REKLAMA

Miałem na głowie HoloLens i nie zawaham się o tym opowiedzieć - pierwsze wrażenia Spider's Web

Wyprowadzono mnie z Moscone Center, gdzie odbywał się Build 2015 i pod eskortą zaprowadzono mnie do hotelu nieopodal. Kilkukrotnie sprawdzano, czy na pewno nie mam żadnych urządzeń nagrywających. Żadnych smartfonów, aparatów, inteligentnych zegarków, można było wnieść wyłącznie notes i długopis. Pilnowała mnie najgorętsza Azjatka jaką moje oczy widziały. Intryga rodem z filmów o 007! Ale opłacało się: po raz pierwszy doświadczyłem microsoftowych „hologramów”.

Miałem na głowie HoloLens i nie zawaham się o tym opowiedzieć
REKLAMA
REKLAMA

Udało mi się załapać na niejawny pokaz gogli HoloLens do rozszerzonej rzeczywistości, choć Microsoft bardzo nie lubi tego określenia. Za każdym razem, gdy wspominałem o AR przedstawiciel giganta z Redmond starał się mnie przekonać, że tu chodzi o coś więcej. – It’s not virtual nor augmented reality, it’s mixed reality – twierdził, a ja nie tłumaczę jego słów, bowiem „mieszana rzeczywistość” jakoś tak… nie brzmi. Powiedziano mi również, że HoloLens w obecnej formie nie jest produktem końcowym, a prace nad sprzętem cały czas trwają.

Po dziesiątym razie, kiedy oświadczono, że nie wolno mi wykonywać żadnych zdjęć, w końcu pokazano mi urządzenie. Za szkłem. To ostatni moment, w którym mogłem mieć przy sobie urządzenie do rejestrowania obrazu. Potem zostało ono mi zabrane, a mnie wpuszczono do… małego teatrzyku.

Skype, Minecraft i druk 3D

Pierwsza część pokazu, ku mojemu rozczarowaniu, odbyła się bez mojego udziału. Dwójka przedstawicieli Microsoftu demonstrowała jak można wykorzystać HoloLens do wspólnej pracy nad wydrukowaniem na drukarce 3D modelu z Minecrafta. Jeden z nich miał gogle HoloLens, drugi udał się na zaplecze, by zadzwonić do posiadacza gogli za pomocą Skype’a. Ja mogłem obserwować całość na wielkich monitorach dzięki specjalnym kamerom, które rejestrowały również „hologramy”.

Wszystko odbywało się na żywo i nie było „prerenderowane”. A tak mnie przynajmniej zapewniono.

WP_20150430_20_20_40_Rich

Okno z rozmówcą dosłownie zawisło w przestrzeni. Dokładnie tak, jak podczas pokazów na keynote. Posiadacz HoloLens przechadzał się po pokoju, a okno za nim podążało! Pokazano również jak owe okno można „zadokować” w dowolnym miejscu.

Pierwsza rzecz, która faktycznie wgniotła w fotel, to dokładność, z jaką HoloLens „rozumie” otaczającą go przestrzeń.

Okno można było postawić na stole, a gogle doskonale wiedziały gdzie jest ów stół i z niesamowitą precyzją umieściły tam okno. Niezależnie od kąta patrzenia, wyglądało to bezbłędnie. „Hologramy” nawet rzucają realistyczne cienie, zgodne z kształtem rzeczywistych przedmiotów na które padają! Rozmówca na Skype następnie za pomocą komunikatora wysłał do posiadacza HoloLens obiekt z Minecrafta i na bieżąco go edytował, widząc dokładnie to, co posiadacz HoloLens. Dodawał różne modyfikacje, które natychmiastowo były widoczne na „hologramie” postawionym na szafce nieopodal.

Osoba posiadająca gogle w drugim „holograficznym” oknie uruchomiła OneDrive’a, by dzielić się zapisanymi materiałami do ulepszenia modelu. Całość następnie wysłano do drukarki 3D. Przedstawiciele Microsoftu argumentowali, że HoloLens w ten sposób otwiera nowe możliwości współpracy dwóch osób oddalonych od siebie na dużą odległość.

Faktycznie, sprawiało to wrażenie czegoś zarówno bardzo prostego, jak i przydatnego. Najlepsze miało jednak dopiero nadejść.

Jestę inżynierę

Następna część pokazu już odbyła się z moim udziałem. I tu, ku mojemu wielkiemu rozbawieniu, wprawiłem przedstawicieli Microsoftu w niemałe zakłopotanie. Najpierw opowiedziano mi o interfejsie, który opiera się na trzech elementach: gaze, gesture i voice (wpatrywanie się, gesty i sterowanie głosowe).

Innymi słowy, nasz wzrok jest kursorem, nasza dłoń interfejsem (na razie jest dostępny jeden gest, a więc „kliknięcie” palcem, ma być jednak ich znacznie więcej) oraz sterowanie głosowe.

Przed pokazem trzeba było też wykonać pomiar IPD, czyli zmierzyć odległość moich źrenic względem siebie (w końcowym produkcie ma to być niepotrzebne). I teraz dochodzimy do wspomnianego wyżej zakłopotania inżyniera i PR-owca Microsoftu.

Microsoft hololens

Otóż wyżej podpisany ma dość charakterystyczną głowę. Pisząc kolokwialnie, mam łeb jak sklep, wielki globus. W efekcie teoretycznie bardzo prosty mechanizm dopasowywania „obręczy” gogli do głowy się nie sprawdził. HoloLens przez dłuższą chwilę mi się co chwila zsuwał na nos, zanim udało się to cholerstwo docisnąć do mojego „baniaka”.

Następnie krótka jednorazowa kalibracja pola widzenia (sprawdzałem, czy widzę prostokąt z logo Windows w środku w całości wyświetlany przed moimi oczyma) i byliśmy gotowi.

Całość na głowie okazała się zaskakująco lekka i wygodna.

Tematem pokazu było wcielenie się w architekta, który projektuje nową budowlę w fikcyjnym mieście. Na umieszczonej obok makiecie miasta wyświetlił się przed moimi oczyma „hologram” prezentujący nową budowlę.

Na początku pozwolono mi nią manipulować za pomocą aplikacji na stojącym obok komputerze. Wszystkie zmiany, jakich dokonywałem na PC były błyskawicznie odzwierciedlane na „hologramie”. Po chwili zasugerowano mi, bym odstawił komputer i użył myszki bezpośrednio na „hologramie”. I faktycznie, cała przestrzeń wokół mnie okazała się być czymś w rodzaju drugiego monitora: kursor myszki wędrował po stole, dzięki czemu mogłem manipulować „hologramem” bezpośrednio, zamiast poprzez monitor komputera.

Wszystko zachowywało się jak prawdziwe, mogłem obchodzić makietę, a „hologram” korygował perspektywę jakby był realnym obiektem.

Następnie zaproszono mnie do pokoju obok na ciąg dalszy prezentacji. Według scenariusza, owa budowla już powstała, a ja jestem inżynierem, który został wezwany do „problemu”. Na ścianie przede mną ktoś zostawił holograficzną notatkę, „wiszącą w powietrzu”, coś w rodzaju żółtej karteczki. Po spojrzeniu się na nią i kliknięciu palcem zostało odtworzone nagranie głosowe.

Jak się okazuje, w jednej ze ścian miano wykuć drzwi, ale wewnątrz jej znajduje się stalowy wspornik nośny. Mogłem to sprawdzić: HoloLens sprawiły, że ściana nagle się „przedziurawiła”, a ja mogłem dokładnie obejrzeć co się w środku znajduje. Faktycznie, od świata zewnętrznego (cudowna jakość grafiki reprezentująca świat zewnętrzny, tak przy okazji) dzielił mnie wielki, stalowy wspornik. Obracałem głowę, patrzyłem na niego pod różnymi kątami, ale nie złapałem HoloLens na wpadce: wszystko zachowywało się tak, jakby było rzeczywiste, nic nie wyświetlało się pod złym kątem czy w złym miejscu.

Inżynier Microsoftu zasugerował mi, bym spróbował wirtualnie przedziurawić ową ścianę nieco z prawej strony, by ominąć wspornik, ale lepiej, bym najpierw sprawdził plan budynku. W tym momencie ściany zostały pokryte różnymi oznaczeniami zrozumiałymi dla architektów (wybaczcie, nie moja działka, nie znam nomenklatury, ale ściany w całym pokoju pokryły się siatką, na których widniały odpowiednie oznaczenia, które nieraz zapewne widzieliście oglądając plan nowego mieszkania).

Usunąłem jedną ze ścian, tam gdzie sugerował przedstawiciel Microsoftu, by się przekonać, że proponowane miejsce również odpada, bowiem tam z kolei idą rury z wodą. Zasugerowano mi, bym pozostawił nową głosową „holograficzną żółtą karteczkę”. Wpatrywanie się w rury, kliknięcie i już mogłem mówić. Po zakończeniu nagrania przed moimi oczami widniała owa karteczka.

WP_20150430_18_16_28_Rich

Ów pokaz miał dowodzić przydatności HoloLens: koszt wykonania „hologramu” jest nieporównywalnie mniejszy od kosztu budowania modelu do makiety a następnie jego ciągłego modyfikowania. Trudno się z tym nie zgodzić, a pamiętajmy, że HoloLensy mogą ze sobą współpracować, co oznacza, że kilka osób może równocześnie operować na tych samych „hologramach”.

A jak te „hologramy” wyglądają?

Od razu mówię: nie tak pięknie, jak wydawać by się mogło po prezentacjach na keynote’ach. Wszystko niby wygląda identycznie, ale całość jest jakaś taka… ciężko mi opisać tę niedoskonałość. Najbliższe mojemu skojarzeniu są dwa porównania.

Pierwsze, to wrażenie, jakbym na owe „hologramy” patrzył przez brudne szkło, takie z których nie do końca zniknął płyn do zmywania.

Drugie, to podobne wrażenie jak patrzenie przez kinowe okulary 3D na zwykłe obiekty (poza ekranem filmu). Są jakby nieco przygaszone, a ich barwy są ciut nienaturalne. Na tym jednak koniec niedoskonałości: „hologramy” są ostre, wyraźne, mogą być półprzeźroczyste lub całkowicie zasłaniające tło i z niesamowitą precyzją są renderowane w realnym świecie, rzucają cienie (jeżeli ich twórca sobie tak zażyczy), są zasłaniane przez realne obiekty, perspektywa jest zachowana bezbłędnie.

REKLAMA

Niestety, nie jest łatwo opisać coś tak, wybaczcie kolejny kolokwializm, odjechanego. Sprawy nie ułatwia fakt, że nie wolno mi było wykonywać zdjęć.

Być może macie jakieś pytania: obiecuję, że odpowiem na wszystkie na temat pokazu. Proszę tylko o wyrozumiałość w jednej kwestii: w momencie publikacji tego tekstu zapewne jestem już w samolocie i czeka mnie tam nużących kilkanaście godzin. Na pytania odpowiem więc zapewne dopiero w sobotę wieczorem.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA