Niedźwiedź katapultował się z samolotu. I to przy prędkości naddźwiękowej
Czy wiesz, że niektóre samoloty posiadają specjalne kapsuły, które służą do ewakuacji załogi? Te niezwykłe urządzenia stosowane były zazwyczaj w bombowcach. Choć ich zadaniem było ratowanie ludzkiego życia, to w praktyce często okazywały się śmiertelną pułapką. Oto historia tego niezwykłego wynalazku.
Historia kapsuł ratunkowych dla załóg samolotów sięga jeszcze czasów II wojny światowej, gdy Niemcy stworzyli pierwsze fotele wyrzucane. Były to konstrukcje opracowane przez Heinkel Flugzeugwerke. Pierwszym samolotem wyposażonym w wyrzucany fotel pilota był Heinkel He 219. To daje wyobrażenie, jak zaawansowane technologie zostały opracowane w czasie II wojny światowej.
Niemcy opracowali i wybudowali też eksperymentalne samoloty Heinkel He 176 i DFS 228, które miały pierwsze lotnicze kapsuły ratunkowe w historii. W maszynach tych w razie wypadku odczepiać miał się cały nos samolotu, w którym załoga lądowała na spadochronach.
Czytaj także:
- To działo zniszczyło czołg z rekordowej odległości. Aż trudno uwierzyć, że to możliwe
- Taktyczna broń jądrowa - co to jest, jaką ma moc i kto ją posiada?
- Nadciąga żywy beton. Świat już nigdy nie będzie taki sam
Katapultowali niedźwiedzia, żeby przetestować kapsułę.
Pierwsza kapsuła ratunkowa dla załogi samolotu, która trafiła do seryjnej produkcji, pojawiła się w amerykańskim bombowcu Convair B-58 Hustler. Konstrukcja została opracowana przez firmę Stanley Aviation Company dla Convair. Kabina była napełniona powietrzem, a piloci mieli w niej pożywienie oraz wyposażenie do przeżycia w trudnych warunkach. Całość wygląda jak urządzenie z gry Portal. Zdjęcie zobaczycie niżej.
W 1962 r. przetestowano działanie kapsuły dla B-58 Hustler. Wykorzystano do tego niedźwiedzia. Stał się on pierwszym żywym organizmem, który przetrwał katapultowanie się z samolotu przy prędkości naddźwiękowej.
Kapsuły ratunkowe zamontowano też w eksperymentalnym bombowcu North American XB-70 Valkyrie. Niestety, przeszły one tragiczny egzamin podczas słynnej katastrofy tego bombowca z myśliwcem F-104 Starfighter w 1966 r. XB-70 Valkyrie wpadł w korkociąg, a przeciążenie było tak duże, że fotel z pilotem nie miał wystarczającej siły, by wsunąć się do kapsuły. Major Carl Cross zginął gdy samolot rozbił się o ziemię.
Drugi pilot, major Alvin S. White, miał problemy z zamknięciem drzwi kabiny, przez co doznał poważnych obrażeń. Jego ręka została zmiażdżona przez kapsułę ratunkową, która niczym muszla zamknęła się wokół pilota tuż przed wyrzuceniem go z samolotu. Zszokowany i ranny pilot zapomniał odpalić specjalne poduszki, które miały się napełnić powietrzem i zamortyzować uderzenie kapsuły w ziemię. Kapsuła rozbiła się z taką prędkością, że Alvin S. White został poddany przeciążeniu 44 g! Mimo to pilot przeżył.
Kabina napędzana silnikami rakietowymi.
To tragiczne doświadczenie sprawiło, że w kolejnych bombowcach: F-111 i B-1A, zastosowały inny rodzaj kapsuły ratunkowej. Porzucono pomysł z zamykaniem pilota w kokonie, na rzecz wyrzucania całej kabiny, która odczepia się od reszty samolotu. Przyznam, że zawsze fascynowało mnie to rozwiązanie. Przypominało mi raczej statki kosmiczne. Taką kabinę zobaczycie na zdjęciu niżej. Musicie przyznać, że wygląda niesamowicie!
W takim przypadku od samolotu odłącza się cała kabina, którą wyrzucają silniki rakietowe. Przy lądowaniu na spadochronie moment przyziemienia amortyzują poduszki lub silniki. Jeśli załoga ląduje na wodzie, kapsuła staje się jednocześnie szalupą ratunkową. Niestety, podczas jednej z katastrof bombowca B-1A w 1984 r., wyrzucona kapsuła nie wylądowała poprawnie i jeden z trzech członków załogi zginął.
Kapsuły ratunkowe nie są już stosowane w żadnych nowoczesnych konstrukcjach. Ostatnimi samolotami z tym rozwiązaniem pozostają amerykańskie bombowce B-1. Choć kapsuły okazały się ślepą uliczką w sposobie ratowania załóg samolotów, to ich historia pozostaje fascynującym epizodem w dziejach lotnictwa.