W Układzie Słonecznym mogą być 4 tryliony statków kosmicznych. Serio
W 2017 r. przez Układ Słoneczny przeleciała pierwsza dostrzeżona przez ludzi planetoida międzygwiezdna. Avi Loeb z Uniwersytetu Harvarda dopuszcza możliwość, że mógł być to statek lub sonda wysłana przez inną cywilizację. Teraz obliczył ile takich obiektów może kręcić się w naszym otoczeniu.
W skali kosmicznej Układ Słoneczny to tylko niewielki obszar wokół jednej z dwustu miliardów gwiazd tworzących Drogę Mleczną. Z naszej perspektywy to wciąż jednak ogromna przestrzeń. Jeżeli ograniczymy Układ Słoneczny do obszaru, w którym krążą jego planety, to wciąż mamy przestrzeń o promieniu ponad 5 miliardów kilometrów. To naprawdę dużo miejsca dla planet, księżyców, planetoid, komet i… teoretycznych statków kosmicznych wysłanych przez obce cywilizacje.
Cztery tryliony statków kosmicznych
Avi Loeb wraz ze swoim zespołem naukowców postanowił oszacować ile potencjalnych obiektów międzygwiezdnych może znajdować się w całej objętości Układu Słonecznego, łącznie z obszarami rozciągającymi się poza Pas Kuipera. Za podstawę do swoich szacunków przyjął fakt odkrycia czterech obiektów międzygwiezdnych w ciągu ostatnich ośmiu lat oraz aktualne możliwości detekcyjne obserwatoriów na Ziemi i w przestrzeni kosmicznej.
Wyniki obliczeń są wprost zdumiewające. Uwaga, to będą duże liczby. Badacze doszli do wniosku, że w całym Układzie Słonecznym może aktualnie znajdować się 40 kwintyliardów obiektów międzygwiezdnych. Spytacie zapewne co to jest kwintyliard. Mówiąc najprościej jest to liczba posiadająca trzydzieści trzy zera.
1 kwintyliard = 1 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000
Ale zanim zaczniecie się zastanawiać ile to jest miliardów itd., to warto przyjąć jeszcze jedno zastrzeżenie. Avi Loeb oraz współpracujący z nim Carson Ezell postanowili ograniczyć się w swoich rozważaniach do obiektów znajdujących się tylko w ekosferze Słońca, czyli w tym stosunkowo niewielkim przedziale odległości od Słońca, w którym panują takie temperatury, że na powierzchni planety może istnieć woda w stanie ciekłym. Założenie to pozwala ograniczyć się do obiektów, które teoretycznie dałoby się dostrzec za pomocą obecnie dostępnych instrumentów obserwacyjnych. Ile zatem obiektów międzygwiezdnych jest w tych okolicach? Według badaczy wciąż mówimy tutaj o czterech trylionach.
4 tryliony = 4 000 000 000 000 000 000
Choć nazwa liczby wciąż wydaje się abstrakcyjna, to jest to liczba znacznie mniejsza od wspomnianych wyżej kwintyliardów. Jakby nie patrzeć z trzydziestu trzech zer schodzimy do „zaledwie” osiemnastu.
Cztery tryliony to inaczej cztery miliardy miliardów. Tyle według astronomów z Harvardu jest obiektów międzygwiezdnych w ekosferze Słońca.
Statki kosmiczne, sondy kosmiczne, pozostałości po obcych cywilizacjach
Badacze przekonani są, że znacząca większość z tych obiektów to jedynie skały kosmiczne, planetoidy i komety wyrzucone wskutek interakcji grawitacyjnych ze swoich pierwotnych układów planetarnych. Niewykluczone jednak, że jakaś niewielka część z tych obiektów może być wytworem obcej cywilizacji. Niekoniecznie mowa tutaj o statkach kosmicznych, czy latających spodkach. Równie dobrze możemy mieć do czynienia z sondami wysłanymi przez obcą cywilizację w celu badania innych układów planetarnych. Możliwe również, że są to szczątki dawno już niedziałających sond kosmicznych wysłanych kiedyś w przestrzeń kosmiczną przez cywilizacje, które już dawno nie istnieją.
W tym miejscu bardzo łatwo wyszydzić takie fantastyczne twierdzenia nawet jeżeli padają z ust astronoma będącego przez wiele lat dziekanem wydziału astronomii na Harvardzie. Wszak powszechnie wszelkie twierdzenia o niezidentyfikowanych obiektach latających i obcych cywilizacjach przyjmuje się z lekkim przymrużeniem oka. Problem jednak w tym, że znamy już jedną cywilizację, która właśnie takie statki i sondy w przestrzeń kosmiczną wysyła. Przykłady? Sondy Voyager, sondy Pioneer, sonda New Horizons.
One wszystkie za miliony lat też będą przelatywały w pobliżu innych układów planetarnych. Co więcej, badacze zakładają, że ten sondy będą wciąż przemierzały przestrzeń kosmiczną także wtedy, kiedy ludzi już nie będzie, Ziemi już nie będzie, a po Słońcu pozostanie jedynie biały karzeł. Skoro owa cywilizacja - nasza cywilizacja - była w stanie wysłać takie sondy w przestrzeń kosmiczną, to inne zapewne mogły dokonać tego samego. Być może zatem Oumuamua była taką właśnie sondą Voyager wysłaną przez inną cywilizację.
Sceptycyzm co do tej idei jest tym bardziej zdumiewający jeżeli uświadomimy sobie, że miliardy mieszkańców naszej planety jednocześnie bezkrytycznie wierzy w bóstwa nadnaturalne, na których istnienie faktycznie nie ma ani jednego dowodu.
Możliwe zatem, że Loeb ma rację i faktycznie, gdzieś w otoczeniu naszej planety, albo szerzej - w otoczeniu Słońca - znajdują się pozostałości nie tylko po istnieniu życia we wszechświecie, ale także po istnieniu cywilizacji technologicznej, która osiągnęła co najmniej taki stopień rozwoju jak nasza i była w stanie rozpocząć wysyłanie automatów w przestrzeń kosmiczną. I ta myśl jest naprawdę ekscytująca.