Na Twitterze pojawił się milion Elonów Musków. Jeden się wkurzył. Ten prawdziwy
Wolność słowa jest ważna, ale kiedy niektórzy zaczynają robić sobie żarty z Elona to trzeba interweniować. Jeszcze niedawno Musk uważał, że prawda się obroni, teraz chce sprawić, aby dowcipnisie wylecieli z hukiem z Twittera.
Nowy pomysł Elona Muska na Twitter: każdy, kto będzie parodiował inne konto bez zaznaczenia, że to żart, będzie musiał pożegnać się z tym serwisem społecznościowym. Musk napisał, że wcześniej rozważano ostrzeżenie, ale ostatecznie ręka moderatora będzie surowa i stanowcza.
O co chodzi w podszywkach na Twitterze?
Schemat jest prosty. Użytkownik Jan Kowalski zmienia nazwę swojego konta na, dajmy na to, Adam Bednarek. Kopiuje mój awatar, mój opis konta i gotowe. Ze swojego profilu pisze później np. "kocham Sanah", chcąc mnie skompromitować. Na pierwszy rzut oka ktoś może pomyśleć, że Bednarek zwariował, przecież on nie lubi Sanah, co mu odbiło? Jednak kiedy przyjrzy się bliżej, zobaczy, że nazwa użytkownika jest inna.
Działa to na podobnej zasadzie, co klasyczne internetowe oszustwa – w nich przecież też strona banku udaje inną. Po co jednak ktokolwiek miałby działać w ten sposób na Twitterze? Żeby ośmieszyć bądź oczernić inną osobę. Łatwo wyobrazić sobie zamieszanie, gdyby konto przypominające profil Mateusza Borka zaczęło np. obrażać Dariusza Szpakowskiego.
Z tego powodu podszywki mają pewien... wychowawczy charakter. Bardzo często użytkownicy Twittera podszywają się pod polityków lub inne znane osobistości, piszą niewiarygodną rzecz i czekają, aż poda to dalej ktoś równie popularny. Takie wkręcenie na Twitterze nazywa się "skalpem". Z jednej strony to faktycznie wprowadzanie w błąd. Z drugiej pokazywanie poważnego problemu: wiele osób wierzy we wszystko, co zobaczy w sieci, bez chwili refleksji. Wystarczy, że użytkownik "zenekbebenek1234" zmieni nazwę konta na "Jarosław Kaczyński", a część polskiego internetu myśli, że zwraca się do nich lider PiS-u.
No dobrze, ale skąd wiem, że Elon Musk się obraził?
To tylko pewne podejrzenie. Nie da się jednak przejść obojętnie wobec tego, że w ostatnich dniach znani i zweryfikowani użytkownicy podszywali się w podobny sposób pod Elona Muska i wypisywali różne głupoty. Moim zdaniem niepotrzebnie: wystarczy panu Elonowi zostawić klawiaturę na piętnaście minut i sam się ośmieszy, ale ludzie woleli wziąć sprawy w swoje ręce.
Była to reakcja na plany wprowadzenia płatnej weryfikacji – potwierdzony będzie każdy, kto zdecyduje się zasilić konto Twittera. Co więcej, niezweryfikowani użytkownicy, czyli tacy, którzy nie wyłożą ośmiu dolarów miesięcznie, zostaną mocno ograniczani przez algorytmy Twittera. - Będziesz musiał się sporo nascrollować, by zobaczyć tweety niezweryfikowanych użytkowników - mówi wprost Musk.
Jeszcze niedawno tak Elon Musk rozumiał wolność słowa:
Moim zdaniem płacenie za lepszą widoczność wpisów przeczy wolności słowa. Podobnie sprawa ma się z podszywkami. Jasne, mogą być one złe i groźne, ale w wielu przypadkach demaskują naiwność czy wręcz nieprofesjonalizm dziennikarzy czy polityków. Wszystko zależy.
Być może to tylko zbieg okoliczności, że Elon Musk ogłosił tę funkcję właśnie po fali podszywek pod jego konto. Być może. Ale znając jego nieobliczalność, stawiałbym, że po prostu zirytował się, że tak wiele osób podaje dalej nabijające się z jego osoby wpisy.