REKLAMA

Twórcy Dragon Age: The Veilguard szkodzą osobom niebinarnym, zabrakło tu kunsztu

O tym, jak producenci legendarnego studia BioWare stali się cieniami samych siebie, a także jak niedźwiedzią przysługę wyświadczają osobom niebinarnym, uprawiając toporną propagandę w Dragon Age: The Veilguard.

Twórcy Dragon Age: The Veilguard szkodzą osobom niebinarnym, zabrakło tu kunsztu
REKLAMA

Muskularna, wysoka Taash zdaje się mieć w nosie, że kończy się świat. Dla łowczyni smoków istotniejsze jest, iż matka zachęca ją do chodzenia w sukienkach, a koleżanka z drużyny pokazuje dekolt. Ratujemy Thedas przez największym zagrożeniem w historii kontynentu. Walczymy z samymi bogami, gdy kolejne królestwa padają pod naporem hord plagi. W tym trudnym momencie Taash jest skoncentrowana na tym, że nie czuje się kobieco.

REKLAMA

Twórcy Dragon Age: The Veilguard zamienili jedną z kluczowych postaci w społeczny manifest. Nie ma w niej wiele więcej.

Mój pierwszy kontakt z Taash był bardzo pozytywny. Odważna, bitna wojowniczka qunari odsłania wrażliwe oblicze, przyłapana na dokarmianiu ptactwa w ustronnym miejscu. Gracz widzi ciekawy kontrast, mogący stanowić podwaliny pod złożoną, wiarygodną i zróżnicowaną postać. Taash zachowuje się jak typowa chłopczyca. Od bankietów woli awantury, suknie zamienia na spodnie, ma cięty język i nie przestrzega konwenansów. Przyznam, było to w niej całkiem ciekawe. Może nieco banalne, ale Taash stanowiła dobrą przeciwwagę wobec koleżanek z drużyny.

Niestety, bardzo szybko wszystkie wątki i dialogi związane z Taash sprowadzają się do tego, jak niekobieco czuje się łowczyni oraz jak źle jej z tym, że nie wpisuje się w oczekiwania matki. Z czasem, niezależnie od wyborów i działań gracza, łowczyni smoków sama z siebie zaczyna mówić o pewnej grupie z magicznego miasta… stosującej inne zaimki.

Taash szybko przerzuca swoje problemy nie tylko na gracza, ale także pozostałych członków drużyny. Wybucha gniewem, gdy widzi, iż czarodziejka Neve delikatnie pokazuje dekolt, rozpinając kilka guzików w koszuli. Sugeruje swojej koleżance, że zbyt się obnosi ze swoją kobiecością. Postawna qunari ewidentnie ma demony do przepracowania, co kładzie się cieniem na całej drużynie. Ta - warto to przypominać - jest w trakcie ratowania świata.

Na skutek kontaktu z pewną grupą i kilku spotkań Taash ogłasza: jestem niebinarna.

Sposób, w jaki to robi, jest równie subtelny co wjazd ciężarówki w środek salonu. Podczas wyreżyserowanej sceny matka tej postaci oraz awatar gracza siadają za stołem. Po chwili dołącza do nich Taash, wyrzucając z siebie: -Jestem niebinarna. Nie wiem, kto rozpoczyna tak typową rozmowę. Zwłaszcza na przełamanie lodów, zapoznając ważną osobę ze swoim rodzicem.

Scena jest tak nienaturalna i tak wyrwana z kontekstu, że aż zrobiło mi się nieswojo. Na pewno znacie to uczucie: ktoś palnął głupotę tak wielką, że to tobie jest wstyd. Właśnie tak się czułem przy tej scenie. Nie było mi jednak głupio za samą Taash – to wszakże zlepek pikseli – ale za scenarzystów BioWare, którzy doszli do wniosku, że odwalają kawał porządnej narracyjnej roboty.

Twórcy Dragon Age: The Veilguard spłycili Taash do dwóch składowych: smoki i niebinarność. Tak nie tworzy się postaci.

Jeśli w grze cRPG, a więc stawiającej na narrację oraz ciekawych bohaterów, postać zostaje spłycona do zagadnienia tożsamości płciowej, mamy antytezę tego jak tworzyć ciekawe i złożone persony. Taash przestała być osobowością, a stała się manifestem. Najpierw non stop słyszymy jak jej źle z narzuconą przez matkę kobiecością. Potem non stop słyszymy jak jej lepiej z nowymi zaimkami. Mało zostaje przestrzeni na cokolwiek innego.

Z tej perspektywy scenarzyści BioWare wyświadczają osobom niebinarnym niedźwiedzią przysługę. Przedstawiają bowiem takich bohaterów jako zafiksowanych na tożsamości płciowej, bez innych ciekawych cech oraz tematów, które można z nimi podjąć. Paradoksalnie, niebinarność Taash doprowadziła do spłycenia postaci, zamiast nadania jej dodatkowej głębi. Na rynku jest kilka gier z dobrze napisanymi postaciami niebinarnymi, ale w mojej opinii Straż Zasłony zdecydowanie do tego grona nie należy.

BioWare kompletnie nie popisało się też w kwestii semantyki, dopychając kolanem współczesną terminologię do gry fantasy.

Według słownika oksfordzkiego pierwsze zastosowania terminu binarny bądź terminów ściśle spokrewnionych było stosowane w muzyce, matematyce oraz logice, w XVII wieku. Wiek później określenie pojawiło się w chemii, geologii czy astronomii. Dopiero od lat 40 minionego wieku kwestię binarności kojarzymy z komputerami. Niebinarny to termin pojawiający się w literaturze od 1940 roku, najpierw w naukach ścisłych, potem filozofii i lingwistyce. W tym samym słowniku oksfordzkim możemy przeczytać, że termin niebinarny w kontekście płci i tożsamości po raz pierwszy pojawia się dopiero we wczesnych latach 90.

Tymczasem świat fantasy w serii Dragon Age jest stylizowany na późne średniowiecze, z wybranymi elementami wczesnej rewolucji przemysłowej. To miejsce pełne magii, demonów, duchów, zakonów rycerskich i feudalnego ucisku. Gdy więc Taash ogłasza, że jest niebinarna (niebinarne) i wskazuje na konkretne zaimki, pasuje to do realiów uniwersum jak pięść do nosa. Oczywiście twórcy mają pełną dowolność w kreowaniu swojego fikcyjnego świata. Jednak ja, jako odbiorca, mam pełne prawo napisać, że kompletnie się to nie klei.

Podkreślam też: nie przeszkadza mi sama kwestia tożsamości płciowej Taash. Chodzi o to, jak ta kwestia została wprowadzona do gry. Po wyjściu z szafy członkowie drużyny przejawiają postawy hurraoptymistyczne. Gracz może wybierać różne opcje dialogowe, ale każda zapewnia pełne wsparcie dla Taash. Możemy tylko niuansować poziom entuzjazmu. Twórcy zakładają czapkę moralizatorkę, a Dragon Age: The Veilguard zamienia się z epickiej przygody cRPG w podręcznik afirmacji.

W grach wideo nie brakuje dobrze wykonanych postaci niebinarnych. Taash nie jest jedną z nich.

REKLAMA

Weźmy Bloodhound z sieciowej strzelaniny Apex Legends albo FL4K z Borderlands 3. Dla obu tych postaci tożsamość płciowa to dodatek i element rozszerzający osobowość, nie sedno istnienia. Tożsamość jest oczywiście ważna, stanowi punkt wyjścia, ale nie ogranicza się wyłącznie do płci. Buduje ją masa innych elementów, lecz pisarze z BioWare zdają się o tym zapominać. To smutne o tyle, że dawniej właśnie BioWare tworzyło jedne z najlepszych postaci w całej branży, inspirując późniejszych pracowników CD Projekt RED czy Larian Studios.

Dragon Age: The Veilguard jest kolejnym dowodem na to, że ze starej gwardii BioWare niewiele już zostało. Straż Zasłony ma kilka atutów, ale dialogi i postacie zdecydowanie nie należą do tego zbioru. Trochę przykro.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA