Brian Clegg zabiera nas w podróż po ciemnej stronie Wszechświata. I robi to tak, że nie sposób się oderwać
Kiedy po raz pierwszy słyszymy o ciemnej materii i ciemnej energii, łatwo wzruszyć ramionami. „Pewnie jakaś tam kosmiczna abstrakcja dla naukowców z doktoratem z fizyki” — myślimy. A jednak Brian Clegg w swojej książce „Ciemna materia i ciemna energia” udowadnia, że te enigmatyczne zjawiska są nie tylko fascynujące, ale też... zaskakująco przystępne. I co najważniejsze — to właśnie one tworzą zdecydowaną większość tego, z czego zbudowany jest nasz Wszechświat.

Zastanawiałeś się kiedyś, co tak naprawdę wypełnia kosmos? Myślisz sobie: gwiazdy, planety, galaktyki – to wszystko, co tam jest. Nic bardziej mylnego! Okazuje się, że to, co widzimy i znamy, stanowi zaledwie ułamek kosmicznej układanki.
Brytyjski popularyzator nauki, Brian Clegg, w swojej fascynującej książce "Ciemna materia i ciemna energia" zabiera nas w podróż po najbardziej tajemniczych i intrygujących składnikach Wszechświata: ciemnej materii i ciemnej energii.
Jeśli myślisz, że fizyka i kosmologia to nudne i niezrozumiałe dziedziny, Clegg udowadnia, że jest zupełnie inaczej. To lektura, która wciąga jak najlepszy kryminał, a stawką jest zrozumienie fundamentów naszej kosmicznej egzystencji.

Czym jest ta cała ciemna materia?
Zacznijmy od liczby, która wbija w fotel: to, co widzimy — planety, gwiazdy, galaktyki — to zaledwie 5 proc. całkowitej zawartości Wszechświata. Reszta? To ciemna materia i ciemna energia — zjawiska, które ani nie świecą, ani nie odbijają światła, ale wciąż wpływają na wszystko wokół.
Ciemna materia, jak tłumaczy Clegg, działa jak niewidzialny klej: nie widzimy jej, ale wiemy, że istnieje, bo jej grawitacyjne oddziaływanie utrzymuje galaktyki w ryzach. Gdyby jej nie było, Droga Mleczna rozpadłaby się jak źle złożony domek z kart. Szacuje się, że ciemna materia stanowi około 27 proc. Wszechświata.
A co z resztą? To ciemna energia — jeszcze bardziej tajemnicza siła, która odpowiada za przyspieszające rozszerzanie się Wszechświata. To właśnie dzięki niej wiemy, że kosmos nie tylko się powiększa, ale robi to coraz szybciej. I to właśnie ciemna energia stanowi aż 68 proc. całej zawartości Wszechświata. Czyli... mamy 95 proc. rzeczywistości, o której prawie nic nie wiemy. I tu na scenę wchodzi Brian Clegg.
Fizyka bez bólu głowy
Autor ma talent rzadki wśród popularyzatorów nauki: potrafi pisać o kosmicznych tematach z lekkością i bez traktowania czytelnika z góry. To książka, którą można czytać wieczorem, z kubkiem herbaty w ręce — nawet jeśli nie pamiętasz już, co jak wygląda wzór na prędkość.
Clegg nie unika przy tym trudnych tematów, ale każdą ideę ubiera w przykłady, metafory i anegdoty, które pozwalają naprawdę zrozumieć, z czym mamy do czynienia. Tłumaczy, jak odkryto istnienie ciemnej materii, co to są soczewki grawitacyjne, i dlaczego nie możemy po prostu „zobaczyć” ciemnej energii w teleskopie. A wszystko to bez ani jednej linii niezrozumiałych równań.
Kosmos jak thriller
Jednym z największych atutów książki jest to, że czyta się ją jak dobrą powieść sensacyjną. Bo przecież tak naprawdę mówimy tu o jednym z największych śledztw w historii ludzkości. Oto ludzkość odkrywa, że to, co widzi i zna, to zaledwie ułamek rzeczywistości. Reszta kryje się w cieniu. I dopiero teraz zaczynamy odkrywać jej kształt.
Clegg opisuje nie tylko samą naukę, ale też ludzi, którzy ją tworzą: astronomów, fizyków, teoretyków. To oni, kawałek po kawałku, układają gigantyczną układankę bez obrazka. I choć nie mają jeszcze wszystkich odpowiedzi, to właśnie dzięki takim książkom jak ta możemy poczuć, że jesteśmy częścią tego procesu odkrywania.
Dla kogo jest ta książka?
Dla każdego, kto choć raz spojrzał w nocne niebo i zastanowił się: „Co tam naprawdę jest?”. Dla tych, którzy kochają naukę, ale niekoniecznie kochają skomplikowane wykresy. I dla wszystkich, którzy lubią książki, po których lekturze świat wydaje się nieco bardziej tajemniczy — ale i nieco bardziej zrozumiały.
Brian Clegg nie daje prostych odpowiedzi, bo nauka ich jeszcze nie ma. Ale daje coś ważniejszego: zrozumienie tego, jak wielka część Wszechświata wciąż pozostaje ukryta i jak fascynująca jest droga do jej odkrycia.
Książka ma dość niski próg wejścia, co oznacza, że nie musisz być specjalistą, by ją zrozumieć, choć jak zawsze pewna podstawowa wiedza i znajomość kilku terminów jest tu mile widziana.
Jeśli jednak ma to być dla ciebie pierwsze zetknięcie z poważniejszą fizyką, nie przejmuj się. Autor ma naprawdę dar tłumaczenia w sposób przystępny najbardziej skomplikowanych zagadnień, a czytając jego książkę towarzyszy nam przyjemne uczucie, że czegoś się dowiedzieliśmy i z każdą stroną stajemy się mądrzejsi.
Czujemy, że bierzemy udział w wielkiej naukowej przygodzie ludzkości.
Czy warto sięgnąć po „Ciemną materię i ciemną energię”?
Zdecydowanie tak. To jedna z tych książek, które nie tylko poszerzają horyzonty, ale też zachęcają do dalszych poszukiwań. Po lekturze trudno nie zadać sobie pytania: „Jeśli 95 proc. Wszechświata to coś, czego nie widzimy... to, co jeszcze kryje się w ciemności?”.
Brian Clegg zabiera nas w podróż, która nie kończy się na ostatniej stronie. Wręcz przeciwnie — dopiero się zaczyna.
Książka Briana Clegga "Ciemna materia i ciemna energia" w przekładzie dr. Tomasza Lanczewskiego ukazała się nakładem wydawnictwa Helion S.A.