Autobusy elektryczne nie dawały rady w Polsce. Znaleźli na to rozwiązanie
Jedno jest pewne – Autoelektrosan jest autobusem, obok którego nie da się przejść obojętnie. Ale jeśli coś jest dziwne, ale działa, to chyba najważniejszy cel został osiągnięty.
W polskich miastach autobusy elektryczne odbiły się nieprzyjemną czkawką. Jesienią w Gdańsku kierowcy narzekali, że pojazdy mające pozwolić na przejechanie 400 km już po 200 km musiały wracać do bazy. Prowadzący zwracali uwagę, że dla elektryków zabójcze okazały się trójmiejskie morenowe wzgórza oraz zbyt duża liczba pasażerów. Doszło nawet do wymierzenia kary w wysokości 42,5 tys. zł za „niedotrzymanie poziomu gwarantowanego zasięgu minimalnego”. Wytypowano 17 przypadków, a do spełnienia wymogów zabrakło średnio 19 km.
Problemy zimą zgłaszano również w Krakowie. Platforma Komunikacyjna Krakowa - PKK zwracała uwagę na kwestię zasięgu, który na mrozie miał spaść z 200-300 km do nawet kilkudziesięciu.
W efekcie autobusy nie są w stanie przejechać założonej trasy, muszą się ładować przy każdej okazji, co wymaga dodatkowego czasu, generując opóźnienia oraz wypadanie kursów. Pojazdy potrafią też odmówić posłuszeństwa w środku trasy
- informowała PKK.
Kierowcy, żeby oszczędzać baterię, mieli w chłodne dni zmniejszać ogrzewanie. Prowadzący profil PKK dodawali, że to nie tylko kwestia zimy. „Jakiekolwiek korki, niekorzystne warunki pogodowe czy inne utrudnienia mocno mieszają w odjazdach. Przy zwykłych autobusach, w przypadku opóźnień często kierowcy heroicznie poświęcają własne przerwy, by nadrobić spóźnienia. Z elektrykami jest to niemożliwe – autobus nie pojedzie na pustej baterii” – zaznaczono. A ładowanie jest utrudnione, bo w mieście ładowarek zwyczajnie brakuje.
Rozwiązaniem takich problemów ma być Autoelektrosan
Niezbyt oryginalna nazwa, ale za to wszystko nadrabia wygląd. Eksperymentalny pojazd to wspólne dzieło oddziału Autosana w Sanoku oraz Sieci Badawczej Łukasiewicz- Przemysłowy Instytut Motoryzacji.
Napęd, baterie oraz urządzenia peryferyjne zostały przeniesione do wydzielonego, tylnego przedziału autobusu, odizolowanego ścianą oraz dedykowanym mechanizmem przegubowym – tłumaczą projektanci. Zaleta nietypowej konstrukcji jest oczywista: zwiększona pojemność magazynu energii w stosunku do typowych, elektrycznych autobusów miejskich. Według autorów koncepcji większa bateria pozwalałaby na realizację dłuższych przejazdów nie tylko na trasach podmiejskich, ale także pomiędzy miastami.
Obecnie pojazd przechodzi przez serię badań. Niektórzy z wyglądu się śmieją, inni zwracają uwagę na to, że koncepcja jest krokiem wstecz: duży pojazd, który przywiezie tyle samo pasażerów, co mniejszy, bo sporą część miejsca zajmuje bateria. Z drugiej strony jeśli założymy, że elektryczne autobusy stanowią „fundamentalny krok w kierunku bardziej zrównoważonego i przyjaznego dla środowiska transportu publicznego”, a tutaj uda się rozwiązać problem z zasięgiem, to być może w tym szaleństwie jest metoda?
Miasto, które skusiłoby się na taki autobus, na pewno zyskałoby turystycznie – wielu chciałoby zobaczyć giganta w akcji.
Na Spider's Web piszemy więcej o komunikacji publicznej: