Rząd rozda uczniom laptopy za darmo. Zderzamy urządzenia ze szkolną rzeczywistością
760 milionów złotych, 370 tysięcy uczniów, 2000 złotych plus VAT na głowę i obowiązująca od 2017 roku podstawa programowa. Przeanalizowaliśmy rządowy projekt pod kątem szkolnej rzeczywistości i dajemy mu mocne 4+. Choć mamy podejrzenia, że uczeń nie pracował samodzielnie.
We wtorek 24 stycznia premier Mateusz Morawiecki ogłosił nową akcję organizowaną przez rząd. Od września bieżącego roku uczniowie klas IV szkół podstawowych otrzymają za darmo laptopy, które według zapewnień prezesa rady ministrów mają służyć młodzieży przez lata.
Według informacji podanych przez premiera, rząd na realizację celu przeznaczy 760 milionów złotych, a darmowe laptopy ma w sumie otrzymać 370 tysięcy uczniów. Oznacza to, że na jednego laptopa rząd zamierza przeznaczyć około 2050 złotych (bez VAT-u).
Na stronie Centrum Administracji Rządowej pojawiła się informacja o przetargu na zakup sprzętu komputerowego wraz z niezbędnym oprogramowaniem. Możemy z niej dowiedzieć się o minimalnych wymaganiach, jakie stawiane są wykonawcom chcącym dostarczyć laptopy. Tylko czy rzeczywiście są one w stanie sprostać wymaganiom przeciętnego czwartoklasisty? (plik z pełną listą wymagań znajdziecie na tej stronie).
Lekcja pierwsza: informatyka
Używanie komputerów do celów edukacyjnych nieodłącznie kojarzy się z lekcjami informatyki tak uczniom, jak i tym, którzy opuścili mury szkolne. I nie jest to złe skojarzenie, gdyż w myśl podstawy programowej, która weszła w życie w 2017 roku i obowiązuje do dziś, to właśnie na lekcjach informatyki dzieci mają nauczyć się posługiwania aplikacjami komputerowymi i komputerem jako takim.
W myśl przepisów przyjętych przez Ministerstwo Edukacji, w klasach IV-VI uczniowie muszą nabyć podstawowe umiejętności z zakresu tworzenia dokumentów tekstowych, arkuszy kalkulacyjnych oraz prezentacji multimedialnych. Idealnie wpisuje się to w kanon podstawowych narzędzi oferowanych przez Microsoft 365 oraz jego bezpłatne alternatywy: OpenOffice i LibreOffice. Uczniowie mogą też wykorzystywać narzędzia Google Workspace: Documents i Spreadsheets.
Od uczniów na tym etapie edukacji wymaga się również umiejętności obsługi i edycji programów graficznych. Pomijając podstawowy program Microsoft Paint, w wielu podręcznikach do informatyki znajdziemy rozdziały poświęcone popularnemu programowi GIMP. Niektóre placówki decydują się także na zapoznanie uczniów ze specyfiką CorelDRAW oraz popularnej w ostatnich latach aplikacji webowej Canva. Podręcznik "Lubię to!" wydawnictwa Nowa Era zawiera także rozdział poświęcony programowi Pivot Animator.
Nowością w podstawie programowej jest zapoznanie uczniów ze specyfiką działania wirtualnych nośników danych - chmur takich jak OneDrive, Google Drive czy Dropbox. Od młodzieży wymaga się również znajomości podstaw programowania, które przekazywane są im za pomocą środowiska programistycznego Scratch.
Ponadto ustawodawca przewiduje, że na tym etapie edukacji uczeń "stosuje profilaktykę antywirusową i potrafi zabezpieczyć przed zagrożeniem
komputer wraz z zawartymi w nim informacjami" oraz "korzysta z urządzeń do nagrywania obrazów, dźwięków i filmów, w tym
urządzeń mobilnych".
Komputer do wykorzystywania w całym toku edukacji
Warto zaznaczyć, że choć bezpłatne laptopy znajdą najwięcej zastosowań podczas lekcji informatyki, de facto znajdą one zastosowanie w każdym przedmiocie. Mowa tu o wszelkiego rodzaju prezentacjach, grafikach i innych projektach przygotowywanych na pozostałe zajęcia. Laptop będzie stale wykorzystywany do wyszukiwania informacji w internecie, a w przypadku niedyspozycji ucznia lub sytuacji kryzysowej podobnej do tej sprzed niemalże trzech lat - do komunikacji zdalnej z nauczycielem i pozostałymi osobami w klasie.
Laptop na lata
Biorąc pod uwagę deklaracje szefa rządu oraz jeden z warunków przetargu - sprzęt ma być objęty przynajmniej 36 miesięczną gwarancją, przenośne komputery dla uczniów mają być wieloletnimi narzędziami pracy.
W klasie VII i VIII uczniom dochodzą kolejne zagadnienia z zakresu algorytmiki i programowania, rozwija się także ich umiejętności z zakresu edycji tekstu i grafiki. Młodzież uczy się podstaw języka HTML i C++, a także wykorzystywania internetu do m.in. planowania podróży, tworzenia własnego bloga oraz pracy w chmurze Microsoftu oraz Google.
Warto także przypomnieć, że na liście nieobowiązkowych lektur dla liceum jest gra This War of Mine. Choć pozycja jest nieobowiązkowa, można przyjąć, że w przyszłości MEiN zdecyduje się na podobny krok - zwłaszcza, że nawet przed wprowadzeniem This War of Mine do kanonu lektur, do gry komputerowej, jako dzieła kultury, można odwołać się podczas egzaminu maturalnego z języka polskiego.
Komputery za darmo to szrot? Nie. Wymagania są rozpisane zaskakująco sensownie.
Znaczy się, chodzi o końcowy efekt, czyli komputer jaki mają otrzymać uczniowie. Bo w samej rozpisce łowcy sensacji znajdą pewien dziwny kruczek, do którego jeszcze wrócimy. Natomiast w kwestii tegoż komputera, właściwie to jest dość dobrze.
Ministerstwo wymaga chociażby od laptopa łączności Wi-Fi 5 i Bluetooth 5.0. Po co aż tak nowoczesne wersje standardów do edukacji? Ideą nadrzędną było prawdopodobnie odsianie mobilnych chipsetów starszej generacji, które dziś nie oferują już satysfakcjonującej wydajności czy sprawności energetycznej. Tylko nowoczesne Ryzeny i Core’y. Od wyświetlacza takiego komputera wymaga się rozdzielczości Full HD i jasności 220 nitów, co również jest bardzo rozsądnym minimum, pozwalającym na takim komputerze na naukę edycji multimediów.
Minimalna ilość pamięci operacyjnej w takim komputerze to 8 GB - na styk, ale pojawia się kolejne ważne zastrzeżenie. Jeżeli taki komputer ma tylko 8 GB, musi mieć możliwość rozbudowy do co najmniej 16 GB. 8 GB wystarczy do wygodnej pracy biurowo-szkolnej w systemie Windows, 16 GB zapewni takiemu laptopowi długowieczność. Dobrze, że od komputerów wymagane są też pamięci SSD, z myślą o których powstaje większość nowoczesnego oprogramowania.
System operacyjny nie jest definiowany, poza faktem, że ma być (oczywiście legalny) i że ma być 64-bitowy. Mając na uwadze fakt, że zakładany budżet na pojedynczy komputer to kwota 2000-2500 zł, można z miejsca wykluczyć komputery Mac. To jednak w teorii otwiera drogę do komputerów z Chrome OS lub z Linuxem. Wszystkie narzędzia z podstawy programowej są oferowane w webowych wersjach, które przez nowoczesne systemy operacyjne są traktowane jako natywne. Choć osobną kwestią jest zagadnienie czy szkoła zezwoli na korzystanie z aplikacji wymagających hostowania danych na prywatnych serwerach.
Zakładając jednak, że docelowo chodzić będzie o komputer z Windowsem - nie tylko nietrudno znaleźć liczne modele spełniające powyższe wymagania w założonej kwocie (a zapewne przy okazji wysokowolumenowych zamówień publicznych negocjowane będą zniżki), to na dodatek owe wymagania są sensowne. Komputer z SSD, 8 GB lub 16 GB RAM i nowoczesnym procesorem od AMD bądź Intela zapewni wygodną wielozadaniową pracę na wszystkich potrzebnych do nauki aplikacjach. Zagadkowe jest tylko jedno.
Wydajność darmowych laptopów dla ucznia. Faworyzowany jest jeden dostawca chipsetów, bez wyraźnego powodu.
Takowy laptop musi osiągać 1100 punktów w benchmarku CrossMark. Ta miara sama w sobie definiuje poprawną wydajność. Najsłabszy chipset spełniający te wymagania, jaki udało się znaleźć w bazie CrossMarku, to Core i3 11. generacji. Demon szybkości to to nie jest, ale do obsługi programów biurowych, przeglądarki i wideokonferencji wystarczy aż nadto. Dziwne jest natomiast to, że nie wystarczą już znacznie szybsze i sprawniejsze chipsety AMD.
Benchmark CrossMark zdecydowanie faworyzuje procesory Intela nad procesorami AMD. W efekcie do konkursu nie mogą stawać notebooki z procesorami znacznie przewyższającymi przedstawione wymagania. Na dziś możemy tylko spekulować czemu.
Czyżby chodziło o jakieś niestandardowe oprogramowanie MDM dla szkół wykorzystujące technologię Intela? Może chodzi o jakieś niestandardowe instrukcje procesorów Core, z jakichś względów cenne dla IT w szkolnictwie? Bo przecież nie podejrzewamy naszej administracji o skrajną niekompetencję czy biznesową stronniczość dla nieujawnionych korzyści materialnych. Takie zarzuty nie przystoją.