Nintendo snuje historię tak smutną, że przechodzą ciarki. Emio The Smiling Man - recenzja
Emio The Smiling Man to detektywistyczna opowieść wizualna, w której gracz trafia na trop seryjnego mordercy. Historia rozciągnięta na kilka dekad oferuje tak mroczne zakończenie, że poczułem nieprzyjemne ciarki.
Mario. Pokemony. Zelda. Współczesne Nintendo jest utożsamiane z kolorowymi grami dla osób w każdym wieku, a także z unikaniem przemocy i kontrowersyjnych tematów. Nawet najważniejsza sieciowa strzelanina Japończyków - Splatoon - polega na obryzgiwaniu się kolorową farbą. Dlatego nic dziwnego, że gdy w sieci pojawił się zwiastun Emio, wywołał sporą furorę. Nintendo zaskoczyło wszystkich, serwując bardzo mroczną zajawkę, zapowiadającą nadchodzącą grę.
Gdy zacząłem grać w Emio The Smiling Man, odniosłem wrażenie: Nintendo jednak gra zachowawczo. Nie ma tu zbyt wiele grozy.
Wizualna opowieść otrzymała oznaczenie PEGI 18, co oznacza, że powinny w nią grać wyłącznie osoby dorosłe. Jeśli się nie mylę, to pierwsza gra z taką kategorią tworzona na Switcha bezpośrednio przez Nintendo. Mimo znaczka PEGI 18 na pudełku Emio nie tryska krwią, nie straszy wnętrznościami, nie pokazuje przerażających upiorów ani zdeformowanych mutantów. Przez kilka pierwszych godzin najmroczniejszy obrazek w grze to kadr z uduszonym nastolatkiem, któremu nałożono papierowy worek na głowę.
Właśnie to morderstwo stanowi punkt wyjścia w Emio The Smiling Man. Gracz wciela się w rolę asystenta w prywatnej agencji detektywistycznej, pomagając policji w gromadzeniu dowodów. Linearna rozgrywka prowadzi nas przez kolejne kadry z ładnie zaanimowanymi postaciami, na których rozmawiamy o określonych tematach, obserwujemy rozmówców oraz łączymy wątki, co odblokowuje kolejne pytania.
Po kilku godzinach dochodzenia okazuje się, że Emio The Smiling Man ma dla gracza znacznie większą zagadkę, niż można początkowo przypuszczać. Podobne morderstwa (znak rozpoznawczy: papierowa torba z namalowanym uśmiechem) miały bowiem miejsce kilkanaście lat temu, a sprawca nigdy nie został odnaleziony. Nasz 19-letni protagonista wdeptuje więc w sprawę, która przerasta zarówno jego, jak i tokijskich stróżów prawa.
Linearny charakter rozgrywki sprawia, że nie da się nie rozwiązać sprawy morderstw. Gra co jakiś czas sprawdza naszą czujność, musimy bowiem odpowiadać na pytania dotyczące śledztwa oraz naszych przypuszczeń. Jeśli jednak palniemy głupotę, towarzyszące nam postaci bardzo często naprowadzają nas na właściwą drogę. W Emio The Smiling Man można być idiotą, ale nie da się spartaczyć sprawy. Przygodówka Nintendo posiada bowiem wyłącznie jedno zakończenie.
No właśnie, zakończenie. Gdy obejrzałem epilog, poczułem bardzo nieprzyjemny dreszcz na plecach.
Jestem zdziwiony, że scenarzyści tak wiele emocjonalnych petard odpalają dopiero w scenach po napisach. Przez większość czasu gracz ma znacznie więcej niż pytań niż odpowiedzi i nawet na moment przed wielkim finałem nie czujemy, żeby wszystkie puzzle wskoczyły na właściwe miejsca. Mamy co prawda sprawcę, nie mamy jednak klarownego motywu. Dopiero po napisach przeżywamy olśnienie: ach, to dlatego!
Zastanawiam się jednak, czy nie wolałbym żyć w błogiej nieświadomości. Epilog również nie epatuje graficznymi treściami, ale robi coś znacznie mroczniejszego. Sięga po bardzo poważne, dojrzałe motywy takie jak przemoc domowa wobec dzieci, głęboka trauma, społeczna niewrażliwość, fiasko instytucji publicznych, choroba psychiczna… cała kaskada fatalnych sytuacji, które mogą zdarzyć się każdemu, we współczesnym świecie.
Chyba właśnie to jest największą siłą Emio The Smiling Man. Gra opowiada o tragicznych wydarzeniach popychających ludzi do strasznych, ale z drugiej strony zrozumiałych czynów. Rzadko się zdarza, by widz czuł współczucie wobec oprawcy, ale Emio gra właśnie na takich emocjach. Po odkryciu epilogu nie czułem satysfakcji z pokonania gry. Szkoda mi było natomiast, że opowiedziana historia wydaje się tak realistyczna.
To bardzo dobrze, że Nintendo wydaje gry takie jak Emio The Smiling Man, chociaż produkcji daleko do ideału.
Problemem okazuje się już sam ekran Nintendo Switcha. Mój model OLED z panelem 720p sprawiał, że litery wyświetlane na ekranie - a jest ich sporo, mamy przecież do czynienia z opowieścią wizualną - nie są tak ostre jak bym sobie tego życzył. Rozgrywka wydaje się momentami ociężała, chociaż mówimy o produkcji 2D, z prostymi animacjami postaci (ruch rąk, mimika, kadrowanie).
Największe zalety:
- Mocny, realistyczny epilog potrafi przytłoczyć
- Rozgrywka w starym stylu. Przesłuchania bez podpowiedzi
- Animacje wzbogacające plansze 2D
- Zróżnicowana, w większości wiarygodna obsada
- Gra regularnie sprawdza, czy łączymy wątki
Największe wady:
- Spokojna, statyczna rozgrywka nie każdemu się spodoba
- W środkowych aktach narracja odczuwalnie siada
- Zbyt wiele pytań podczas finału, za mało odpowiedzi
- Wyrazistość liter na ekranie Switcha
- Przełomy w śledztwie leżą wyłącznie na barkach gracza
Ocena recenzenta: 7+/10
Emio The Smiling Man to przygoda w starym stylu, spokojna, bez stawiania na tanie straszaki. Mamy do czynienia z opowieścią zdecydowanie dla starszych graczy, nie tylko z powodu braku polskiej wersji językowej, ale też poruszanych motywów. Piętnaście godzin metodycznego dochodzenia to bardzo ciekawe doświadczenie i cieszę się, że znalazłem na nie czas między premierami głośnych produkcji AAA.