Albert Camus przewidział problemy współczesnego świata ponad 70 lat temu. Życie nie idzie ku lepszemu
„Zaślepieni sporem nie żyjemy już wśród ludzi, lecz w świecie sylwetek” – trudno o lepszą diagnozę naszych czasów. Nie znając tego zdania można byłoby pomyśleć, że napisał je ktoś po krótkiej obserwacji współczesnych mediów społecznościowych. Tymczasem to Albert Camus – klasyk, którego eseje są niestety niezwykle aktualne. Niestety, bo to oznacza, że świat nie idzie ku lepszemu.
W 2011 r. komentując sugestie, że wypadek Alberta Camusa, w wyniku którego pisarz stracił życie nie był jedynie nieszczęśliwym zdarzeniem, Katarzyna Tórz na łamach Dwutygodnika zastanawiała się, co by się stało, gdyby do przedwczesnej śmierci nie doszło. - Jak odnosiłby się on do rzeczywistości ostatnich dekad dwudziestego wieku? Jak definiowałby wolność i odpowiedzialność jednostki za świat i własne czyny? – pytała. Jedna wątpliwość była szczególnie niewygodna – mogło się przecież okazać tak, że „jego słowa nie przedzierały by się przez gruby gąszcz treści błahych i zastępczych”.
Kusi, by podobne pytania zadać i dziś, ale może wcale nie trzeba tego robić, aby poznać odpowiedź
Niektóre zdania z esejów, które zebrane zostały w niedawno wydanej książce „Świadek wolności. Artykuły, wykłady i przemówienia z lat 1946–1958”, brzmią, jakby napisane zostały wczoraj.
Hałaśliwy monolog tysiąca głosów angażujących się weń całymi dniami i nocami zamienia się w potok mistyfikacji, ataków, obron i egzaltacji. Jak więc wygląda dzisiaj spór? Ano tak, że oponenta postrzegamy wyłącznie jako wroga i nie chcemy go widzieć. Nie wiemy, jaki kolor oczu ma ten, kogo obrażamy, nie wiemy, czy i jak się uśmiecha. Zaślepieni sporem nie żyjemy już wśród ludzi, lecz w świecie sylwetek.
- pisał Camus.
Drogą na skróty, pójściem na łatwiznę, banałem, a przy tym przesadą i obrazą dla autora byłoby zestawianie słów pisanych zaraz po okrucieństwach II wojny światowej z tym, z czym zmagamy się dzisiaj. Z tym, z czym od razu skojarzył mi się cytowany fragment – z dyskusjami w mediach społecznościowych.
Takie stwierdzenie mogłoby również świadczyć o zuchwałości, oznaczałoby w końcu, że nasze czasy i problemy są tak samo ważne i istotne, jak tamta analiza kryzysu człowieka, który przeżył piekło na ziemi. Czy nie kryje się w nim egoizm, chęć udowodnienia, że to jednak i mimo wszystko również o nas? A może wcale nie, może właśnie mamy prawo i nie musimy się usprawiedliwiać. Camus w swoich esejach nieraz używał z pewnym przekąsem sformułowania, że żyjemy w ciekawych czasach. Niestety i o naszych da się powiedzieć to samo.
Bo i czemu miałyby się różnić, na tym właśnie polega niewesoły los ludzkości
Okrucieństwa wojny, widmo światowego konfliktu, towarzyszący nam absurd nadal pozwalają czytać Camusa nie jako świadka minionej epoki lub myśliciela zadającego ponadczasowe egzystencjalne pytania, ale kogoś, kto po prostu opisuje i naszą rzeczywistość. Nie tylko w kontekście wspomnianych wielkich znaków zapytania, ale właśnie tej szarej codzienności. Niepewnej, pozbawionej stabilności i wiary w to, że może być lepiej. Nie chcemy zbyt daleko wybiegać w przyszłość, ciekawsza, bo bezpieczniejsza jest przeszłość, którą się ogrzewamy. Wiemy, co się zdarzyło i nic nas już nie zaskoczy.
„W dzisiejszym świecie najbardziej uderzające jest to, że większość ludzi (nie licząc wierzących wszystkich ras) nie widzi dla siebie jutra. Nie da się żyć bez planowania przyszłości, bez nadziei na dojrzewanie i postęp” – pisał Camus dodając, że „żyjemy w strachu”, ponieważ żyjemy w świecie „abstrakcji, świecie biur i maszyn”.
W ponurym, odartym z nadziei i wykraczającym poza granice narodów wszechświecie, wytworzonym przez brak zaufania, urazy, chciwość i pogoń za siłą, człowiek zmuszony jest do życia teraźniejszością, ponieważ samo słowo „przyszłość” budzi w nim lęk. I tak właśnie żyjemy: karmieni abstrakcyjnymi wartościami, osłabieni i ogłupieni rosnącym tempem takiego życia, zapominając o prawach natury, nie umiejąc spędzać mądrze czasu wolnego od pracy, nie wiedząc już, czym jest zwykłe szczęście.
- pisał Camus, a my mamy przekonanie, że ma na myśli 2024 r.
Umysł nigdy nie nadążał za światem, zauważał autor „Dżumy” czy „Obcego”, co jest paradoksalnie pewnym pocieszeniem. Jedynie chwilowym, bowiem już w drugiej połowie XX. w. Camus odnotowywał, że historia przyspieszyła, przez co „nieuniknione opóźnienie rośnie”. Jak wielkie jest dzisiaj?
Aktualność słów Camusa – „Dziś nikt już nic nie mówi i nie woła (oprócz tych, którzy się powtarzają), ponieważ odnosimy wrażenie, że światem rządzą siły ślepe i głuche na ostrzeżenia, rady i błagania” – uderza szczególnie dlatego, bo pokazuje, jak współczesne narzędzia pozwalają wszystkim tym negatywnym emocjom rozkwitać, jak m.in. media społecznościowe wyciągają z nas to, co najgorsze, by móc na tym zarabiać.
Mój redakcyjny kolega Rafał Gdak twierdzi nawet, że powinny być zabronione, bo są aż tak szkodliwe. W ostatnim czasie znowu żyję nadzieją, że być może tym razem będzie inaczej. Widzę wielką ucieczkę z Twittera i danie szansy kolejnej platformie. Zmęczeni byciem „pośród ludzi, którzy wierzą, że mają absolutną rację” próbujemy stworzyć nowe miejsce. Ale co, jeśli te same bolączki i tak powrócą? Albo nawet jeśli będzie trochę lepiej niż na Twitterze, to przecież ci, którzy tam zostaną, wcale nie znikną z rzeczywistości. Dalej będą żyć obok nas, dalej będą próbowali kształtować otaczający nas świat. Niewykluczone, że odniosą sukces. A skoro tak, to czy nie ponosimy jeszcze jednej porażki, uciekając i odwracając wzrok?
Jeśli Camus był wizjonerem, jeśli nadal jest bezbłędnie aktualny, to powinien być też pewnym drogowskazem. Owszem, pisarz głównie zadawał pytania, a nie dawał odpowiedzi, ale jego słowa mogą być wskazówką. „Tak, musimy dziś walczyć ze strachem i milczeniem”, pisał. Musimy walczyć „ze wszystkim, co dzieli umysły i dusze”. Zadaniem człowieka jest obrona „dialogu i porozumienia między ludźmi”.
Tak, nie jest to łatwe. Ale przecież nigdy nie było. Co nie oznacza, że należy z tego rezygnować. I może dlatego warto z nadzieją patrzeć również w stronę nowych platform, które pozwolą udowodnić, że ten dialog jest jednak możliwy, ale na zasadach tych, dla których jest ważny i potrzebny.