Wielka szkoda. OpenOffice może czekać niebawem smutny koniec
Ja jestem prostym człowiekiem. Z oprogramowania to przez 99,9% czasu tylko przeglądareczka internetowa i edytor tekstu. Nie korzystam nawet z WinRAR-a.
Dlatego też po latach przestałem się oszukiwać w sprawie edytorów - fakturka, majkrosofcik, najnowszy Word w pakiecie. Nie ma co oszczędzać, ponieważ przepaść pomiędzy tym komercyjnym pomiotem pijącej krew korporacji, a projektami opensource'owych hipsterów jest mniej więcej taka, jak pomiędzy Realem Madryt a Legią Warszawa. Jak nie wiecie o czym mówię, to się dowiecie w październiku.
Przepraszam, jeśli w tym momencie ranię jakieś wasze uczucia religijne. Od czasu notki o Ubuntu wiem, że to grząski grunt. W każdym razie moje przygody z OpenOffice, LibreOffice, a ostatnio też (bardzo krótko) pecetową wersją WPS Office ciągnęły się latami. Były lepsze i gorsze chwile. Tych dobrych było całkiem sporo i pamiętam, że jeszcze w minionej dekadzie OO naprawdę dawał radę w roli zamiennika, gdy tylko nauczyliśmy się zapisywać pliki w formacie .doc a nie .odt (na pewno wszyscy przez to przechodziliśmy - do dziś zresztą zdarza mi się odebrać urokliwe, acz nieświadome .odt od moich rozmówców).
Generalnie jednak ja miałem na tych darmowych pakietach pewne problemy ze stabilnością, lubiły nagle pochłonąć moc któregoś z podzespołów komputera w sposób, którego nie powstydziłyby się Wiedźmin 3, Far Cry 4 czy nawet Google Chrome. Gdzieś tam w tle przewijały się też niuanse w takich troszkę bardziej zaawansowanych trybach edycji (np. śledzenia zmian), delikatne rozbieżności w interpretowaniu formatowania. Wreszcie, z mniej fundamentalnych zarzutów, przyznam uczciwie, że po Office 365 cofnięcie się do OO czy LO od strony estetycznej zwyczajnie boli. Z takich z kolei bardziej istotnych - wydaje mi się, że wolne oprogramowanie edycji tekstu nie rozwija się tak szybko, jak powinno.
O OpenOffice można wręcz powiedzieć, że nie żyje
Pogłoski o rychłej śmierci OpenOffice płyną z siedziby konkurenta na rynku darmowych zamienników - LibreOffice. Generalnie wiele wskazuje na to, że OO brakuje rąk do pracy i menedżerowie projektu są bardzo zaniepokojeni jego dalszymi losami. Jest na tyle źle, że autorzy nie są w stanie nawet dynamicznie reagować na pojawiające się komunikaty o problemach z bezpieczeństwem, narażając na ataki użytkowników. W wewnętrznych mailach zupełnie na poważnie przewija się takie słowo jak - nazwijmy to eufemistycznie - emerytura pakietu.
ArsTechnica w swojej publikacji ujawniającej kulisy pracy wylicza, że odkąd w 2011 roku rozdzieliły się losy twórców obu programów, w OpenOffice dzieje się coraz gorzej. W 2014 roku zafundowali programowi dwie aktualizacje, w 2015 tylko jedną. Dla porównania LibreOffice tylko w poprzednim roku miał ich czternaście.
Wśród twórców pakietu oczywiście wciąż bardzo widoczna jest ogromna odpowiedzialność za projekt i troska o jego dalsze losy. Jednak mają oni świadomość, że przy swoich obecnych możliwościach producenckich prawdopodobnie nie są w stanie dłużej tworzyć pakietu, który mógłby być używany przez "użytkownika końcowego". W jednym z możliwych planów emerytalnych zakładane jest porzucenie projektu z nadzieją, iż - być może - w oparciu o jego kod powstaną inne projekty edytorskie. Nie jest też tajemnicą, że coraz bliższa współpraca z Oracle raczej wyszła OpenOffice'owi bokiem i była jedną z przyczyn rozłamu.
Inna sprawa, że póki co OpenOffice cieszy się dość sporą renomą wśród użytkowników, a LibreOffice jest średnio rozpoznawalnym challengerem. Być może tutaj pewien ciężar edukacyjny zaczyna spoczywać też na mediach pokroju Spider's Web, które wyraźnie będą sygnalizowały, kto obecnie jest najpoważniejszym konkurentem dla Worda.
Konkurentem to złe słowo, bo Word - nie wiem jak pozostałe programy - jest dziś, w mojej ocenie, bezkonkurencyjny. Jednakże jest też stosunkowo drogi i jeśli dla kogoś edytor tekstu nie jest źródłem zarobku, nie widzę powodów, by płacić za niego tych kilkaset złotych (w zależności od pakietu) rocznie. Dlatego też bardzo martwi obecna sytuacja OpenOffice'a, który zupełnie za darmo przez lata oferował alternatywę na wielką skalę.
Tutaj możecie pobrać LibreOffice.