Until Dawn na PS5: testujemy i porównujemy z wersją z PS4. Czy warto kupić remake?
Jedna z najlepszych gier z PlayStation 4 doczekała się wersji na obecną generacji konsol. Sprawdziliśmy, jak wypada Until Dawn na PS5 oraz czy ten remake jest warta swojej ceny i czy warto go odpalić, jeśli zna się oryginał.
Until Dawn bez dwóch zdań jest jedną z moich ulubionych gier z ery PlayStation 4. Ta opowieść o grupie młodych ludzi zamkniętych na odludziu, na których ktoś zaczyna polować z myślą, by uśmiercać ich w bardzo brutalny sposób, zapadła mi w pamięć jak mało która. Od zawsze uwielbiałem filmowe slashery, więc możliwość wzięcia spraw w swoje ręce od początku była dla mnie strzałem w dziesiątkę.
Mamy tutaj do czynienia z grą przygodową, w której podejmujemy mnóstwo decyzji, nie znając ich konsekwencji, a efekt motyla jest wpisany w mechanikę gry. Historia się rozwidla w zależności od tego, w którym kierunku się udamy. Wpływamy na relacje między bohaterami i zbieramy znajdźki, a jeśli np. jakąś przegapimy, to później nie zobaczymy konkretnych cutscenek itd.
Czytaj inne nasze teksty poświęcone PS5:
Supermassive Games od czasu premiery Until Dawn wydało masę podobnych gier, w tym z serii The Dark Pictures, ale żadna z nich nie miała aż tak fajnej historii i obsady, jak tytuł z 2015 r. Wieści o tym, że Ballistic Moon tworzy reedycję i to nie w formie remastera z odświeżoną grafiką, a pełnego remake’u, niezwykle mnie ucieszyła. Teraz przyszła kolej, by sprawdzić, czy było na co czekać.
Until Dawn: test na PS5 i porównanie z wersją z PS4
Zainstalowałem na konsoli PlayStation 5 obie wersje gry (remake waży 57 GB, czyli 7 GB więcej niż oryginał) i zacząłem je obie przechodzić od nowa, podejmując w obu przypadkach te same decyzje. Moją uwagę już na wstępie przykuł fakt, że dostaliśmy więcej Trofeów. W pierwszej edycji było ich 19, podczas gdy w nowej wersji jest ich 29, przy czym nowych jest 20, bo 10 zostało usuniętych.
Od początku widać, że mamy do czynienia z remakiem, a nie remasterem. Już w prologu pojawiły się zupełnie nowe lub zmienione ujęcia, a bohaterowie znajdują się w innych miejscach. Nadal słyszymy te same dialogi, ale lepiej zarysowywano relacje między postaciami. Cutscenki są dłuższe, a w pewnej chwili mamy coś na kształt teledysku (ścieżka dźwiękowa została zresztą przygotowana od nowa).
Zwróciłem przy tym uwagę na fakt, że prank, od którego zaczęła się cała historia, został w jednym aspekcie… ugrzeczniony. Nie chcę psuć zabawy spoilerami, ale dość powiedzieć, że twórcy remake’u nieco ocieplili wizerunek jednego z bohaterów, który wychodzi na dupka, ale mniejszego niż w oryginale. Ciekawi mnie jednak, czy tego typu zmian będzie tutaj więcej…
Zmienione zostało też intro, które teraz znacznie bardziej eksponuje, iż w obsadzie znalazł się Rami Malek. W chwili, gdy Until Dawn miało swoją premierę, nie był jeszcze aż tak znanym aktorem, jak dziś, ale spośród wszystkich osób wcielających się w członków tej grupy nastolatków dzisiaj jest chyba najsławniejszy. Właściwa gra zaczyna się zaś o… innej porze dnia.
A co z jakością grafiki i płynnością Until Dawn na PS5?
Jeśli chodzi o całą warstwę audiowizualną, to remake wykorzystuje silnik Unreal Engine 5 i gra wygląda teraz, naturalnie, znacznie lepiej. Nie powinno to być jednak zaskoczeniem, skoro Until Dawn na PS4 i Until Dawn na PS5 dzieli nie tylko 9 lat, ale też cała generacja konsol. Modele postaci z czasem będą się też zmieniać, gdy zostaną ranne, podrapane, będzie widać ślady po śniegu i wodzie.
Poprawiono oczywiście animacje, usprawniono światła i cienie, gra działa w wyższej rozdzielczości, obsługuje tryb filmowy 2,39:1 itd. Trzeba jednak zaznaczyć, że chociaż remake uruchomił się w trybie VRR, to momentami nieco chrupie. Nie mamy do wyboru trybów jakość/wydajność, a rozgrywka jest mniej płynna niż w wersji z PS4 uruchomionej na nowej konsoli Sony w 60 FPS-ach.
Te drobne niedociągnięcia techniczne nie odbiera jednak w żadnym razie frajdy z rozgrywki. Oś historii jest co prawda identyczna, ale deweloperzy zadbali o to, by coś dla siebie mieli tutaj nie tylko nowi gracze, ale również fani oryginału. Cześć lokacji ma dodatkowe strefy, w których można znaleźć dodatkowe znajdźki, a te z podstawowej wersji gry przeniesiono w inne miejsca.
Podoba mi się również fakt, że w niektórych sekwencjach, które powinny być dynamiczne ze względu na fabułę, bo np. ktoś kogoś goni, postaci poruszają się znacznie szybciej niż podczas klasycznej eksploracji nowej lokacji. To wszystko sprawia, że z chęcią zagłębiam się ponownie w ten świat i to nie tylko w poszukiwaniu nowych znajdziek oraz informacji o świecie przedstawionym.
Until Dawn na PS5 dostało też klasyczną kamerę „znad ramienia” z opcją rozglądania się.
Podczas gdy w oryginale kamera była czasem umieszczona w określonym miejscu, a my poruszaliśmy się awatarem po statycznej scenie, tak tutaj często w tych segmentach mamy dowolność w poruszaniu się i rozglądaniu. Odbiera to grze nieco filmowości, ale jednocześnie wzmacnia immersję. Niestety zabrakło możliwości kontrolowania gry, w tym np. latarki, poprzez poruszanie padem.
Until Dawn na PS5 wykorzystuje za to w fajny sposób silnik haptyczny oraz adaptacyjne triggery z Dual Sense’a. W menu możemy podejrzeć historię dialogów oraz zapoznać się z poradnikami. Do tego dochodzą nowe ustawienia dostępności, co docenią osoby z niepełnosprawnością oraz gracze, którzy chcieliby poznać historię bez męczenia się z sekwencjami zręcznościowymi.
Mamy też pewne zmiany w mechanice rozgrywki. Tak jak sekwencja QTE o nazwie Nie ruszaj się, wymagająca od postaci pozostawania bez ruchu, a od gracza trzymania w miejscu wściekle wibrującego pada, nadal jest dostępna, tak teraz można realizować ją automatycznie lub poprzez ruszanie analogiem - ta ostatnia opcja to ukłon wobec osób, które korzystają z kontrolera bez żyroskopu.
Ostatnią zmianą, o której warto przy tym wspomnieć, jest zaś fakt, iż tak jak Until Dawn z 2015 r. było grą na wyłączność na konsole PlayStation 4, tak remake wyszedł zarówno na PlayStation 5, jak i na komputery osobiste. To świetna wiadomość, bo dzięki temu z tą historią będą mogli zapoznać się wreszcie gracze, którzy nie zdecydowali się na zakup konsoli marki Sony.
Czy warto zagrać w Until Dawn na PS5 lub PC?
Jak zawsze: to zależy! To pytanie powinno rozbić się na dwa, a pierwszym jest: czy warto zagrać w Until Dawn ponownie? Sednem zabawy są tu w końcu zwroty akcji oraz konieczność podejmowania brzemiennych w skutkach decyzji bez pełnej świadomości ich konsekwencji, a tak jak gra daje nam iluzję tego, że bohaterowie mogą zginąć w każdej chwili, to dzieje się to w ściśle określonych momentach.
Sam grałem w Until Dawn na PS4 na premierę i do dziś pamiętam wiele scen, a zwłaszcza te, w których ci moi nastolatkowie witali się z kostuchą; znam też wszystkie zakończenia, bo… obejrzałem je na YouTubie. Jeśli jesteście w podobnej sytuacji, co ja, to nie oszukujmy się, produkcja traci wiele ze swojego uroku. Nadal dobrze przy niej się bawię, ale to już nie to samo, co za pierwszym razem.
Trzeba jednak podkreślić, że Ballistic Moon zrobiło sporo, aby nawet ci gracze, którzy grali w oryginał od Supermassive Games, mogli się przy remake’u dobrze bawić. Nie ograniczyli się do usprawnienia oprawy graficznej, bo mamy tu ten nowy tryb kamery oraz nowe linie dialogowe i znajdźki nie tylko pogłębiające relacje między bohaterami, ale i rzucające nowe światło na świat przedstawiony.
A czy warto grać, jeśli w ten tytuł na PS4 nie graliście, nigdy nie przeszliście go do końca lub szczegóły dotyczące fabuły zatarły się już w pamięci? No pewnie! Until Dawn na PS5 jest tytułem z ogromnym potencjałem. Jeśli tylko lubicie gry przygodowe i jump scare’y, a z gore nie macie problemu, to ten tytuł będzie warta i wydanych na niego pieniędzy, jak i czasu poświęconego na zabawę.