Dlaczego jest raczej nic niż coś, czyli jak sprzedawano pierwsze NFT w Polsce

- Weszliśmy w NFT, bo mieliśmy obawę, że jak zrobią to inni, to wyjdzie z tego jakaś poczwara, która zaszkodzi wszystkim, a ludzie na końcu poczują się nieuczciwie potraktowani – tłumaczy przewodniczący rady nadzorczej Desy Unicum, która za ponad pół miliona złotych sprzedała cyfrową kopię zniszczonego przed laty obrazu. Od aukcji minął ponad rok, ale jej zwycięzca nadal nie otrzymał dzieła, które stało się zakładnikiem biznesowego konfliktu. W śledztwie SW+ ujawniamy kulisy sprzedaży pierwszych NFT w Polsce.

Aukcja NFT: Desa, Paweł Kowalewski

- Po raz pierwszy, po raz drugi i po raz trzeci! Gratulacje! – kończy z uśmiechem licytację aukcjonerka, uderzając młotkiem o stół. Salę aukcyjną w Desa Unicum przy ulicy Pięknej w Warszawie wypełniają błyski fleszy i gromkie brawa, płyną gratulacje i uściski dłoni.

Jest co świętować, bo za zupełnie realne pieniądze sprzedano całkowicie wirtualne dzieło. Fizyczne płótno obrazu "Dlaczego jest raczej coś niż nic" Pawła Kowalewskiego zostało zniszczone w 1997 roku w powodzi, ale przedstawiający złotego geparda obraz zyskał drugie życie dzięki robiącej furorę technologii. Token NFT z dziełem Kowalewskiego wylicytowano za 560 tysięcy złotych. To kwota znacznie przekraczająca wartość fizycznych obrazów tego autora.

Desa Unicum chwali się, że to pierwsza taka aukcja w Polsce i Europie Środkowo-Wschodniej. Jednak gdy słychać huk młotka kończącego licytację, tuż po nim zaczynają się branżowe szepty i spory, że pierwsza aukcja, wcale nie jest pierwszą. A to dopiero początek kłopotów ze sprzedażą NFT Desy.

Ale na razie jest grudzień 2021 roku, środek światowego szału na NFT.

Zbawienie dla artystów

NFT to certyfikat potwierdzający unikalność cyfrowego przedmiotu. Pozwala stwierdzić, kto jest jego właścicielem bez względu na to, czy mówimy o obrazku, piosence, filmiku wideo czy memie itp. 

W cyfrowym rejestrze zwanym blockchainem ("łańcuchem bloków") zapisana jest historia jego życia - od stworzenia, przez wszystkie transakcje - widoczna dla każdego internauty. Obietnica składana przez technologię NFT ma dokonywać dotąd niemożliwego: z jednej strony uczynić świat sztuki bardziej przejrzystym, z drugiej przenieść pojęcie unikatu do Internetu. Choć kopii danego obrazka, gifa czy mema mogą być tysiące, egzemplarz z cyfrowym certyfikatem będzie unikalny. A to jest wartość, którą można wycenić i sprzedać. Tak jak wyceniono i sprzedano wirtualny obraz Kowalewskiego.

NFT, blockchain, smart kontrakty... Na końcu tekstu zamieszczamy krótki słowniczek najważniejszych pojęć.

Choć pierwsze NFT powstały w 2014 roku, to globalny rozgłos zyskują dopiero siedem lat później. W marcu 2021 na aukcji zorganizowanej przez prestiżowym dom aukcyjny Christie's sprzedane zostaje dzieło "Everydays - the first 5000 days" Beeple'a. Kwota? 69 mln dolarów.

Wybucha szaleństwo. Ponieważ NFT pozwala stokenizować i sprzedać niemal wszystko, niemal wszystko idzie pod młotek. Chris Torres sprzedaje NFT gifa Nyan Cata za 600 tys. dol., Jack Dorsey, założyciel Twittera, dostaje 3 mln dol. za pierwszy tweet, a w lipcu za milion złotych polska influencerka MartiRenti sprzedaje swoją cyfrową "miłość".

NFT rozpala nie tylko wyobraźnię kupców, ale też artystów. Piewcy nowej technologii obiecują im niezależność i wyrwanie się z systemu pośredników i ich sutych prowizji. - Dotąd domy aukcyjne poprzez swój autorytet współtworzyły wartość dzieł sztuki. NFT miało pozwolić artystom ich ominąć, rozmyć ich kontrolę i władzę. Domy aukcyjne tak mocno weszły w NFT, bo nie chciały być pominięte przy krojeniu nowego tortu - mówi Feliks Tuszko, socjolog i historyk sztuki związany z Uniwersytetem Warszawskim.

Trzy "pierwsze aukcje NFT"

Na polskim rynki sztuki "pionierów" organizujących aukcje NFT jest troje: branżowy portal Artinfo.pl, Polski Dom Aukcyjny z Krakowa i Desa Unicum. Chronologia wygląda następująco:

26-28 listopada 2021 roku na Warszawskich Targach Sztuki Artinfo.pl organizuje aukcję NFT cyfrowego modelu 3D rzeźby "Fortune" Tomasza Górnickiego. Złożono 79 ofert, 62-krotnie przebijano cenę wywoławczą, kwota 312 tysięcy złotych, na której stanęło, niemal stukrotnie przebiła szacunkową wartość fizycznej rzeźby.

1 grudnia 2021 roku swoją aukcję NFT robi Polski Dom Aukcyjny z Krakowa. Tym razem to aukcja hybrydowa: licytowano zarówno obiekt fizyczny, jak i zrobiony na jego podstawie token NFT. Jeden z dziesięciu egzemplarzy limitowanej serii wydruków "Lego. Obóz koncentracyjny" autorstwa Zbigniewa Libery sprzedany zostaje za 174 tys. zł. 

2 grudnia 2021 ma miejsce licytacja Desy. Za ponad pół miliona złotych sprzedano na niej token obrazu "Dlaczego jest raczej coś niż nic" Pawła Kowalewskiego.

Obraz "Dlaczego jest raczej coś niż nic" autorstwa Pawła Kowalewskiego
Obraz "Dlaczego jest raczej coś niż nic" autorstwa Pawła Kowalewskiego

Rafał Kamecki, założyciel i prezes portalu rynku sztuki Artinfo.pl: - Pierwszą tokenizację dzieła sztuki w Polsce zaplanowaliśmy na początku 2021 roku. Latem zrobiliśmy sesję zdjęciową rzeźby i byliśmy gotowi. Czekaliśmy na najlepszy z perspektywy marketingowej moment, czyli Warszawskie Targi Sztuki, które początkowo miały odbyć się w październiku. To była pierwsza sprzedaż NFT w Polsce i historyczne wydarzenie dla całego rynku sztuki. 

Wojciech Śladowski (Polski Dom Aukcyjny w Krakowie): - Myśmy aukcję zaczęli planować już w maju. To nie była żadna tajemnica. Nie było tak, że musieliśmy być pierwsi, ale tak spontanicznie wyszło. I wśród komercyjnych domów aukcyjnych byliśmy pierwsi. Przed nami było Artinfo.pl, ale to nie jest dom aukcyjny.

Juliusz Windorbski, przewodniczący rady nadzorczej, a do niedawna wieloletni prezes Desa Unicum: - Nad naszą aukcją NFT pracowaliśmy od lutego 2021 roku. Byliśmy pierwsi, bo jako pierwsi sprzedaliśmy dzieło sztuki. To, co zrobili inni, to była sprzedaż nie dzieła sztuki, lecz jego kopii. Jeśli istnieje oryginalne dzieło sztuki, które ma postać fizyczną, i zrobimy z niego kopię cyfrową, to jest to nadal kopia, bo oryginał jest tylko jeden. W przypadku naszej aukcji fizyczny obraz nie istnieje, a jego autor Paweł Kowalewski zdecydował, że oryginałem jest od teraz dzieło w formie cyfrowej i ono trafiło na aukcję NFT.

Najgłośniej jest o aukcji Desy Unicum, w czasie której nabywca wylicytował token NFT obrazu "Dlaczego jest raczej coś niż nic". Uwagę mediów przyciąga zawrotna suma, ale – jak zwracają uwagę nasi rozmówcy – nie bez znaczenia jest też pozycja Desy, największego domu aukcyjnego w Polsce generującego około połowy obrotów całego rynku.

- Desa swoją aukcję NFT opisała tak, jakby mieli być pierwsi, choć było wiadomo, że przed ich aukcją odbędą się inne. Ale to duża firma, z dużym PR-em. A jak duży mówi głośniej, to zagłusza mniejszych. I efekt jest taki, że wiele osób do dziś uważa, iż to oni zrobili pierwszą aukcję NFT w Polsce - mówi Śladowski.

Jego słowa potwierdzają cytaty z komunikatów prasowych publikowanych wówczas przez Desę. Dom Aukcyjny chwalił się, że "dokona przełomu na rynku kolekcjonerskim – jako pierwszy dom aukcyjny w Europie Środkowo-Wschodniej, zaoferuje kolekcjonerom cyfrowe dzieło". W katalogu zapowiadającym aukcję pisze: "jesteśmy pierwszym domem aukcyjnym nie tylko w Polsce, ale w całej Europie Środkowo-Wschodniej, który wprowadził sprzedaż NFT".

- Desa nie była pierwsza, a to, co zrobiła medialnie, jest naganne, ale nikt nie mówi o tym głośno, bo ludzie ze środowiska boją się Desy, a media też ich nie będą podgryzać, bo są dużym reklamodawcą - mówi Konrad Szukalski, wiceprezes Domu Aukcyjnego Agra-Art i ocenia aukcję NFT Desy. - To był falstart wynikający z pośpiechu, który dziś służy za przykład bałaganu i niekompetencji. Wygląda to bardzo nieprofesjonalnie. Nie dziwię się, że dziś Desa ma co do tej aukcji strategię w stylu: ciszej nad tą trumną.

Pierwszeństwo aukcji Desy nie jest bowiem jedyną, lecz pierwszą z wątpliwości, na które zwracają branżowi eksperci. 

- Aukcja Desy to historia o wprowadzaniu innowacji na rynek. NFT zostało pomyślane, by umożliwić funkcjonowanie dzieł sztuki w świecie cyfrowym i zdecentralizować obrót nimi, tak by mniejszą rolę odgrywali pośrednicy tacy jak domy aukcyjne. Paradoksalne jest to, że to instytucje charakterystyczne dla tradycyjnego obiegu sztuki popularyzują technologię, która ma w założeniu zmarginalizować ich znaczenie. Domy aukcyjne wprowadzające do swojej oferty NFT musiały zmierzyć się z prawnymi i technologicznymi wyzwaniami, nie zawsze wychodząc z tego bez szwanku - mówi Feliks Tuszko. 

Taka sytuacja może stworzyć szereg problemów. I tutaj tak właśnie się stało.

Dwa tokeny z jednego dzieła

Zgubić można się już w katalogu Desy "Sztuka współczesna", w którym zapowiedziano aukcję NFT. Widnieje tam informacja, że token został stworzony (mówiąc fachowo: wymintowany, patrz słowniczek) 17 listopada 2021 roku. Ta sama data widnieje na stronie aukcji, tymczasem bez trudu można sprawdzić, że token powstał 1 grudnia. Czyżby wybito go dwukrotnie? A jeśli tak, to który jest oryginałem? Sama Desa na swojej stronie, zapowiadając aukcję, pisała, że "nabywca staje się posiadaczem cyfrowego odpowiednika dzieła sztuki, mając gwarancję jego wyjątkowości i autentyczności, a także niespotykanej dotąd trwałości".

We wspomnianym katalogu aukcji znajduje się też adres smart kontraktu, ale jest inny niż ten na stronie aukcji. Oba adresy prowadzą do tokenów NFT nazwanych "Dlaczego jest raczej coś niż nic", ale tylko przy pierwszym wyświetla się na OpenSea, największej platformie NFT, obraz Pawła Kowalewskiego.

Który z nich trafił na aukcję? Odpowiedź na to pytanie możemy znaleźć w opisie aukcji Desy w katalogu i na stronie www. Czytamy w nim, że obiekt został stworzony przy użyciu standardu ERC-721. Taki standard pasuje tylko do drugiego tokenu NFT, czyli tego, który... nie wyświetla grafiki obrazu.

Porownanie tokenow Dlaczego jest raczej cos niz nic

"Czy dane pozwalają zatem stwierdzić, co dokładnie kupiła (lub raczej zamierzała kupić) osoba, która zdecydowała się zapłacić 554 tys. zł za ten NFT? Niestety nie" - pisał w publicznym wpisie na Linkedin już kilka tygodni po aukcji mecenas specjalizujący się w prawie nowych technologii Tomasz Zalewski z firmy Bird&Bird.

Skomplikowane? To prawda. Im głębiej wchodziliśmy w meandry aukcji NFT, tym bardziej wszystko robiło się zagmatwane. Technologiczny termin gonił kolejny, a pytań, zamiast ubywać, przybywało. Ale z pomocą ekspertów spróbowaliśmy przebić się przez ten gąszcz i wytłumaczyć, co faktycznie się stało i dlaczego stworzono dwa NFT.

Co mogło stać za podwójnym mintowaniem, czyli stworzeniem NFT? Większość ekspertów, nie mając pewności, bezradnie rozkłada ręce. 

- Prawdopodobnie został popełniony błąd. Być może smart kontrakt, w którym mintowano ten pierwotny token, zawierał jakiś błąd i ktoś w ten nieumiejętny sposób próbował go naprawić – zastanawia się Tomasz Swaczyna, przedsiębiorca działający w branży blockchain i NFT oraz prezes projektu Metasy, który łączy artystów i potencjalnych kupców ich prac.

Z kolei wspomniany już mecenas Zalewski w rozmowie z SW+ zwraca uwagę, że w opisie tokenu NFT brakuje również podstawowych informacji, np. na temat tego, kto jest autorem obrazu "Dlaczego jest raczej coś niż nic".

- Można sprawdzić, kto mintował token NFT, ale to niewiele mówiące nazwy. Można się zastanawiać, czy te obiekty mają w ogóle związek z autorem pracy. Owszem, Desa mówi, że to dzieło Kowalewskiego, ale na ich miejscu wolałbym pokazać potencjalnym nabywcom, że autor oświadcza, iż ten token powstał za jego aprobatą – mówi Tomasz Zalewski.

O błędy w katalogu, podwójne mintowanie tokenów NFT oraz różne ich daty zapytaliśmy Desę Unicum. W czasie rozmowy z SW+ jej przedstawiciele przyznali, że token NFT dzieła Pawła Kowalewskiego trzeba było stworzyć dwukrotnie. Juliusz Windorbski wytłumaczył, że pierwsze NFT zostało źle wymintowane i dlatego trzeba było wybić drugie, ale nie chciał się zagłębiać w szczegóły.

Takich oporów nie miał Adam Sobczak, właściciel filmy Tuliplabz, która na zlecenie Desy zajmowała się tworzeniem NFT. Wyjaśnił, że pierwszy token został poprawnie stworzony, ale musiał zostać zniszczony, bo Desa zażądała wprowadzenia w nim zmian. To jednak nie było możliwe, bo token już został wyemitowany na blockchainie.

- Na kilka dni przed aukcją Desa zgłosiła, że musi w tym NFT mieć inne zapisy dotyczące rozliczeń. Żeby je zmienić, musieliśmy wyemitować nowy token - wspomina w rozmowie z SW+ Adam Sobczak. 

To pierwszy, ale nie ostatni wątek, przy którym opowieść obu odpowiedzialnych za aukcję firm znacząco się od siebie różni.

Aukcja poza systemem

Ale wróćmy do pytań mnożących się wokół aukcji. Kluczowe są dwa - dlaczego pomimo upływu ponad roku od aukcji w sieci blockchain nie ma śladów po "historycznej" transakcji? I - ważniejsze - dlaczego warty ponad pół miliona złotych token dotąd nie opuścił portfela jego twórcy? A tym samym nie trafił do nabywcy. W końcu licytacja się odbyła, Desa przekonuje, że padł na niej rekordowy wynik, a NFT zostało sprzedane. 

Odpowiedź na pierwsze z tych pytań jest stosunkowo łatwa. - Wygląda na to, że aukcja się odbyła, ale poza blockchainem, bo gdyby transakcja miała miejsce na blockchainie, zostałby po niej ślad. Sprzedaż tokenów NFT poza blockchainem jest możliwa, ale jest to sprzeczne i niespójne ogólnie z korzystaniem z tokenów NFT i tej technologii - przyznaje Tomasz Swaczyna.

Mówiąc nieco prościej: gdyby NFT zostało sprzedane na blockchainie, w momencie zakończenia licytacji obiekt aukcji automatycznie trafiłby do nabywcy. Ponieważ tak się nie stało, token trzeba po aukcji dodatkowo przenieść. To o tyle istotne, że sprzedaż poza blockchainem pozbawia uczestników transakcji zalet NFT, które przed aukcją podkreślała sama Desa. Prezes Juliusz Windorbski mówił, że "NFT zapewnia najwyższą jakość i transparentność", a jego dom aukcyjny zaoferuje "unikatowe dzieła cyfrowe, wykorzystując w pełni potencjał protokołu blockchain i cyfrowych certyfikatów autentyczności". A jednak organizując aukcję, Desa z zalet zachwalanej przez siebie technologii sama nie skorzystała.

Dlaczego? Być może wyjaśnieniem jest sugestia Kamila Śliwińskiego, twórcy projektu Polish Masters of Art, popularyzatora polskiej sztuki w sieci, który przypomina, że ideą NFT w aukcjach cyfrowych jest wyeliminowanie pośredników, czyli m.in. domów aukcyjnych.  

- Blockchain sam w sobie jest gwarantem przeprowadzenia transakcji, przekazania dzieła i tantiem dla twórców. Domy aukcyjne próbują to ominąć, bo okazałoby się, że są niepotrzebne, dlatego sprzedają tokeny NFT na swoich konwencjonalnych aukcjach, a nie na samym blockchainie. Poza tym gdyby dom aukcyjny zorganizował aukcję, korzystając z możliwości blockchainu, prędko okazałoby się, że na ich prowizję zwyczajnie nie ma miejsca. Transakcja Desy Unicum nie odbyła się bezpośrednio na blockchainie, tylko jej efekt, czyli przekazanie tokenu, miał być tam zaksięgowany, a i do tego nie doszło - mówi Śliwiński.

Nie doszło, bo, przypomnijmy, rok po aukcji sprzedane za pół miliona złotych NFT nie zostało przekazane klientowi. Nadal leży w cyfrowym portfelu, w którym zostało stworzone.

A przeniesienie tokenu jest też kluczowe, aby artysta mógł otrzymywać tantiemy, tzw. royalties, od kolejnych sprzedaży. To też kolejna z kluczowych cech NFT, która w przypadku aukcji Desy wydaje się co najmniej zaniedbana. Zapytaliśmy autora pracy Pawła Kowalewskiego o aukcję NFT, ale poza tym, że w jego ocenie „zakończyła się sukcesem” nie udzielił nam zbyt wielu informacji. Przyznał, że z przekazaniem NFT nabywcy "cały czas jest problem", ale nie wiedział, z czego wynika. Nie wiedział też, dlaczego w blockchainie nie ma śladu po transakcji, dlaczego wymintowano dwa tokeny, ani czy biorący udział w aukcji wiedzieli, który z nich licytują. Na pytanie, czy otrzymał wynagrodzenie za sprzedaż tokena NFT, odpowiedział zdawkowo: "Jesteśmy rozliczeni".

Paweł Kowalewski więcej do powiedzenia miał przed aukcją. Kiedy udzielał nam wywiadu w listopadzie 2021 roku, chwalił się, że tajniki NFT musi tłumaczyć nawet młodszym kolegom po fachu. Samą technologię zachwalał m.in. za to, że każda transakcja jest zapisana i od każdej artysta dostaje 8-10 proc. prowizji. Podkreślał, że to daje większą pewność niż tradycyjne prawo autorskie.

 - Przecież nierzadkie są sytuacje, że przy transakcji tradycyjnego obrazu dwie strony po prostu dogadują się między sobą, sprzedaż jest po cichu, bez informowania o tym artysty, więc on z tego nie dostaje nic – mówił wówczas SW+ Kowalewski.

Warto przywołać te słowa, bo aby on sam mógł teraz otrzymać kolejne środki z ewentualnych sprzedaży tokenu NFT jego obrazu, trzeba najpierw ów token przetransferować do portfela nabywcy, a do tego nie doszło.

Żaden z ekspertów, z którymi rozmawialiśmy, nie był w stanie powiedzieć nam z całą pewnością, co się wydarzyło, choć wszyscy się nad tym zastawiali. Najczęściej jednak padały trzy hipotezy. 

Pierwsza: do transakcji doszło, ale kupiec zostawił NFT w portfelu Desy. 

- Mogło być tak, że ktoś kupił ten token NFT za pół miliona, ale potem stwierdził, że mu nie zależy na przeniesieniu tokena, nie chce doprowadzić transakcji do końca, bo nie ma portfela, na który można przekazać NFT. Może to nie jest wina Desy, może oni chcą przekazać token, ale kupiec tego nie chce - zastanawia się Szukalski.

Druga hipoteza: kupiec się wycofał. 

- Może ktoś zalicytował token, ale potem doszedł do wniosku, że jednak popełnił głupstwo i się wycofał? Biorąc jednak pod uwagę wszystko, co było pisane o aukcji, to należy się opinii publicznej informacja, czy faktycznie doszło do sprzedaży - mówi Zalewski.

Trzecia hipoteza. Aukcja się odbyła, ale nabywcy nie przekazano samego NFT, lecz cały portfel wraz z zakupionym NFT. 

- Może doszło do takiej sytuacji, że kupił to ktoś, kto nie wiedział, jak się przekazuje token, a ponieważ w portfelu znajduje się tylko ten jeden token, to mogę sobie wyobrazić sytuację, że przekazano adres portfela i klucz do niego - sugeruje Zalewski.

To wszystko to jednak domysły, o których od miesięcy zakulisowo szeptano w środowisku. Nieliczni próbowali publicznie wywołać Desę do odpowiedzi. Pytania stawiał Tomasz Zalewski, a e-maile do Desy w tej sprawie słał już w marcu 2022 Kamil Śliwiński. Reakcja we wszystkich przypadkach była podobna: zdawkowe odpowiedzi lub milczenie.

- To nie była długa korespondencja. Moich kilka e-maili z pytaniami, a z ich strony właściwie brak na nie odpowiedzi. Potem temat się rozmył, na co Desa Unicum zapewne liczyła - komentuje Śliwiński.

E-mailowa odpowiedź Desy Unicum na pytania Kamila Śliwińskiego zadane w marcu 2022 roku fot. materiały Kamila Śliwińskiego
E-mailowa odpowiedź Desy Unicum na pytania Kamila Śliwińskiego zadane w marcu 2022 roku fot. materiały Kamila Śliwińskiego

Odpowiedź Desy Unicum na szereg jego szczegółowych pytań brzmiała: "W nawiązaniu do nadesłanych przez Pana pytań, uznajemy, że sprowadzają się one do jednej, wiodącej kwestii, a mianowicie czy skutecznie doszło do zawarcia transakcji podczas aukcji. Niniejszym chcielibyśmy to potwierdzić".

Odpowiedź Desy

Poprosiliśmy Desę o wyjaśnienie wszelkich wątpliwości związanych z aukcją NFT. W rozmowie z przewodniczącym rady nadzorczej Desy Juliuszem Windorbskim usłyszeliśmy, że wówczas firma była przekonana, że jest gotowa do organizacji aukcji NFT. – Gdyby było inaczej, to byśmy się tego nie podjęli. Gotowość w biznesie sprowadza się przede wszystkim do tego, żeby być gotowym także na niespodziewane sytuacje i minimalizować ewentualne szkody dla interesariuszy. Tak też się stało – mówi Windorbski i dodaje, że rolą Desy od lat jest kształtowanie pewnych norm, nawet kosztem zysków.

- Dla nas najważniejsze jest, żeby ten rynek tworzyć, aby był coraz bardziej uporządkowany, a nie żeby zarobić parę złotych. Weszliśmy w NFT, bo mieliśmy obawę, że jak zrobią to inni, to wyjdzie z tego jakaś poczwara, która zaszkodzi wszystkim, a ludzie na końcu poczują się nieuczciwie potraktowani – dodaje.

Przyznaje jednak, że aukcja NFT nie była wolna od błędów technicznych. Potwierdza, że transakcja do dziś nie została sfinalizowana, zaś token NFT nie został przekazany nabywcy. Zgodnie z oceną prawników Desy właścicielem tokenu NFT wciąż jest Paweł Kowalewski.

Windorbski jasno wskazuje, że za błędy techniczne odpowiada zarejestrowana w Estonii firma Tuliplabz, której Desa zleciła stworzenie NFT. Według domu aukcyjnego zrobiono to "niezgodnie ze sztuką".

- Jesteśmy z nią w prawnym impasie. Zaufaliśmy firmie, której profesjonalizm - jak pokazała praktyka współpracy - nie korespondował z naszym profesjonalizmem. Byliśmy przekonani, że mamy odpowiedzialnego partnera. Okazało się inaczej. Nie mogę tutaj mówić o szczegółach, bo rozważamy kroki prawne w tej sprawie – mówi Windorbski i podkreśla, że nabywca NFT nie został obciążony żadnymi kosztami. – Nie wzięlibyśmy pieniędzy od klienta w momencie, kiedy nie jesteśmy w stanie zagwarantować przejęcia własności – dodaje.

Zapytaliśmy, dlaczego wątpliwości dotyczące aukcji NFT nie zostały publicznie rozwiane. Usłyszeliśmy, że Desa skontaktowała się z zainteresowanymi, ale nie komunikowała tej sytuacji "proaktywnie", bo błędy popełnione przy aukcji i brak jej finalizacji nie uderzyły w nikogo poza samą Desą.

-  Nikt nie lubi chwalić się porażkami. Uważamy, że pewne konflikty trzeba zamykać w gronie zainteresowanych  - mówi Windorbski. Podkreśla jednak, że kluczowe jest, kto ponosi koszty całej tej sytuacji. - Poza nami nie ma żadnego podmiotu, który straciłby na tym, że musieliśmy nauczyć się na błędach - przekonuje.

W przesłanym do nas po rozmowie mailu biuro prasowe Desy dodaje: "Nigdy nie ukrywaliśmy ani nie unikaliśmy odpowiedzi na pytania dotyczące aukcji i transakcji. Czy powinniśmy w tej sprawie wysłać proaktywnie komunikat? Nie ma takiej praktyki. I nie mamy, także z perspektywy czasu, poczucia, że powinno to nastąpić. (...) Czy wystąpił błąd? Tak. Czy były po naszej stronie złe intencje? Nie. Czy ktoś poniósł szkodę w wyniku impasu prawno-technologicznego? Nie".

Jednak eksperci i uczestnicy rynku mają odmienne zdanie.

Niepewna przyszłość NFT

 - Desa, zamiast wtedy wyjaśnić sprawę, przyznać, że popełniono błędy, włożyła głowę w piasek, pozostawiając wiele pytań i wątpliwości bez odpowiedzi. Gdyby wtedy zachowała się transparentnie, to być może niektórzy klienci inwestujący w NFT zachowaliby większą ostrożność wobec tego, jak się później okazało, bardzo chwiejnego rynku - mówi Śliwiński.

Również Tomasz Swaczyna podkreśla, że stawiane publicznie pytania i zarzuty są uzasadnione, bo wciąż pozostają niedopowiedzenia, które powodują, że sama aukcja, jak i jej rozliczenie wydają się nieprzejrzyste. A to cieniem kładzie się na całym rynku NFT.

- Właściwym skutkiem transakcji powinno być przeniesienie tego tokena na portfel nabywcy, a tutaj do tego nie doszło. Należałoby oczekiwać od strony, która tę aukcję przeprowadzała, wyjaśnień. Jeżeli obwieszczono, że ten token sprzedał się za tak znaczącą kwotę, a on dalej jest na portfelu organizatora aukcji, to jest to sytuacja - mówiąc delikatnie i bez używania mocniejszych słów - nieprecyzyjna - mówi Swaczyna i dodaje, że wyjaśnienie tej sprawy jest w interesie samego jej organizatora.

Szczególnie jeśli ten chciałby dalej sprzedawać NFT, a to zapowiada Desa. Obecnie sytuacja na rynku jest trudna, bo zaufanie kolekcjonerów i artystów do NFT jest niezwykle niskie. Wiele transakcji okazywało się zwykłym "pompowaniem balona". Tak było choćby w przypadku rzekomej sprzedaży "wirtualnej miłości" za 1 mln złotych, która okazała się fikcją, a do rynku przyległa łatka oszustwa.

Ostro ocenia to Konrad Szukalski: - Dziś przeciętny człowiek, patrząc na NFT, mówi: spekulacja i piramida finansowa. Im więcej się o tym dowiadywałem, tym bardziej widziałem to w ten sposób, że to często jest jeden wielki przekręt. Dopiero po pewnym czasie zrozumiałem, że istotą zabawy jest nakręcenie odpowiedniej "grupy lemingów", które będą kupować cokolwiek - mówi, ale podkreśla, że NFT ma też swoje dobre strony, może w przyszłości przynieść korzyści artystom i rynkowi sztuki, ale podejście do tej technologii musi być racjonalne i transparentne.  

Zakładnik

W przypadku aukcji Desy transfer tokenu nie będzie taki prosty, bo NFT stało się swego rodzaju zakładnikiem biznesowego konfliktu między Desą a Tuliplabz. Założycielem tej drugiej firmy jest wspomniany już Adam Sobczak, biznesmen i przedsiębiorca. Juliusz Windorbski i Sobczak poznali się przez wspólnych znajomych.

Obie strony przyznają, że ich współpraca miała być zakrojona na szerszą skalę niż sprzedaż jednego NFT, dlatego też token "Dlaczego raczej jest coś niż nic" został wymintowany w portfelu firmy Tuliplabz. Jednym z przejawów dalekosiężnej współpracy był zapis w regulaminie informujący, że od każdej kolejnej sprzedaży tokenu część tantiem dla jego twórców będzie otrzymywać firma Sobczaka.

Dziś o dalszej współpracy nie ma mowy. Biuro prasowe Desy wymienia nam w mailu grzechy Tuliplabz: "brak kompetencji i rażące niedbalstwo, niewywiązywanie się z podstawowych świadczeń (...), sposób działania daleki od standardów, jakie chcielibyśmy widzieć na polskim rynku: zarówno pod względem prawnym, kompetencyjnym, jak i, mówiąc wprost, etycznym". Dom aukcyjny zrezygnował z dalszej współpracy z Tuliplabz, bo, jak przekonuje, firma nie wykonała należycie zleconej jej usługi, a do tego bezprawnie przetrzymuje token.

A Juliusz Windborski dorzuca: – Nie chcę mieć z tym panem nic wspólnego. Musiałbym być wariatem, żeby wejść drugi raz do tej samej rzeki z tym panem. Nigdy w życiu!

Inaczej tę współpracę widzi Adam Sobczak. – Można powiedzieć, że to był dłuższy romansik, bo byliśmy ze sobą bardzo blisko, spędzaliśmy dużo czasu. Mieliśmy wiele planów, ale żaden z tych większych projektów, ani platforma do nieruchomości, ani do NFT, nie wypalił – mówi Sobczak.

Obie strony podpisały list intencyjny, wskutek czego miała powstać platforma do emisji, sprzedaży i przechowywania NFT łącząca tradycyjny rynek sztuki z nowoczesnym. – Dlatego założyłem spółkę w Estonii (Tuliplabz – red.), która miała wtedy czytelne prawo podatkowe związane z kryptowalutami. Zacząłem budować platformę, tak jak to zrobił Sotheby's czy Christie's – dodaje.

Według Sobczaka współwłaścicielami platformy (po połowie) miała być Desa i Tuliplabz. – Finalnie jednak wyszło tak, że właścicielem jestem tylko ja, bo Desa się ze mną nie rozliczyła i projekt został zawieszony – mówi Sobczak i kieruje nas na stronę internetową platformy clarta.pl.

Już na stronie głównej widnieje zapowiedź aukcji NFT "Dlaczego jest raczej coś niż nic". Adres w danych kontaktowych to warszawski adres Desy Unicum, czyli ulica Piękna, a ikonka mediów społecznościowych prowadzi do Instagrama Desy. Widać jednak, że strona nie jest w pełni gotowa. 

- Aukcja NFT "Dlaczego jest raczej coś niż nic" miała być pierwszym wydarzeniem otwierającym Clartę.pl. Mieliśmy cały plan, zrobiliśmy layouty, ale Desa nie zapłaciła ani grosza. Ani za powstanie platformy, ani za aukcję NFT. Z niczego się nie rozliczyła, więc ja z własnej kieszeni musiałem zapłacić za informatyków, grafików itd. To kilkaset tysięcy złotych. Upomniałem się kilkukrotnie, ale w maju zeszłego roku kontakt z Julkiem się urwał - mówi. Na dowód pokazuje korespondencję w telefonie.: - To, co straciłem, to nie są miliony, więc nie chciałem eskalować konfliktu, ale ostatnio uznałem, że nie można takich rzeczy zostawić i zleciłem kancelarii prawnej oszacowanie szans na odzyskanie tych pieniędzy. W lipcu 2022 roku firma Tuliplabz wystosowała do Desy formalne wezwanie do rozliczenia się z transakcji.

Skonfrontowaliśmy Desę z tymi zarzutami i w biurze prasowym usłyszeliśmy, że faktycznie firma otrzymała wezwanie do zapłaty, ale "z uwagi na rażące niedbalstwo w wykonaniu obowiązków leżących po stronie Tuliplabz transakcja nie została sfinalizowana, a tym samym nie mogły powstać żadne zobowiązania finansowe".

Dalej biuro prasowe odbija piłeczkę. "Jedynym ewentualnym roszczeniem jest nasze wobec Tuliplabz na okoliczność szkód biznesowych i reputacyjnych, powstałych w wyniku ich błędów w sztuce i nieetycznego działania. Warto podkreślić, że wciąż "nierozliczone" ze strony Tuliplabz pozostaje zobowiązanie wobec artysty, bo Tuliplabz wciąż bezprawnie przetrzymuje token, którego wyłącznym właścicielem jest Paweł Kowalewski" – odpowiedziało biuro prasowe Desy.

Pytamy Sobczaka, co jest przyczyną konfliktu z Desą. Jego zdaniem całość była organizowana "dość chaotycznie". Jako przykład podaje wymintowanie tokenu. – Zrobiliśmy tak, jak mówiła umowa, ale na kilka dni przed aukcją zgłosili się, że jednak w tym NFT muszą być inne zapisy. A tego nie da się zmienić, jak już się wymintuje NFT na blockchainie. Trzeba było wymintować nowy token – opowiada Sobczak.

Podobnie - co kluczowe - było według niego z przekazaniem tokenu NFT zwycięzcy aukcji. – Nie zostało to sfinalizowane, bo najpierw Desa tłumaczyła, że musi to wytłumaczyć nabywcy, który nie rozumie, jak działa NFT i blockchain. Tak samo było z założeniem portfela. Tłumaczyliśmy im to wszystko, ale to było jak przekazywanie informacji przez głuchy telefon. Z czasem kontakt z ich strony był coraz rzadszy, a kiedy zacząłem upominać się o rozliczenie, to całkiem się urwał – tłumaczy.

Biznesmen przyznaje też, że do pory nie otrzymał pozwu od Desy za "bezprawne przetrzymywanie tokena". – Nic w tym kierunku się nie wydarzyło. Zresztą Desa nie zwracała się do mnie, abym "uwolnił token". Ostatnią informację, jaką otrzymałem, była taka, że "rozliczają klienta", co oznacza, że klient im nie zapłacił. Nie otrzymałem też żadnego pozwu. I nie uważam, że bezprawnie przetrzymuję token, bo jeśli razem robimy platformę, mamy list intencyjny, działamy w zaufaniu i mamy prawnie wiążącą umowę z artystą i z sukcesem zakończoną akcję, to ja po prostu oczekuję na płatność od Desy. Nie wiem, co wydarzy się dalej. Dla mnie wygląda to jak gra, ale to ja mam token i prawa do niego – mówi Sobczak. 

A nie Paweł Kowalewski? - dopytujemy.

- Nie. On ma prawa do wynagrodzenia w momencie rozliczenia. Zresztą dzwonił do mnie w tej sprawie, ale odesłałem go do Desy - mówi Sobczak.  

Wiele więc wskazuje na to, że ten konflikt jeszcze potrwa. A co z nabywcą tokenu NFT "Dlaczego jest raczej coś niż nic"? - W domu tego obrazka nie powiesi. Co gorsza, jeżeli nie dostał nawet pliku, to nawet sobie tapety na komputerze czy telefonie nie zrobi - podsumowuje gorzko Szukalski.


Blockchain - (dosłownie łańcuch bloków) to rozproszony rejestr transakcji. Nad blockchainem nie sprawuje kontroli jedna osoba, firma, czy instytucja, jego zapis jest rozproszony, co uniemożliwia jednostce manipulowanie już wprowadzonymi do łańcucha danymi. Jedyny sposób na wprowadzenie zmiany na blockchainie, to dodane do łańcucha kolejnego bloku z nową transakcją. Jedną z zalet blockchainu jest przejrzystość, która sprawia, że wszystkie dokonywane na blockchainie transakcje można prześledzić od początku do końca. NFT "Dlaczego jest raczej coś niż nic" jest na blockchainie Ethereum, ale istnieją też inne blockchainy.

Minting - to tworzenie NFT i "opublikowanie" go na blockchainie. Proces można porównać do “wybicia unikalnej monety”. Mintowanie wymaga stworzenia wcześniej portfela cyfrowego i kupienia dostatecznej ilości kryptowaluty, by pokryć koszty mintowania. Podczas mintowania można zapisać w tokenie proste polecenia - np. zakodować, żeby przy każdym kupnie tokena 10 proc. wartości transakcji przechodziła na konto osoby, która dane NFT wymintowała. 

NFT, czyli Non-Fungible Token miało dokonać dokonało niemożliwego - przenieść pojęcie unikatu do internetu. Choć kopii danego obrazka, gifa czy mema mogą być tysiące, ten stworzony ręką artysty będzie unikalny. A to jest wartość, którą można wycenić i sprzedać, najlepiej za kryptowaluty. Niewymienialny token istnieje na blockchainie, czyli w internetowym rejestrze transakcji, do którego każdy ma wgląd.  Żywot każdego NFT możemy bez problemu prześledzić - dowiedzieć się, kto je stworzył, komu, i za ile, zostało sprzedane, i u kogo się obecnie znajduje.

OpenSea - takie Allegro dla tokenów, czyli najpopularniejsza platforma pośrednicząca w sprzedaży NFT. Można jednak na niej nie tylko przeglądać i kupować wybrane prace, ale też wymintować własne NFT. 

Smart kontrakt - prosty program komputerowy zapisany na blockchainie. Automatycznie realizuje pewnie polecenia, jeśli zostaną spełnione określone w nim warunki.  Na przykład można w nim ustalić, że jeśli dojdzie do sprzedaży NFT za 1 ether, smart kontrakt automatycznie przekaże 0,1 ethera osobie, która sprzedawany token stworzyła - w ten sposób automatyzuje się przekazywanie royalties artystom. 

 Zdjęcie główne: mundissima/Shutterstock
DATA PUBLIKACJI: 03.04.2023