REKLAMA

Recenzja The Thaumaturge: zakochasz się w Warszawie z demonami

Najciekawszym bohaterem The Thaumaturge nie jest ani władający demonami protagonista, ani żadna z postaci pobocznych. Główna gwiazda polskiej gry to carska Warszawa z 1905 r., po której można się przespacerować.

Recenzja The Thaumaturge: zakochasz się w Warszawie z demonami
REKLAMA

Gdy wysiadam na dworcu wiedeńskim w Warszawie, zderzenie kultur i wpływów jest od razu widoczne. Wielka tablica informuje o nazwie stacji w dwóch językach. Obok wielkich liter WARSZAWA znajduje się nazwa miasta napisana rosyjską cyrylicą. Mamy bowiem 1905 rok i okres zaborów. Polska istnieje, ale tylko w sercach.

REKLAMA

Tę gorliwość serc widać właśnie na dworcowej tablicy informacyjnej. Jej rosyjska część została zamazana czerwoną farbą, ku frustracji milicjantów spacerujących po dworcu, łypiąc na podróżnych.

The Thaumaturge to polska gra cRPG oferująca unikalną możliwość przeniesienia się do Warszawy 1905 r.

Mówimy zatem o Warszawie, która w tragiczny sposób przestała istnieć, zrównana z ziemią przez Niemców kilka dekad później. Warszawie obfitującej z liczne zabytki, których nie powstydziła by się Praga ani Budapeszt. Stolicy diametralnie innej od współczesnej paskudy, którą widzą wysiadający na Dworcu Centralnym. W grze odtworzono miejsce pełne kamienic, kościołów i synagog, restauracyjnych ogródków oraz zielonych skwerów.

W pełnej detali aglomeracji aż kipi od rozmaitych kultur, nacji i tradycji. Rasowi Warszawiacy - syreniarze - mają własny slang. Żydzi są tu liczni i wpływowi, choć marginalizowani przez okupacyjną władzę. Rosjanie tradycyjnie noszą się z imperialną butą. Panie przechadzają się w pięknych sukniach, baby sprzedają kury i jaja, robotnicy kładą warszawską kanalizację, a dzieci… cóż, pracują, jak to bywało w tamtych czasach.

Górale z bielskiego studia Fool's Theory wykonali świetną pracę, oddając tłamszonego polskiego ducha 1905 roku.

Modne warszawianki ze Śródmieścia zaczytują się w Bluszczu - ówczesnym czasopiśmie dla kobiet z wyższych sfer. Na Powiślu panuje bieda i pełno tam ciem, jak określano w tamtych czasach prostytutki. W Hotelu Imperialnym można znaleźć rosyjskich dygnitarzy przy wódeczce. Kto potrafi czytać, ten przeczyta w Kurierze Warszawskim, że niebezpieczne wpływy socjalistyczne - z którymi walczy carat - sięgają polskich robotników.

Warszawa w The Thaumaturge jest absolutnie fantastyczna. Polska w okresie 2 wojny światowej, Polska futurystyczna i na średniowieczną nutę to już powszechny motyw w dziełach rodzimych producentów gier. Za to kraj pod zaborami, do tego drobiazgowo odtworzony z dbałością o takie detale jak autentyczne karty menu w restauracjach - za to ekipie Fool's Theory należy się ogromne uznanie. W końcu coś unikalnego!

W The Thaumaturge ważny jest też polski duch niepodległościowy, będący czymś więcej niż historycznym tłem. Stanowi on istotny element fabuły, a także wpływa na motywacje wielu postaci. Bohaterowie są dumni z noblistki Skłodowskiej-Curie, chodzą na nielegalne wykłady Latającego Uniwersytetu i komplikują życie moskalom. Gdyby nowa odsłona Assassin’s Creed miała miejsce w Polsce pod zaborami, Ubisoft musi jechać na konsultacje do Bielska-Białej.

To aż szokujące, że gra tak pięknie obrazująca polską historię nie doczekała się rodzimego dubbingu.

Doskonale rozumiem, że 11 bit Studios do spółki z bielskim Fool's Theory tworzyli The Thaumaturge na skalę globalną, pragnąc międzynarodowego sukcesu. Mimo tego, produkcja polskiego studia, z polskim wydawcą, do tego przynależąca do gatunku cRPG, powinna mieć polski dubbing. Zwłaszcza gdy tak pięknie podejmuje naszą historię i jest osadzona w Warszawie!

Tymczasem wszyscy bohaterowie w The Thaumaturge mówią albo po angielsku, albo po rosyjsku. Polskie są wyłącznie napisy, co uważam za gigantyczne nieporozumienie. 11 bit Studios naprawdę mogłoby wyłożyć nieco więcej środków, angażując polskich aktorów. Jest lekki niesmaczek.

The Thaumaturge wprowadza do Warszawy 1905 r. demony, klątwy i siły nieczyste.

Solidne historyczne fundamenty są polane sosem pełnym potworów. Główny bohater widzi demony i może je kontrolować, wykorzystując je zarówno do manipulacji innych osób, jak również podczas walki. Heros potrafi także wyczuwać emocje właścicieli prywatnych przedmiotów, co czyni z niego niezwykle skutecznego detektywa.

Nietypowe moce wykorzystujemy do rozwiązania zagadki rodzinnej, a na naszej drodze staje armia warszawskich oponentów - od zwykłych bandziorów z ciemnej alejki, przez rosyjską milicję i służby, kończąc na innych władcach demonicznego plugastwa.

Rozgrywka w The Thaumaturge dzieli się na dwa główne bloki: W pierwszym obwąchujemy otoczenie i przedmioty, a także wypytujemy ludzi niczym w detektywistycznej przygodówce. W drugim bloku rozkwaszamy nosy tam, gdzie konfrontacje są konieczne. Z kolei w Warszawie 1905 r. chętnych do bitki nie brakuje.

Gdy walczę w The Thaumaturge, od razu mam skojarzenia z rewelacyjnym Darkest Dungeon.

{"Source" : "GeForce SHARE", "B64" : "eyJEUlNBcHBOYW1lIiA6ICJ0aGV0aGF1bWF0dXJnZS13aW42NC1zaGlwcGluZy5leGUiLCAiRFJTUHJvZmlsZU5hbWUiIDogIlRoZSBUaGF1bWF0dXJnZSIsICJTaG9ydE5hbWUiIDogIiIsICJDbXNJZCIgOiAwfQ=="}

Turowe starcia z małymi grupami przeciwników opierają się na klasycznym zadawaniu obrażeń, nakładaniu negatywnych efektów oraz budowaniu momentum pozwalającym aktywować najpotężniejsze umiejętności. Podczas walk główny bohater używa pięści i broni palnej, a poddane nam demony stosują własne, unikalne ruchy.

The Thaumaturge na tyle komplikuje mechanikę, że zasypywanie przeciwnika gradem najsłabszych ciosów często nie zdaje egzaminu. Kluczem do sukcesu jest wykorzystanie słabości przeciwnika i zbudowanie momentum do aktywacji najpotężniejszych umiejętności, działając na tyle skutecznie by nasz pasek życia nie spadł w tym czasie do zera. Osobliwa mieszanina Darkest Dungeona, Final Fantasy 7 i Gorky 17.

Niestety, po kilkunastu godzinach starcia stają się potwornie monotonne. Doskwiera brak możliwości przyspieszania animacji ataku wroga oraz małe zróżnicowanie archetypów przeciwnika. Pod koniec The Thaumaturge złapałem się na tym, że robiłem WSZYSTKO, byle tylko uniknąć konfrontacji. Nawet jeśli wiązało się to z fabularnymi decyzjami sprzecznymi z wcześniej obraną ścieżką.

Monotonia oraz brak głębszej interakcji ze środowiskiem to dwie główne bolączki The Thaumaturge.

Czuć, że ekipa z Bielska-Białej stara się walczyć z banałami. Twórcy serwują zróżnicowane osobowości oraz historie. Po czasie wszystko zlewa się jednak w monotonną całość, na modłę jednego schematu. Najpierw obwąchujesz przedmioty osób zaangażowanych w zadanie. Potem starasz się do tych postaci dotrzeć, walcząc po drodze z zakapiorami. Następnie konfrontujesz kluczową dla zadania postać ze zdobytą wiedzą. Czasem dochodzi jeszcze do bitki na koniec.

W ten sposób czytanie dialogów i opisów przedmiotów staje się przyjemną, ale czynnością dodatkową. Główny bohater ze swoimi mocami zawsze bowiem sprawi, że wyjdzie na jego. Nie zdarzyło mi się sknocić żadnego zadania. Czasem po prostu po gębie dostaje postać A, czasem B. Nie musimy jednak za nadto przejmować się podjętymi decyzjami, chociaż twórcy skutecznie tworzą iluzję, jakoby było inaczej.

The Thaumaturge zachęca do lekkomyślności z jeszcze innego powodu: w grze nie ma systemu ekonomii i wyposażenia, karzącego lub nagradzającego za (nie)podjęte czyny. Na końcu zadania nie czeka skrzynia ze skarbami, pełna rewolwerów z lepszymi statystykami. Nie mamy też problemu z pieniędzmi, co prowadzi do absurdalnych konsekwencji. W grach cRPG zazwyczaj przekupujemy kogoś sporymi sumami, co boli, bo nie możemy ich potem wydać na lepszy sprzęt. W The Thaumaturge wydajemy z kolei pieniądze na lewo i prawo, bo de facto nie ma ich w grze, jako policzalnego zbioru.

Skoro nie ma wyposażenia, nie ma też żadnych beczek, kufrów ani skrzyń z którymi możemy wchodzić w interakcje. Świat The Thaumaturge jest przyspawany do podłogi, a wpływ głównego bohatera na bezpośrednie otoczenie w zasadzie nie istnieje. Udane wypełniacze, jak tramwaj hamujący przed graczem, nie maskują tego odpowiednio skutecznie.

The Thaumaturge to bardzo nierówna produkcja. Magiczna Warszawa i piękna oprawa biją się tutaj z brakami.

Bez zdobywania przedmiotów, ulepszania wyposażenia, reperowania życia i różnicowania nagród The Thaumaturge jest trochę jak Disco Elisium - w całości skoncentrowane na dialogach z innymi postaciami. Tyle tylko, że Disco Elisium znacznie silniej angażuje gracza w obszarze rozmów i wewnętrznych przemyśleń. Polska produkcja nie ma takiego dialogowego kopa, co stara się wynagrodzić m.in. rozbudowanym modułem walki.

Problem polega na tym, że właśnie ta walka, pozbawiona możliwości ulepszania posiadanych przedmiotów i zdobywania nowych, jest dowodem na to, że czegoś w The Thaumaturge brakuje. Jakiegoś ekonomicznego systemu, będącego dla gracza kijem i marchewką. Metodą dawania satysfakcjonujących nagród, ale też zmuszającą do bolesnych oszczędności. Bez tego The Thaumaturge nie wydaje się tak głębokie, tak złożone i tak angażujące, jak mogłoby być.

Największe zalety:

  • Niesamowita, piękna, pełna detali Warszawa 1905 r.
  • Unikalny klimat Polski pod carskim zaborem
  • Realizm historyczny: masa wiarygodnych detali z okresu zaborów
  • System zdobywania nowych demonów się sprawdza
  • Iluzja podejmowania ważnych decyzji
  • Częściowo nielinearny charakter rozgrywki

Największe wady:

  • Zróżnicowane misje, ale ten sam schemat ich rozwiązywania
  • Brakuje dodatkowych systemów urozmaicających walkę i dochodzenia
  • Bardzo niski stopień interakcji z otoczeniem
  • Za mało źródeł audio: Warszawa pięknie wygląda, ale nie wybrzmiewa
  • Brak pełnej polskiej wersji językowej

Ocena recenzenta: 7,5/10

REKLAMA

Powyższe problemy nie zmieniają jednak niepodważalnego faktu: The Thaumaturge to jedna z najlepszych gier jakie ostatnimi laty powstały w Polsce. Warto dać szansę tytułowi dla samej Warszawy, będącej największą i najjaśniejszą gwiazdą obsady. Nie nastawiajcie się tylko na przygodę w stylu Baldur's Gate 3. Grze znacznie bliżej do detektywistycznej przygodówki wzbogaconej turowymi starciami.

Spacer przedwojennym Śródmieściem to unikalne doświadczenie. Nawet dla Ślązaków takich jak ja, nieprzepadających za współczesną stolicą. Szkoda, że reszta elementów w The Thaumaturge nie jest tak udana jak sama Warszawa.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA