogli wybierać, które spośród prawie 3 tys. stoisk startupów odwiedzą.

Nasz kraj na targach reprezentuje Polska Agencja Inwestycji i Handlu, która zabrała do stolicy Francji osiem rodzimych startupów, a w zasadzie poprawniej należałoby powiedzieć firm. Wśród nich znajduje się znany powszechnie w Polsce, istniejący od ośmiu lat system płatniczy BLIK. Jak jednak tłumaczy Paweł Kurtasz, prezes PAIH, bycie startupem nie jest warunkiem koniecznym do zgłoszenia się na wyprawę do Paryża, wystarczy być innowacyjnym. – Będąc w Korei Południowej, pokazałem podczas kolacji tamtejszemu wiceministrowi od nowych technologii BLIK-a. Ocenił, że to lepsze narzędzie od WeChata – mówi Kurtasz.

Za miejsce na targach tej firmy, jak i pozostałej siódemki, zapłacił PAIH: od każdego po 10 tys. euro. Warunkiem jednak było to, by mieli wcześniej umówione spotkania z potencjalnymi inwestorami podczas targów. Lista polskich startupów, które wystawiały się na tegorocznym VivaTech, dostępna jest na stronie targów.

Praca zespołowa w startupach
fot. Anton Vierietin/Shutterstock

Jednak to nie wszystkie polskie startupy, jakie na tej imprezie się pojawiły. Podczas rozmów na stoisku PAIH (zwiedzających do podejścia zachęcały między innymi polskie kiełbasy i sery) pojawili się też przedstawiciele branży startupowej z Podkarpacia. Przyjechali z pracownikami tamtejszego urzędu marszałkowskiego na czele z Ewą Draus, wicemarszałkinią Podkarpacia. – Nie wiedzieliśmy, że będzie PAIH. Brakuje trochę współpracy, ale przede wszystkim kontaktu – przyznaje. Razem z nimi jest kilka startupów głównie z branży lotniczej i kosmicznej, bo to specjalizacje Podkarpacia.

Na polskim stoisku można też spotkać przedstawicieli polskiej ambasady w Paryżu. - To pierwszy raz, gdy na VivaTech jest polskie stoisko organizowane przez PAIH. Swoją obecnością staramy się wzmocnić startupy i wyjść poza teren targów. Drugiego dnia targów w ambasadzie odbywa się konferencja dla przedstawicieli branży startupowej z Polski i Francji, na którą zaproszeni są również inwestorzy. Spotkanie w takim miejscu robi na nich wrażenie - tłumaczy Jakub Blatkiewicz, który w ambasadzie jest II sekretarzem w Referacie Ekonomicznym.

Tymczasem na samych targach swoje stoiska mają też inne kraje. Polska na ich tle się nie wyróżnia, ale trzeba wziąć poprawkę na fakt, iż to pierwszy raz. Np. Belgia przyjechała z 50 startupami, ale niektóre zabrały się z rządem, inne z przedstawicielstwami regionów. Włoska Agencja Handlu zabrała 53 młode firmy, Niemcy – prawie 40. Holandia na swoim stoisku promuje 21 startupów. Jest też stoisko ukraińskie, gdzie prezentuje się 12 startupów. Każdemu z nich obecność na stoiskach opłacili organizatorzy imprezy z powodu inwazji Putina na Ukrainę. Oczywiście są i kraje, które w ogóle nie mają swoich stoisk: na targach nie ma np. przedstawicielstwa czeskiego.

Wyceny w dół

Era wzrostu za wszelką cenę dobiegła końca, teraz startupy muszą skoncentrować się na stworzeniu zrównoważonego modelu biznesowego, których słowa klucze to racjonalność w wydawaniu pieniędzy i dążenie do rentowności. Founderzy muszą udowodnić, że wzrastają im przychody, mają płacących klientów, są efektywni w wydawaniu pieniędzy, a także pokazać, jak i kiedy zamierzają dojść do rentowności biznesu. 

– Ostatni rok dla wielu spółek jest bardzo ciężki, bo stanęły przed wyzwaniem zredukowania prędkości wzrostu za wszelką cenę na racjonalny wzrost. Dla biznesów, które dotychczas wyłącznie paliły pieniądze, to ogromna zmiana, ale nie sztuką jest rosnąć ze stratą. Każdy potrafi wydać dolara, żeby zarobić 30 centów – mówi gorzko Stefan Batory. Jak tłumaczy, startup Booksy już od dłuższego czasu poddawany był restrukturyzacji, więc w momencie największej zmiany sektorowo-strukturalnej w branży VC oni mogą już pochwalić się rentownością.

Już od serii A startupy muszą pokazać dane finansowe, wykazać płacących klientów i udowodnić efektywność w wydawaniu pieniędzy. Mniej restrykcyjnie inwestorzy podchodzą do spółek preseedowych i seedowych, jednak jest zdecydowanie trudniej o finansowanie niż w 2021 roku. 

Startupy zmiany na rynku
fot. Anton Vierietin/Shutterstock

Jak pokazują dane spółki Carta, platformy do zarządzania startupami, w 2023 roku zostały zamknięte już 543 startupy, gdzie przez cały ubiegły rok zamknięto 467. I choć są to wyłącznie dane dotyczące klientów Carty i nie pokazują całego uniwersum startupowego, wskazują one trendy obserwowane na rynku.

– Musimy się spodziewać, że wiele startupów będzie bankrutować, gdy żaden inwestor nie będzie chciał zainwestować w ich biznes. Wiele spółek czekają też tzw. rundy downsize’owe, czyli inwestycje z niższą wyceną – zapowiada Sebastian Karaś.

Podobną wizję rynku widzi Michał Kramarz, szef Google for Startups: – Niewątpliwie będzie sporo startupów, które poniosą porażkę, jednak aspektem kluczowym jak zawsze są założyciele i ich umiejętności dostosowania się do zmieniających się realiów. Jeśli są w stanie zmienić modele biznesowe, zwinnie dostosowywać się do istniejących warunków, i często nawet brutalnie zreorganizować firmę, to zdecydowanie zwiększają szansę na przetrwanie i rozwój swojej działalności.

Maciej Ćwikiewicz z PFR Ventures zauważa jeszcze jeden problem nawarstwiający się od połowy 2022 roku, który negatywnie wpływa na branżę. – Większość funduszy finansowanych z Unii Europejskiej kończy swój okres inwestycyjny. Części z nich po prostu skończą się pieniądze, inni będą chcieli zainwestować w spółki portfelowe, przez co nowe projekty będą miały mniejsze szanse na wsparcie – mówi szef PFR Ventures. I zapewnia, że przestój nie będzie długotrwały, bo już w pierwszej połowie przyszłego roku przywrócona zostanie pełna dostępność pieniędzy z Unii Europejskiej na rynku.

Wygaszanie funduszy, do których teraz dochodzi, łączy się exitami, czyli wyjściem funduszy ze spółek, w które zainwestowali. Zasady na rynku VC wyglądają tak, że okres inwestycyjny, czyli czas, kiedy fundusz inwestuje w spółkę, wynosi około 10 lat. Po tym czasie następuje exit, wtedy fundusz sprzedaje swoje akcje w zależności: albo prywatnej firmie, albo właścicielom startupu, albo dochodzi do wejścia na giełdę. Rzadziej zdarza się sprzedaż innemu funduszowi.

Jednak biorąc pod uwagę aktualną kondycję rynku, funduszom trudno będzie sprzedać po dobrej cenie startupy, głównie ze względu na urealnienie wycen spółek. Według badania przeprowadzonego przez European Investment Fund 72 proc. funduszy VC uważa, że warunki wyjścia w 2023 roku znacząco się pogorszyły. Przez ostatnie 18 miesięcy okno IPO było całkowicie zamknięte, a ceny wyjścia, zdaniem trzech czwartych funduszy VC, spadły.

– Dlatego z pewnością fundusze będą wstrzymywały się ze sprzedażą, aż warunki rynkowe nieco się polepszą – mówi Karaś. Nikt nie jest jednak w stanie powiedzieć, kiedy to nastąpi. A przecież przy niewystarczającej płynności na rynku IPO i braku nabywców exity pozostają poważnym problemem dla funduszy VC.

Praca grupowa

I chociaż warunki są niesprzyjające, nowa rzeczywistość wymusza zmiany, a te z kolei mają też swoje zalety i pomagają w profesjonalizacji rynku. Po pierwsze, konieczność lepszej analizy zespołów i dostosowanie modeli biznesowych do nowych realiów w dłuższej perspektywie korzystnie wpływa na branżę. – ​​Wzrost dla samego wzrostu zamydla oczy. Inwestorzy wielokrotnie przymykali oczy na niedostatki startupów. Inwestując w pomysły, które nie mają prawa się udać, niestety napędzało patologie na rynku – tłumaczy Sadowski z Brand24.

Po drugie, balon wycen spółek, które były nienaturalnie pompowane i osiągały horrendalnie wysokie poziomy, w końcu pęka, a wyceny się urealniają. – Realne wyceny spółek z naszego regionu, ze zdrowym modelem biznesowym, nadal mają szansę przyciągać zainteresowanie inwestorów zagranicznych, którzy coraz częściej zwracają uwagę na efektywne generowanie przychodów - czasem nawet kosztem trochę wolniejszego tempa wzrostu. Pieniędzy na globalnym rynku nadal jest dużo, ale jest on oglądany przez inwestorów coraz dokładniej i kluczem staje się realny, a  nie obiecywany wzrost – tłumaczy Michał Kramarz z Google for Startups.

Oczywiście zagraniczne fundusze nie decydują się inwestować tylko ze względu na niższe wyceny. Ich aktywność na polskim rynku od kilku lat rośnie ze względu na postępującą profesjonalizację branży. Stefan Batory z Booksy dodaje, że wpływ na wzrost liczby inwestycji zagranicznych był spowodowany demokratyzacją rynku, która nastąpiła w czasie pandemii COVID-19.

Współpraca w startupach
fot. Anton Vierietin/Shutterstock

– Przed pandemią inwestorzy z Doliny Krzemowej inwestowali w spółki, których siedziba znajdowała się maksymalnie godzinę jazdy od ich biura. Brzmi prozaicznie, ale tak to działało. Inwestorzy z Palo Alto najdalej inwestowali w San Francisco, z kolei inwestorzy z Nowego Jorku inwestowali w spółki nowojorskie. Dzisiaj inwestorzy z Doliny Krzemowej inwestują w całych Stanach i zaczynają coraz śmielej inwestować także w Europie. A im więcej pozytywnych przykładów współpracy z polskimi startupami, jak np. Booksy, tym więcej zagranicznych funduszy przekona się, że warto brać pod uwagę polski rynek w poszukiwaniu potencjalnych perełek – mówi Batory.

Nad ściąganiem inwestorów z zagranicy pracuje także PFR Ventures, który w ubiegłym roku wszedł jako inwestor do funduszu Lakestar. – Nasz ruch spowodował, że zainteresowali się polskim rynkiem i zobowiązali do aktywności – zaznacza Ćwikiewicz. 

O ile współpraca między funduszami wychodzi Polsce coraz lepiej, o tyle Miron Mironiuk, twórca Cosmose AI, zwraca uwagę na współpracę w ramach rodzimego ekosystemu. – Brakuje nam areny do wymiany myśli. Mam nadzieję, że z czasem będziemy poświęcać więcej czasu na to, żeby pomóc nowym pokoleniom uniknąć przynajmniej części błędów – mówi Mironiuk, który na TikToku dzieli się wskazówkami, co robić, żeby nie popełnić podstawowych błędów w rozwijaniu startupu.

Brak areny do wymiany myśli i współpracy dotyczy również przybyłych do Polski founderów ze Wschodu. – W 2020 roku tłumnie sprowadzili się Białorusini, dwa lata później przyjechali gromadnie Ukraińcy, mało jednak dzieje się na rynku, aby zintegrować tych ludzi – zaznacza Zosia Wanat z Sifted. Dodaje, że ukraińskim i białoruskim firmom często trudno zatrudnić polskich inżynierów, bo ci wolą pracować dla zachodnich firm. – Choć pewnie tworzenie wspólnego ekosystemu miało nastąpić naturalnie, jeszcze do tego nie doszło, przez co w Polsce wciąż funkcjonują dwa oddzielne ekosystemy – zaznacza dziennikarka.

Borys Musielak, współzałożyciel Smok Ventures, w rozmowie z SW+ tłumaczy, że połączenie tych środowisk startupowych jest trudne, ale możliwe. – Wojna w Ukrainie i Łukaszenka w Białorusi wypychają zdolnych i mądrych ludzi, a my musimy to wykorzystać i związać ich z Polską, żeby nie wyjechali. Najłatwiej oczywiście będzie przez inwestycje w ich startupy – mówi Musielak.

Szansa na utrzymanie ukraińskich startupów jest całkiem spora, bo już przed wybuchem wojny ukraińskie startupy chętnie przyjeżdżały do Polski zwabione lepszymi warunkami do rozwoju. Jak wynika z raportu "UKRAINIAN STARTUP ECOSYSTEM: Facing the challenges, seizing the opportunities", wśród powodów najczęściej wymieniany był relatywnie niski próg wejścia, łatwa dostępność grantów unijnych oraz większa wypłacalność. Za rozszerzeniem działalności na nasz kraj przemawia także wsparcie instrumentów systemowych, czego brakuje w Ukrainie.

Zresztą, jak wskazują eksperci PARP-u, Ukraina od zawsze borykała się z problemem niskiego bezpieczeństwa inwestycyjnego. Przestarzały system makroekonomiczny spowalniał rozwój ukraińskiej klasy średniej, która mogłaby znacząco wpłynąć na wzrost popytu na innowacyjne produkty i usługi oraz reinwestycję w edukację. Wartym podkreślenia jest fakt, że napływ ukraińskich startupów to wzmocnienie potencjału technologicznego w Polsce.

Dogonić peleton

Niewątpliwie polski rynek VC złapał sporą zadyszkę, goniąc globalny peleton. Oczywiście bierzemy udział w tym wyścigu, ale na razie nie jesteśmy w peletonie. Na dogonienie czołówki, czyli Stanów Zjednoczonych, Izraela, Wielkiej Brytanii czy Francji nie mamy szans, jednak z pewnością mamy szansę wyprzedzić reprezentantów krajów w Europie Środkowo-Wschodniej, Afryki i Bliskiego Wschodu. – Rynek jest przed istotnym przyspieszeniem. Zbudowaliśmy masę krytyczną, kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy w startupach i funduszach, ludzie są bardziej doświadczeni, mają wiedzę, jak prowadzić firmy – zaznacza Ćwikiewicz.

Jeszcze pięć, siedem lat temu osoba, która rezygnowała z pracy w korporacji na rzecz założenia własnego startupu, była postrzegana jako ryzykant, bo przecież jakby jej nie poszło, dostałaby łatkę nieudacznika, a w sytuacji niepowodzenia korporacje już by jej nie przyjęły. Po latach nastąpiła zmiana mentalnościowa w korporacjach, które interesują się startupami, mają swoje departamenty VC, innowacji, współpracy z rynkiem. A jak ktoś był w startupie i mu nie poszło, korpo chętnie taką osobę przyjmą, ma szansę także na rozwój w innych startupach, bo mnóstwo ich się otwiera, rozbudowuje swoje zespoły i potrzebuje doświadczonych pracowników.

– My, mówię tu o Booksy, ale też o DocPlannerze czy Brainly, nie mieliśmy skąd rekrutować doświadczonych w prowadzeniu startupów ludzi. Przed nami nikt w Polsce nie zbudował tak dużych startupów, więc popełniliśmy masę błędów. Nowe kohorty mogą skorzystać z naszych doświadczeń i doświadczeń ludzi, którzy pomagali nam budować polski ekosystem – mówi Batory. Współzałożyciel Booksy wskazuje, że obecnie ze względu na warunki na rynku wielu pracowników z doświadczeniem w dużo większych startupach z Europy Zachodniej i USA decyduje się na zmianę firmy. – Sami jesteśmy w trakcie rekrutacji na wysokie stanowiska i jestem pod wrażeniem doświadczenia, jakie mają ci ludzie – mówi Batory. 

Prognozy dla rynku startupowego
fot. Anton Vierietin/Shutterstock

Jak zaznacza Sebastian Karaś, istotnym punktem zwrotnym w branży będą exity funduszy. Przykłady bardziej dojrzałych, starszych rynków VC, jak Niemcy czy Szwecja pokazują, że exity sprzyjają budowaniu kolejnych generacji ekosystemu startupowego.

Sprzedaż spółki da pracownikom startupów ogromny zastrzyk pieniędzy, a oni, mając świetne doświadczenie i dobre pieniądze, będą mogli zacząć budować swoje biznesy, a w konsekwencji dalej rozwijać rynek.

– Będziemy mieć więcej wysokopłatnych miejsc pracy, bogatych founderów, którzy, tak jak robi to teraz np. Maciek Noga z Pracuj.pl, nie tylko finansują, ale też coachują nowe pomysły na startupy – mówi Ćwikiewicz z PFR Ventures. Zapytany, kiedy możemy się tego spodziewać, odpowiada: – Pierwsze sygnały będą dostrzegalne gołym okiem. Po prostu będziemy widzieć więcej luksusowych samochodów na ulicach Warszawy.

W recepcji PFR Ventures jest mural Dawida Ryskiego: dziewczyna o długich czarnych włosach wypatruje gwiazdozbioru jednorożca. Podobno z Polski widać go najlepiej w miesiącach zimowych.

AUTORZY: Barbara Erling, Marek Szymaniak, Jakub Wątor
GRAFIKI: Master1305, Anton Vierietin / Shutterstock.com
KOREKTA: Agata Źrałko

DATA PUBLIKACJI: 31.10.2023