Lek na cyberprzemoc. Co internet popsuł, to i internet może pomóc wyleczyć

Szkoła, buzujące wśród dzieci emocje i na dokładkę internet to niebezpieczna mieszanka. – Dawniej ośmieszania i przemocy rówieśnicznej doświadczyliśmy w wąskim gronie świadków, dzisiaj niespodziewanie może ono nie mieć granic – mówi Magdalena Bigaj z Instytutu Cyfrowego Obywatelstwa. Tyle, że i w przeciwdziałaniu nękania może pomóc technologia. 

Lek na cyberprzemoc. Co internet popsuł to i internet może pomóc wyleczyć

Różowowłosa, wysportowana, ubierająca się w wyszukane kostiumy 22-letnia Hana Kimura zapaśniczka stała się ulubienicą japońskiej publiczności. Na Instagramie obserwowało ją 240 tys. osób. Pewna siebie i nieustępliwa potrafiła w ringu spektakularnie pokonywać przeciwników. Miała przed sobą karierę, wróżono jej, że wkrótce trafi do największych amerykańskich organizacji prowrestlingu.

Wcześniej trafiła do popularnego reality show Netfliksa "Terrace House", w którym sześcioro nieznajomych zamieszkuje w jednym domu. W jednym z odcinków Kimura straciła panowanie i nawrzeszczała na współlokatora, który przypadkowo skurczył jej kostium zapaśniczy podczas prania. Ta scena wywołało ogromną falę cybernękania. Z setek kont w mediach społecznościowych wylewały się wiadomości: "Masz tak okropną osobowość, czy twoje życie jest w ogóle czegoś warte życia?"; "Hej, hej. Kiedy umrzesz?".

Dziewczyna nie wytrzymała i odebrała sobie życie. Jej dramatyczna historia nie jest odosobnionym przypadkiem. W Polsce głośno o problemie cyberprzemocy zrobiło się w 2006 roku, kiedy 14-letnia Ania popełniła samobójstwo, bo została upokorzona przez kilku chłopców na oczach całej klasy. Zdarzenie sprawcy sfilmowali telefonem.

W Stanach Zjednoczonych najbardziej znana jest historia 15-letniej Amandy Todd, która naiwnie wysłała znajomemu poznanemu w internecie swoje zdjęcie bez koszulki. Gdy ten zażądał kolejnych fotografii, a dziewczyna odmówiła, jej zdjęcia rozeszły się viralowo po sieci. Todd kilkukrotnie musiała zmienić szkołę ale nieszczęsne zdjęcie krążyły za nią jak widmo. Zdesperowana dziewczyna opublikowała na YouTubie pożegnalny film, będący rozpaczliwym wołaniem o pomoc. Ta jednak nie nadeszła w porę.

Pomocy nie znalazł także 16-letni Filip z Wielkopolski. W październiku tego roku popełnił samobójstwo. Do nękania chłopca dochodziło też w internecie, gdzie chłopiec miał być wyśmiewany i wyszydzany.

Nie chcemy epetaować szczegółami tych drastycznych histori. Zamiast tego powinniśmy skupiać się na refleksji nad tym, jak zapobiegać takim tragediom.

– Dzisiaj przemoc ma sprawcę zbiorowego, bo wszyscy, którzy lajkują, szerują czy komentują takie nienawistne treści, dostarczają paliwa do rozpowszechniania agresji i przemocy w sieci – zaznacza Magdalena Bigaj badaczka nowych technologii i założycielka Instytutu Cyfrowego Obywatelstwa. 

Tyle, że tak jak technologie zaczęły przemoc rówieśniczą podbijać, tak i technologie mogłyby pomóc ją zwalczyć. Najwyższa pora zacząć je do tego faktycznie aktywnie wykorzystywać. 

Zachęta do przemocy

Z raportu Nastolatki 3.0 autorstwa Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej wynika, że co piaty polski nastolatek przyznaje, że doświadczył przemocy w internecie. Alarmująco dużo! Ale jeszcze bardziej alarmujące jest, że podobna liczba nastolatków (20,5 proc.) nie potrafi stwierdzić, czy doznała takiej przemocy. Okazuje się, że młodzież w większości przyjmuje bierną postawę i nie powiadamia nikogo o przemocy doświadczanej w internecie. 

– Od lat obserwujemy stały poziom cyberprzemocy w grupie dzieci i młodzieży. Jednak z naszych obserwacji wynika, że grupa młodych osób doświadczających przemocy w internecie może być nawet wyższa niż wynika z ich relacji. Nie wszyscy rozumieją i potrafią nazwać to zjawisko. Badacze przypuszczają, że może część młodych bagatelizuje to, co ich dotyka w internecie i nie nazywa tego cyberprzemocą czy wprost agresją – mówi nam Anna Borkowska, ekspertka ds. edukacji cyfrowej w NASK.

Przemoc w internecie stała się szczególnie dotkliwa dla młodzieży, gdy jej życie wraz z pandemią jeszcze silniej przeniosło się do online'u. W 2020 roku polski nastolatek wpatrywał się w ekran komputera lub smartfona średnio 12 godzin na dobę. A im więcej czasu spędzanego w sieci tym większe prawdopodobieństwo, że spotkają się tam z cyberprzemocą.

Cyberprzemoc (ang. cyberbullying) to nic innego jak przeniesiona do internetu przemoc rówieśnicza. Od zwykłej przemocy różni się tylko tym, że do agresji dochodzi za pośrednictwem sieci. – Internet nadał przemocy, która już istniała, większą skalę i to jest szczególnie groźne. Dawniej ośmieszania doświadczyliśmy w wąskim gronie świadków, dzisiaj to grono nie ma granic. Zdjęcie zrobione dziecku w ośmieszające je sytuacji może stać się mem, z którego śmieją się Maorysi w Nowej Zelandii – tłumaczy Bigaj. Sieć nie tylko przemocy nadała zasięgów, ale dodatkowo zaczęła oferować sprawcom zachętę w postaci anonimowości. – Z badań profesora Jacka Pyżalskiego wynika, że sprawców cyberprzemocy wcale nie ma więcej. Natomiast wszystko wskazuje na to, że jest więcej klakierów, czyli osób które nadają jej większą skalę - dodaje Bigaj.

I tych klakierów niestety jest także coraz więcej w szkołach. Kiedy dołożymy do tego trudność, jaką jest sam okres rozwojowy nastolatków, gdy dziecko zaczyna się izolować od rodziców, ma coraz silniejszą potrzebę by budować samodzielnie swoje życie i tworzyć własną tożsamość, to mamy naprawdę wybuchową mieszankę. 

Grupowy canceling

Wyzywanie, ośmieszanie czy poniżanie. W komentarzach, nagraniach czy nawet memach. Dzieci, gdy chodzi o cyberprzemoc, potrafią być drastycznie pomysłowe i sięgać po wysublimowane formy, jak tzw. flood, czyli wielokrotne wysyłanie tej samej bądź wielu różnych wiadomości do ofiary, aby zapchać jej skrzynkę, zmęczyć ją, pokazać jej skalę niechęci, jaką jest otoczona. 

– Nawet wykluczenie z grona znajomych poprzez wyrzucenie z grupy klasowej na Facebooku czy na innej platformie społecznościowe jest formą cyberprzemocy. Jako dorośli często to bagatelizujemy, a jest to przecież bardzo dotkliwe i mocno odczuwane przez młodych ludzi, dla których akceptacja ze strony rówieśników jest niezwykle ważna  – zaznacza Anna Borkowska z NASK. Ostatnia analiza CBOS i Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom pokazuje, że przypadki wykluczenia lub odtrącenia przez grupę zdarzają się notorycznie, najczęściej w publicznych liceach ogólnokształcących - takie doświadczenia miało 29 proc. uczniów tych szkół. 

– Znam przypadek dziecka, które po doświadczeniach odrzucenia i hejtu ze strony klasy, które miało miejsce głównie w internecie, przeszło na edukację domową – mówi Bigaj, która od kilku lat prowadzi warsztaty dla dzieci i młodzieży z odpowiedzialnego korzystania z technologii.

Co ważne internetowa przemoc to najczęściej agresja pomiędzy rówieśnikami. Sprawcy są często bliskimi znajomymi z klasy lub szkoły. Rzadziej zdarza się, że agresorem jest osoba zupełnie nieznana, spotkana np. na forum internetowym lub w grze online. Najczęstszymi motywami, dla których młodzież doświadcza agresji jest wygląd, zainteresowania i poglądy polityczne. W swoich badaniach wspomniany profesor Jacek Pyżalski dowodzi, że nawet czterokrotnie częściej padają ofiarami przemocy dzieci z dowolną niepełnosprawnością, niesłyszące i słabosłyszące czy otyłe. 

Niekończące się nękanie

Ofiary czują się upokorzone, bezsilne, targa nimi strach, gniew, rozpacz, smutek. Niekiedy wstydzą się i mają poczucie winy, że nie potrafiły same sobie poradzić. Wiele z nich mówi, że chciałoby "cofnąć czas". Takie emocje pozostawione bez kontroli potrafią być destrukcyjne dla każdego, ale szczególnie dla młodej osoby, która dopiero kształtuje poczucie własnej wartości. 

– Gdy w grupie pojawia się przemoc, dzieciaki momentalnie przestają się uczyć, spadają wyniki, frekwencja, unikają kontaktów z rówieśnikami, bo nikt nie lubi przebywać tam, gdzie się innych dręczy – mówi psycholog Krzysztof Rzeńca i wskazuje, że to są pierwsze sygnały dla szkoły i rodziców, aby zareagować. 

Według amerykańskiego Narodowego Instytutu Zdrowia konsekwencje przemocy w sieci są zdecydowanie poważniejsze niż te doświadczane w realnym życiu, bo z ich doświadczeń wynika, że ofiary cybernękania są bardziej narażone na depresję niż inne doświadczające przemocy osoby. Ofiary nękania w internecie częściej też doświadczają problemów w kontaktach z innymi ludźmi, mają zaniżone poczucie własnej wartości. Pojawiają się u nich  bóle głowy, brzucha, problemy ze snem. 

Brak szybkiej i konkretnej reakcji może mieć opłakane skutki – od lęku i zaburzeń psychosomatycznych aż po myśli czy próby samobójcze. Ofiary cyberprzemocy mogą łatwiej wpadać w problemy narkotykowe i alkoholowe. Długotrwałe nękanie przekłada się także na dorosłe życie i podejmowane w nim decyzje zarówno osobiste, jak i zawodowe. 

– Zdarza się, że osoba doświadczająca cyberprzemocy nie poszła na studia lub wybrała zawód, gdzie pracuje się samodzielnie, w samotności, ponieważ miała już dość przebywania wśród ludzi – wymienia Rzeńca. Takie osoby mogą mieć problem z nawiązaniem relacji rówieśniczych czy partnerskich, a nawet trudności z założeniem rodziny. 

Nieświadomy jak dorosły

Internet przez lata uważany był za ostoję wolności słowa. Tyle że na bazie tej pięknej idei wypracowane zostały mechanizmy przyzwolenia na mowę nienawiści, hejt czy promocję przemocy. Za to mechanizmy walki, które powinny stosować platformy cyfrowe, są delikatnie mówiąc niewystarczające. Nie ma jednak co czekać na wprowadzenie faktycznie działających regulacji nakładających na media społecznościowe większe obowiązki związane także z ochroną dzieci. Wciąż kluczowa jest tu opowiedzialność spoczywająca na barkach rodziców.

Z tym, że wielu z nich nie zdaje sobie sprawy z tego, z czym w sieci mierzą się ich dzieci. We wspomnianym raporcie Nastolatki 3.0 czytamy, że prawie 75 proc. rodziców badanych nastolatków twierdzi, że ich dzieci nie padły ofiarą agresji w sieci. Ledwie 10 proc. przyznaje, że wie o tym problemie. – Jeśli przemoc dzieje się na korytarzu szkolnym, pod domem czy w szkolnej klasie, jakiś dorosły może zauważyć i zadziałać. W internecie te zachowania są przed dorosłymi dość dobrze ukryte. Jedyny sposób, w jaki możemy się o tym dowiedzieć, to kiedy młodzi ludzie nam o tym powiedzą – mówi Borkowska z NASK.

Tyle, że wielu chętnych ku temu nie ma. W obliczu cyberprzemocy większość nastolatków (31,9 proc.) szuka wsparcia i pomocy raczej u przyjaciół. Osobie, która jest w tym samym wieku i ma podobne doświadczenia życiowe, łatwiej jest zrozumieć sytuację, ocenić ją i się do niej odnieść. Z kolei powiadomienie rodziców zadeklarowało 24,1 proc. badanych. Borkowska tłumaczy, że zdarza się, że dorośli podejmując w dobrej wierze interwencje, robią to dość nieporadnie, co tylko zaognia sytuację.

– Dorośli często wpadają w panikę i po wpływem emocji, próbując pomóc dziecku, tak naprawdę tylko pogarszają sytuację. Część bagatelizuje sytuację nie rozumiejąc jak dotkliwe jest to doświadczenie dla dziecka. Pojawiają się się wtedy pomysły typu wyłącz internet albo przestań odpisywać na te wiadomości, to się uspokoją. Zdarza się także, że dorośli wręcz obwiniają samą ofiarę – zaznacza ekspertka NASK. 

Brak nadzoru ze strony dorosłych w sieci sprzyja eskalacji zagrożeń. Z badania EU Kids Online 2020 wynika, że w Polsce dorośli wraz z wiekiem swoich dzieci przykładają mniejszą wagę do ostrzegania swoich pociech przed niebezpieczeństwami, jakie mogą napotkać w internecie. Dzieci z najmłodszej kategorii wiekowej (9–11 lat) częściej niż starsi rówieśnicy odpowiadały, że ich rodzice przekazują im informacje na temat bezpieczeństwa w sieci (85 proc.). W przypadku dzieci w wieku od 12 do 14 lat  było to 78 proc., a już powyżej 15 roku życia takie ostzreżenia trafiały do 68 proc. nastolatków. W Polsce i 7 innych krajach Europy dziewczynki częściej otrzymują porady dotyczące bezpiecznego korzystania z internetu niż chłopcy. 

Pomarańczowe strefy z pomocą

Problem cyberprzemocy analizowany jest od dwóch dekad. W Polsce pierwszą kampanię społeczną "Stop cyberprzemocy" przygotowała w 2008 roku Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę (FDDS). Od tego czasu jednak wiele zmieniło się w kontekście podejścia do problemu i metod wykorzystywanych do walki z nim. 

Łukasz Wojtasik, ekspert do spraw bezpieczeństwa dzieci i młodzieży w internecie z FDDS, zaznacza, że nie wystarczy już mówić o ogólnych zasadach bezpieczeństwa i netykiety, które wpajano nam przez ostatnie kilkanaście lat. Także popularne sugerowanie odcięcia się od problemu poprzez wylogowanie się z internetu nie jest rozwiązaniem. – Wraz z wylogowaniem się z internetu ten problem nie znika. Wręcz przeciwnie, cyberprzemoc tym się różni od tej offline’owej, że nie można od niej uciec,  cały czas narasta w postaci udostępnień czy wulgarnych komentarzy.  Podkreśla to młodzież dzwoniąca do nas na Telefon Zaufania 116 111 – mówi SW+ Wojtasik. 

Na podstawie doświadczeń młodzieży został stworzony program profilaktyki Impact, w ramach którego podczas lekcji nauczyciel wskazuje mechanizmy, które wywołują cyberprzemoc i uczy kontroli na takimi zachowaniami. – Na tych zajęciach nastolatkowie dowiadują się, jak pozornie niewinne działania w sieci mogą być raniące oraz jak ważne jest reagowanie na hejt, wspieranie ofiary i zwrócenie uwagi sprawcy – mówi Wojtasik z FDDS. Fundacja prowadzi także serwis Sieciaki.pl, skierowany do dzieci w wieku 7-12, który poprzez gry, krótkie bajki i podcasty uczula najmłodszych, jak ważne jest szukanie pomocy u dorosłych. 

To, jak kluczowe jest szukanie pomocy, podkreśla też Nastoletni Azyl, czyli grupa nastolatków i edukatorów nagłaśniających konieczność dbania o dobrostan psychiczny najmłodszych.  Ze swoimi treściami docierają wszędzie tam, gdzie nastolatki przesiadują całymi dniami, są na TikToku, Facebooku i Instagramie. W swoich filmach na TikToku korzystają z trendujących piosenek, aby dotrzeć do większej grupy. Przekaz adresują także do osób ze środowiska, np. na jednym z filmików sugerują osobie, która odkryje, że ktoś bliski przechodzi kryzys, aby zapewniła, że cierpienie nie trwa wiecznie, a proszenie o pomoc to akt odwagi i siły. W komentarzach do filmów nastolatki dziękują za wsparcie, jakie Nastoletni Azyl im daje, zaznaczają, że czują się tam bezpiecznie. 

fot. Love Solutions / shutterstock

Takiego bezpiecznego miejsca brakowało na platformach gier online, na których jak wskazują badania ponad 20 proc. młodzieży doświadcza cyberprzemocy. Dlatego właśnie firma Orange wyszła z inicjatywą stworzenia bezpiecznej przestrzeni w popularnych wśród młodzieży grach. 

W grach Fortnite własnie zaczęły działać specjalne pomarańczowe strefy (tzw. safe zone), po wejściu do których dziecko może zgłosić przypadek cybernękania zarówno z perspektywy ofiary, jak i świadka zdarzenia. Dziecko, które wejdzie do tej przestrzeni zostaje powitane przez bota - Pomarańczowego Droida - który podpowie, co konkretnie może zrobić w takiej krytycznej sytuacji. Dodatkową zachętą do zgłaszania przypadków cyberprzemocy są niespodzianki dla graczy, które zgłaszający dostaje za prawidłowe odpowiadanie na pytania dotyczące cybernękania. 

Parasol ochronny

Filozofia stojąca za działaniem Orange w granach online wynika z uświadomienia sobie, że rzadko się zdarza, że cyberprzemoc dzieje się bez świadków. Zazwyczaj ich nie brakuje i co więcej często są świadomi zła, jakie dzieje się w ich otoczeniu. Ale albo nie wiedzą, jak o tym zaalarmować, albo sami czują się współwinni, bo za długo nie sprzeciwili się przemocy. 

- Dlatego też, Fundacja Orangce od 2015 roku realizuje program MegaMisja, który skupia się na tak ważnych aspektach w tym kontekście jak komunikacja, przyjaźń, netykieta, uczy szacunku do siebie nawzajem oraz starszych - mówi nam Krzysztof Kosiński, koordynator programu Mega Misja i dodaje, że zajęcia w ramach programu nie są jednorazową aktywnością a systematycznymi działaniami, cyklem. - Przygotowuje on najmłodszych do tego aby byli nie tylko świadomymi użytkownikami nowych mediów, znali zagrożenia, potrafili je rozpoznać i nazwać, ale również mądrze z nich korzystali. Duży nacisk kładziemy przygotowując nasze działania na współpracy i budowanie relacji między uczniami. To kolejny ważny element zapobiegający konfliktom i ich eskalacji. Do tej pory w programie uczestniczyło ponad 30 000 dzieci - dodaje Kosiński.

A przecież to same dzieci najsprawniej mogą zatrzymać nękanie. - Nazywa się takie podejście parasolem ochronnym. Gdy dziecko bądź kilkoro dzieci staje w obronie ofiary przemocy i obejmuje ją ochroną. Przez takie działania akceptacyjne ofiara zostaje włączona do grupy i przestaje być potencjalnym celem dla agresorów – zaznacza psycholog Krzysztof Rzeńca. 

O konsekwencjach, jakie niesie cyberprzemoc na warsztatach z dziećmi i młodzieżą rozmawia Bigaj. Jej słuchacze owszem łatwo identyfikują zjawiska nękania w sieci czy hejt, ale wciąż nie zawsze zdają sobie sprawę, że zachowania w internecie wywołują realne krzywdy. – Dzieci często nie mają świadomości, że mogą dokładać się do nieszczęścia drugiej osoby. Wierzę, że uwrażliwianie jest drogą do walki z tym zjawiskiem. To jest odtrutka na to, co serwuje nam internet, który postrzegany jest jako świat wirtualny, nierealny, w którym krzywda nie jest namacalna – przekonuje Bigaj.

Badania na świecie pokazują, że praca ze świadkami jest bardzo obiecująca w kontekście przeciwdziałania cyberprzemocy, bo po pierwsze jest ich najwięcej, a po drugie nawet gdy tylko nieliczni podejmą działanie, zamierzony efekt zostaje osiągnięty. W zgłaszaniu cyberprzemocy przecież nie chodzi o to, żeby się odezwali wszyscy, ale ktokolwiek przejął inicjatywę i zareagował.

Mając to na względzie, psychologowie z SWPS-u stworzyli w 2019 roku aplikację RESQL, za pomocą której młodzież szkolna może anonimowo zgłaszać przypadki przemocy rówieśniczej. Poprzez aplikację uczeń, będący świadkiem lub ofiarą przemocy, zgłasza sytuację, która go niepokoi. W panelu aplikacji wybiera typ przemocy lub opisuje niepokojące zdarzenie. Do wyboru ma: przemoc fizyczną, relacyjną, materialną, seksualną i cyberprzemoc. Zgłoszenie, które jest anonimowe, odbiera nauczyciel-interwent i we współpracy z innymi pracownikami szkoły podejmuje odpowiednie działania. 

Fot. FGC/Shutterstock

– W systemie chodzi o aktywizowanie świadków. Dzieci mają duże problemy ze zgłaszaniem sytuacji przemocowych ze względu na wstyd czy lęk, ale też niestety ze względu na stygmatyzowanie zgłaszania czegokolwiek. W slang młodzieżowy na stałe już weszło słowo "sześćdziesiona" (określenie odnosi się do artykułu 60. kodeksu karnego dot. nadzwyczajnego złagodzenia kary dla sprawcy przestępstwa, który ujawni informacje dotyczące innych sprawców - przyp. red.). Bycie "sześćdziesioną" znaczy bycie kablem, za co powinno się być skasowanym. To podwójnie przerażające, nie tylko ze względu na to, że dziecko gdzieś w szóstej klasie zaczyna używać grypsery z więzienia, lecz także dlatego, że takie podejście paraliżuje osoby, które chciałyby zgłosić przemoc – mówi Rzeńca. 

Niestety im dziecko starsze tym zamiast większej świadomości zagrożeń związanych z przemocą, rośnie przekonanie, że nie warto o niej alarmować. – Wraz z wiekiem rozwojowym dzieciaków drastycznie spada chęć zgłaszania nieprawidłowości. O ile na przykład na etapie edukacji wczesnodziecięcej dzieciaki mówią o tym, jak coś złego je spotka, to z czasem ta chęć zaczyna spadać. Dochodzi do tego, że wczesne nastolatki zgłaszają nieprawidłowości tylko w 20 proc. przypadkach. To później przekłada się na dorosłość. Stąd tak ogromne problemy, jakie mamy ze zgłaszaniem zachowań mobbingowych czy molestowania – wskazuje Rzeńca. 

Krzywda w dzieciństwa może ciągnąć się latami. I choćby działa się w wirtualnym świecie, to jest jak najbardziej realna. 

Tekst powstał we współpracy z Orange Polska

Ilustracja tytułowa: klyaksun/Shutterstock
DATA PUBLIKACJI: