Microsoft kończy z metawersum, zanim Meta zaczęła na dobre. Nie ma technologii, nie ma pomysłu, jest tylko polityka
Zauważalna część z 10 tys. zwolnionych przez Microsoft pracowników to członkowie zespołów zajmujących się goglami do wirtualnej, rozszerzonej i mieszanej rzeczywistości i rozwiązaniami programowymi dla nich przeznaczonymi. Nic dziwnego: Microsoft budował metawersum na długo przed właścicielem Facebooka. Sęk w tym, że mało kto go potrzebuje - nawet przy takiej technologii, jaką oferuje HoloLens.
Zastanawia mnie czemu akcjonariusze Mety nie zwracają uwagę Markowi Zuckerbergowi na coś, co nazywa się Windows Mixed Reality. Podejrzewam, że to dlatego, że sami o tym nie słyszeli - w czym na dobrą sprawę tkwi problem. Zanim bowiem Facebook ogłosił zmianę nazwy na Meta i zamiar inwestowania ogromnych środków w budowę rozwiązań opartych o wirtualną, rozszerzoną i mieszaną rzeczywistość, przez lata próbował robić to Microsoft. I to całkiem umiejętnie.
Wielokrotnie słyszy się o różnych projektach Microsoftu, które łaskawie można opisać mianem interesujących eksperymentów. Tym niemniej w kwestii rzeczywistości rozszerzonej Microsoft technologicznie wyprzedził konkurencję o całe lata, a opracowana przez niego technologia pod wieloma względami nadal pozostaje niedościgniona. Mowa o HoloLens, których przyszłość pod skrzydłami Microsoftu dziś jest już wątpliwa. O Windows Mixed Reality zapomnieliśmy już dawno.
Według nieoficjalnych, ale pochodzących z wiarygodnych źródeł informacji, znaczna część ze zwolnionych 10 tys. pracowników zajmowało się właśnie HoloLens i Mixed Reality. Plotką nie jest też fakt, że Microsoft właśnie zamknął przejętą przez siebie firmę AltspaceVR do tworzenia platform dla aplikacji VR. Podobno też zawieszono prace nad dalszym rozwijaniem technologii MRTK (Mixed Reality Tool Kit) do tworzenia aplikacji na HoloLens, Meta Quest i SteamVR.
Microsoft nie rezygnuje całkowicie z VR. Azure niezmiennie będzie oferować rozwiązania dla aplikacji VR/MR/AR od strony infrastruktury informatycznej, podobnie jak Microsoft będzie oferował rozwiązania MDM do zarządzania i administracji inwentarzem VR/MR/AR. Nie ma też mowy o likwidacji projektu HoloLens w bieżącej formie. Priorytety się jednak wyraźnie zmieniły - po tym, jak zainteresowanie HoloLens stracił pierwszy wysokowolumenowy potencjalny klient. A zaryzykuję opinię, że Microsoft miał nowocześniejszą i praktyczniejszą technologie od Mety.
Gdy pierwszy raz założyłem HoloLens na nos, krzyczałem, że te gogle zmienią świat.
Dziś łatwo sobie w efekcie ze mnie stroić żarty, ale doskonale rozumiem swoją reakcję sprzed wielu lat. Gogle Microsoftu nie tylko imponowały relatywną wygodą - są względnie lekkie i komfortowe w użytkowaniu. Prawdę powiedziawszy nie imponują też swoim holograficznym szkłem, dzięki któremu cyfrowy świat może być bezpośrednio nakładany na to, co widzi użytkownik. Imponowały przede wszystkim swoimi czujnikami.
HoloLens daleko wykracza poza wyświetlanie grafiki 3D przed oczami użytkownika. Gogle doskonale rozumieją otaczającą je przestrzeń, skanując ją bezustannie w czasie rzeczywistym i mapując z dokładnością co do najmniejszego przedmiotu. Wirtualny hologram użytkownik może, na przykład, postawić za stołem - a gdy na niego spojrzy, ów hologram jest perfekcyjnie realistycznie częściowo zasłonięty przez ów stół.
Kiedy powiesiłem na ścianie wirtualne okno przeglądarki o przekątnej 100 cali, rozmieściłem po blatach stołów inne aplikacje, po czym włączyłem przygotowaną przez Microsoft grę, w której złe potwory wychodziły z wirtualnej dziury i które trzeba było odstrzelić - byłem przekonany, że mam właśnie na nosie przyszłość elektroniki użytkowej. Po co smartfon, skoro na życzenie mogę uruchomić dowolną aplikację dyskretnie przed oczami. To był 2015 r.
Widząc szalony postęp w rozwoju konsumenckiej elektroniki snułem wizje, że za jakieś dwa, może trzy lata inżynierowie Microsoftu zdołają zmniejszyć rozmiar HoloLens do czegoś, w czym będzie dało się wygodnie spacerować po ulicy i czego akumulator wystarczy na kilka godzin użytkowania. To oczywiste. To się jednak nie wydarzyło.
W swoim entuzjazmie błędnie założyłem, że wynalazcy HoloLens będą teraz dokonywać przełomu technologicznego za przełomem. Tak się jednak nie stało i choć HoloLens 2 są istotnie usprawnione względem gogli pierwszej generacji, tak nadal jest to sprzęt zbyt niewygodny i zbyt kłopotliwy w użytkowaniu codziennym, by można było rozmawiać o rynku masowym. O absurdalnej cenie pojedynczego urządzenia nawet nie wspomnę.
Nie to by HoloLens odniósł całkowitą porażkę. Możliwości techniczne tego urządzenia są niezmiennie imponujące, ale okazało się, że jest jeszcze jeden problem. Microsoft zapewnił pierwsze na świecie sensowne gogle holograficzne. Nawet, jak to Microsoft, zapewnił do nich odpowiedni backend do administracji w środowisku firmowym. Nie do końca jednak okazało się jasne po co. Ot, fantastyczny wynalazek. Ale do czego właściwie w swojej obecnej formie służy?
HoloLens zainteresowały się bogate korporacje. Gogle okazały się pomocne w fabrykach, na platformach wiertniczych czy w studiach projektowych. Trafiły nawet na Międzynarodową Stację Kosmiczną, gdzie ułatwiają prowadzenie niektórych prac konserwacyjnych, wyświetlając przed oczami załogi instrukcje bezpośrednio odnoszące się do tego, co mają przed oczyma. To wszystko brzmi bardzo zachęcająco i imponująco, ale w ujęciu komercyjnym, dla firmy takiej jak Microsoft (czy Meta) - tak wąska i nieliczna grupa klientów nie tłumaczy ogromnych inwestycji.
Los HoloLens prawdopodobnie ostatecznie przypieczętowały dwa wydarzenia. Pierwszym było zwolnienie szefa działu HoloLens po wyjściu na jaw jego nieodpowiednich seksualnie zachowań. Drugim była utrata pierwszego wielkiego klienta: zmodyfikowana i wzmocniona wersja HoloLens miała służyć setkom tysięcy żołnierzy amerykańskiej armii. Okazało się jednak, że gogle więcej przeszkadzają na polu walki niż pomagają i warty miliardy dolarów kontrakt przepadł. Przez ostatnie kwartały Mieszana Rzeczywistość w Microsofcie istniała już głównie za sprawą polityki. Teraz i to staje się nieaktualne.
Microsoft nie był sam. Do budowy swojego metawersum zapraszał ważnych partnerów, a ci współpracowali. Z tego też nic nie wyszło.
Microsoft rozumiał, że superdrogie urządzenie HoloLens (kilkanaście tysięcy złotych za sztukę) nie jest skutecznym sposobem na popularyzację metawersum, które Microsoft w swojej nomenklaturze marketingowej nazywał Mixed Reality. Patenty i technologie związane z HoloLens zostały udostępnione partnerom, by ci opracowali tańsze i bardziej przystępne cenowo urządzenia. Nawet im się to udało.
Swego czasu do kupienia było całkiem sporo różnych gogli zgodnych z technologią Windows Mixed Reality. Nie były one tak lekkie i wygodne jak HoloLens, a zamiast szkła holograficznego używały klasycznych wyświetlaczy i kamer. Niektóre jednak dzięki temu kosztowały mniej niż porządny tablet, a na dodatek chętnie były udostępniane w jeszcze niższych cenach placówkom takim, jak szkoły. Microsoft nawet zlecił stworzenie kilku aplikacji edukacyjnych dla tych gogli.
Kto ma rację - Satya Nadella czy Mark Zuckerberg?
Prezes Microsoftu nie lubi długo finansować projektów, dla których nie widzi przyszłości. Nie zawsze tylko wiadomo, czy chodzi o przyszłość w Microsofcie czy przyszłość jako taką. Dla przykładu, gdy Nadella wyprowadził Microsoft z rynku produkowania telefonów komórkowych i licencjonowania dla nich systemu operacyjnego, nie zrobił tego dlatego, że nie wierzy w smartfony - a dlatego, że stracił wiarę, że Microsoft może tam odnieść sukces. Jak jest tym razem?
Na to pytanie dziś nie sposób udzielić autorytatywnej odpowiedzi. Microsoft miał jednak wszystko co trzeba, by nie tylko snuć wizje o metawersum vel Mixed Reality, ale też wprowadzić je na masową skalę. Okazało się jednak, że na dziś technologia nie wystarcza do tego, by owo metawersum mogło ów sukces odnieść. A nawet gdy owe ważne szczegóły techniczne zostaną dopracowane (może przez Apple’a?), to nie do końca właściwie jest jasne po co.
Mark Zuckerberg inwestuje w metawersum, Tim Cook inwestuje w metawersum - a Satya Nadella, po niespełna dekadzie jego budowy, odkłada cały projekt na boczny tor, by sobie po cichu egzystował i dogorywał, czekając na coraz mniej prawdopodobne lepsze czasy. Pozostaje się przekonać, czy Microsoft prześpi kolejną rewolucję, jaką były smartfony - czy też owa rewolucja to kapiszon pokroju asystentów głosowych, z których zamiast coraz więcej większość klientów korzysta coraz mniej.