REKLAMA

Polskie Manor Lords było warte każdej złotówki. To moja oaza spokoju

Chociaż polskie Manor Lords znajduje się w fazie wczesnego dostępu, i tak spędziłem z tą produkcją ponad 30 godzin. Średniowieczna strategia okazała się godna każdej wydanej na nią złotówki.

Polskie Manor Lords jest warte każdego grosza. To mój azyl
REKLAMA

Patrzę, jak Genowefa ociężałym krokiem podchodzi do stajni. Odrywa muła od żłoba, po czym ciągnie go w kierunku obozu drwali. Tam Gienia przytaszcza linami do zwierzęcia wielką belę, a potem razem udają się na plac budowy. Bela ląduje obok trzech innych, dostarczonych wcześniej. Jeszcze kilka stert kamieni, paręnaście desek z tartaku i budowa małego kościółka może zostać rozpoczęta.

REKLAMA

Cały proces dostarczenia beli trwał około trzy minuty. Przyglądałem mu się z lotu ptaka, oczarowany tym, jak każda czynność w Manor Lords musi zostać wykonana od A do Z, przy użyciu szerokiego wachlarza animacji. W polskiej grze strategicznej nic magicznie się nie pojawia. Każdy pozyskany kamień, każdy zbudowany dom i każdy upieczony bochen chleba to efekt długiego łańcucha czynności, realizowanych w czasie rzeczywistym przez osadników o własnych unikalnych imionach.

Pietyzm, z jakim twórca Manor Lords realizuje podstawowe czynności jak rąbanie drwa czy obsiewanie pola, zachwyca mnie.

Uwielbiam śledzić kamerą wybranego osadnika, przyglądając się żmudnym zadaniom, do którcy go przydzieliłem. Codzienna ciężka praca moich poddanych jest filarem Manor Lords, stanowiącym dowód na złożoność i głębię tej strategii. Tutaj nie wystarczy wysłać drwala z siekierą do lasu, by zyskać deski. Przewalone drzewa najpierw trzeba oczyścić z gałęzi, potem dostarczyć do obozu, a następnie do tartaku. To ponad ludzkie siły, więc wykorzystywane są do tego zwierzęta gospodarskie. Nie masz zwierząt? Nie masz desek.

W Manor Lords za każdym bochnem chleba kryje się historia unikalnego wysiewu zboża oraz obłożenia pracą lokalnego młynarza. Deska każdego wybudowanego domu ma własną historię, od sadzonki na skraju wioski, po wióry w tartaku. Obserwowanie tej średniowiecznej gospodarki, pokazanej w Manor Lords z niesamowitą dokładnością, etap po etapie, jest kapitalnym doświadczeniem.

Co najlepsze, w każdym momencie mogę wcielić się we włodarza, z bliska uczestnicząc w życiu wsi.

Manor Lords oferuje TPP przypominający ujęcie kamery rodem z gry akcji. Dopiero w nim w pełni docenia się rewelacyjną oprawę graficzną tej produkcji, a także przywiązanie polskiego twórcy do realizmu historycznego. Noszone stroje, wykorzystywane narzędzia, wszystko to składa się na niezwykle autentyczną podróż w przeszłość.

Uwielbiam spacerować między swoimi poddanymi, z bliska przyglądając się ich pracy. Brakuje tylko możliwości krzyczenia “hop hop hop!” znanego z serialu 1670 na Netfliksie. Marsz po uliczkach nowo powstałej odnogi miasteczka albo między polami uprawnymi zaraz przed sianokosami napawa próżną dumą władcy ziemskiego.

Szkoda tylko, że nie można wchodzić do wykończonych i pełnych detali budynków, zwłaszcza takich jak karczma czy kościół. Ileż bym dał, móc wejść do tawerny, usiąść na taborecie i oglądać jak chłopi wracający z pola grzeją się z kubkiem piwa przy ognisku. Manor Lords jest jednak grą wczesnego dostępu. Bardzo więc możliwe, że takie rozwiązania pojawią się w przyszłości. Interakcje z podwładnymi także byłyby ciekawym dodatkiem.

Po 40 godzinach zabawy jeszcze bardziej nie mogę uwierzyć, że za Manor Lords odpowiada jeden Polak.

Owoc jego siedmioletniej pracy powoduje opad szczęki. Przywiązanie do szczegółów, złożoność systemów zarządzania, płynne przejście ze skali mikro do makro - wszystko to elementy rozgrywki zawstydzające wielkie korporacje i ich współczesne gry strategiczne o budżetach AAA.

REKLAMA

Świetne jest też to, że po 30 godzinach zabawy (wersja przedpremierowa bez DRM na GOG) wciąż mam wrażenie, iż nie odkryłem nawet połowy zawartości wczesnego dostępu. W dalszym ciągu nie poznałem dogłębnie systemu walki, najczęściej wybierając tryb bezpiecznej budowy. Dlatego nawet nie próbuje nazywać tego tekstu recenzją. To oda. Psalm pochwalny na część gry strategicznej, będącej jednocześnie fenomenem idącym pod prąd trendom współczesnej branży.

Manor Lords to moja nowa ulubiona oaza spokoju. Uwielbiam włączyć ten tytuł na godzinkę lub dwie, ustawić kolejne etapy rozwoju miasteczka, a następnie po prostu obserwować, jak mieszkańcy walczą z wyzwaniami dnia codziennego. Aż się człowiekowi przypominają najlepsze chwile z pierwszymi Settlersami i Knights and Merchants.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA