Szantaż Google'a - nie karmisz AI swoimi danymi? Spadasz w rankingu Wyszukiwarki
W krajach, w których Google odblokował już generatywną SI w swojej Wyszukiwarce, wydawcy medialni stoją przed nie lada dylematem. Jedynym ratunkiem przed pochłanianiem ich pracy przez Google Gemini wydaje się rezygnacja ze znacznej części dotychczasowych czytelników.
Google uruchomił w kilku wybranych krajach (jeszcze nie w Polsce) nową funkcję w Wyszukiwarce, która wykorzystuje generatywną sztuczną inteligencję, by odpowiedzieć użytkownikowi na zadaną frazę jeszcze przed zaprezentowaniem samych wyników wyszukiwania. Nowość ta wydaje się przy tym być kopią tego, co kilkanaście tygodni temu wprowadził Microsoft Bing, w tym w Polsce. Jednak między implementacją Google’a a Microsoftu jest pewna zasadnicza różnica. I to niezupełnie taka, że Bing wydaje się mało kogo obchodzić.
Bloomberg - jeden z wiodących prasowych tytułów w Stanach Zjednoczonych - przyjrzał się strukturze ruchu na swojej witrynie (czyli sprawdził skąd czytelnicy trafiają na jego artykuły, w jaki sposób je konsumują i co robią dalej). Okazuje się, że Google po cichu zastosował względem świata mediów swoisty szantaż. Owszem mogą odmówić udostępniania swoich treści do podsumowań generowanych przez Gemini w wynikach wyszukiwania Google. Jest to jednak równoznaczne z rezygnacją skanowania witryny przez boty Wyszukiwarki Google.
Czytaj też:
Daj się okraść albo zniknij. Nie trzeba nadmiaru złośliwości, by tak określić ultimatum Google’a
Google wykorzystuje osobny zestaw cralwerów do karmienia sztucznej inteligencji Google Gemini danymi i do zasilania nimi samej Wyszukiwarki Google. Ktoś mógłby intuicyjnie założyć, że Podsumowania SI są generowane z bazy wiedzy zebranej przez boty Gemini - tymczasem okazuje się, że rzeczone Podsumowania są generowane przez Gemini, ale z bazy zebranej przez Wyszukiwarkę.
Crawlery Wyszukiwarki Google można oczywiście zablokować. To jednak oznacza, że dana witryna nie będzie już skanowana przez Google i stopniowo zacznie spadać w wynikach Wyszukiwarki Google na coraz dalsze pozycje. Jej treści nie będą też oferowane w usługach Wiadomości Google i Google Discover (to ostatnie to mechanizm wykorzystywany m.in. przez stronę główną Google Chrome). Mając na uwadze monopol Wyszukiwarki Google na cyfrowym rynku - potwierdzony wyrokiem sądu - utrata pozycji w rankingu to utrata znacznej liczby czytelników.
Na szczęście jest pewna nadzieja dla korzystnego dla mediów układu sił. Wspomniany wyżej wyrok to efekt praktyk podobnych do opisanych powyżej. Oznacza on również, że Google zostanie z urzędu w jakiś sposób osłabiony, może nawet i podzielony, ułatwiając konkurencji dotarcie do użytkowników. W świecie wielu różnych źródeł informacji tego rodzaju praktyki będą nie tylko zabronione prawnie, ale przede wszystkim biznesowo dla dużych firm nieopłacalne.
Gdyby nie powyższy wyrok, nawet wielki Bloomberg musiałby się w końcu ugiąć przed wolą Google’a i oddać mu w posiadanie pracę intelektualną wszystkich swoich autorów - albo odejść w niepamięć.
*Ilustracja otwierająca: PixieMe / Shutterstock