Modły gracze wysłuchane. Zainteresowanie tą konsolą jest kolosalne
Modły graczy zostały wysłuchane. Steam Deck nie jest już ekskluzywnym produktem, wymagającym kilkumiesięcznego oczekiwania - dziś każdy może zamówić konsolę od Valve i otrzymać ją w ciągu kilku tygodni. Co sprawia, że ten bądź co bądź niszowy sprzęt cieszy się takim zainteresowaniem?
„To się nie uda” - mówili sceptycy, gdy na początku tego roku Valve pokazał swojego Steam Decka. Środowisko graczy pecetowych nie kryło jednak ekscytacji i jak się okazało, to oni mieli rację. Kombinacja zaskakująco dobrego hardware’u, ustawicznej pracy nad software’em i niezwykle oddanych sprawie entuzjastów sprawiła, że Steam Deck zbiera na prawo i lewo znakomite opinie, a do tego sprzedaje się grubo powyżej oczekiwań.
Teraz zaś będzie się sprzedawał jeszcze lepiej, bo Valve właśnie umożliwił kupno Steam Decka każdemu, kto ma na to ochotę. Bez rezerwacji i bez oczekiwania.
Steam Deck dostępny dla wszystkich. Serwery nie wytrzymały.
Po wielu miesiącach systemu rezerwacyjnego, który wymagał od cierpliwych wielomiesięcznego oczekiwania na dostawę konsoli, Valve w nocy odblokował sprzedaż dla wszystkich.
To, jak ogromnym zainteresowaniem cieszy się przenośna konsola do Steama widać było od razu. Dosłownie w kilka minut czas oczekiwania na najtańszy wariant 64 GB zmienił się z „1-2 tygodnie” na powrót do możliwości zarezerwowania. Valve zapewnia jednak, że to przejściowe i najtańsza odmiana Steama będzie dostępna od ręki. To ważne, bo jedną z największych zalet Steam Decka jest możliwość samodzielnej naprawy i rozbudowy urządzenia, więc wielu graczy kupuje najtańszą wersję, a potem samodzielnie rozbudowuje pamięć masową.
Valve chyba nie przewidział tak ogromnego zainteresowania Deckiem, bo raptem dwie godziny po starcie sprzedaży serwery nie wytrzymały i przez większą część nocy polskiego czasu chętni nie mogli zamówić urządzenia. Dziś rano na szczęście problemy zniknęły i w tej chwili każdy, kto ma taką ochotę, może zakupić Steam Decka w wersji 256 lub 512 GB i powinien otrzymać go w ciągu 1-2 tygodni.
Do sprzedaży trafił też Steam Deck Dock. Tu prawdopodobnie Valve nie zobaczy równie ogromnego zainteresowania, bo Dock jest dość drogi – kosztuje aż 479 zł, a robi z grubsza to samo, co większość docków USB-C. Ma on jednak bardzo istotną przewagę nad innymi sprzętami tego typu – Valve może aktualizować jego firmware poprzez podłączenie Steam Decka, toteż można liczyć na to, że z czasem doświadczenie dockowania konsoli pod telewizorem będzie jeszcze lepsze.
Dock obsługuje też AMD FreeSync, więc nawet jeśli Steam Deck nie będzie w stanie „wyciągnąć” szalenie wysokich FPS-ów na dużym ekranie, to można będzie liczyć na płynny obraz.
Steam Deck to hit. I wcale się temu nie dziwię.
Sprzęt Valve nie tylko zbiera dobre opinie, ale też zaskakująco dobrze się sprzedaje, jak na tak niszowy sprzęt. Wiemy to od Davida Edmundsona z KDE, który podczas ostatniego wystąpienia ujawnił, iż Steam Deck już w tej chwili sprzedał się w ponad milionie egzemplarzy. Nie jestem tym ani trochę zaskoczony. Co więcej - od momentu odblokowania sprzedaży ta liczba będzie tylko rosnąć.
Gdy pierwszy raz konsola od Valve wpadła mi w ręce, miałem to niej trzy zastrzeżenia:
- była wielka i ciężka,
- krótko działała na jednym ładowaniu,
- szum wiatraków był niezwykle irytujący.
Od tamtej pory Valve naprawdę się przykłada do tego, żeby słuchać informacji zwrotnych od nabywców i ustawicznie ulepszać konsolę. Szum wiatraków został opanowany (na tyle, na ile się dało). Czas pracy udało się znacząco wydłużyć dzięki wprowadzeniu pośredniego odświeżania ekranu 45 Hz. Nieustannie zwiększa się też biblioteka gier, które działają na Steamie bez zająknięcia.
To wyraźne wsparcie posprzedażowe jest jednym z głównych czynników, który sprawia, że Steam Deck cieszy się takim zainteresowaniem. Valve pokazuje, że to nie jest jednorazowy wyczyn, tylko że naprawdę chcą dać graczom coś wyjątkowego. Nie oszukujmy się – produkcja takiego sprzętu, sprzedawana w tak relatywnie niskiej cenie, nie przynosi producentowi zysków. Valve wie, że musi grać w „długą grę”, a dzięki ustawicznemu rozwojowi urządzenia widzą to także gracze, którzy sięgają po Steam Decka bez obawy, że lada dzień zostanie on zapomniany przez swoich twórców.
Steam Deck zdołał też w ciągu raptem kilku miesięcy zyskać niezwykle oddaną społeczność na Twitchu i YouTubie, gdzie powstają całe kanały oparte wyłącznie o granie na Steam Decku. Pod każdym materiałem widać, że gracze pecetowi – którzy nigdy nie mieli dostępu do handheldów, prócz tworów firm-krzak – są autentycznie zajarani perspektywą grania w swoją własną bibliotekę gier na konsoli przenośnej.
I to chyba ostatecznie jest najważniejszy argument, który sprawia, że Steam Deck to taki hit. Dla milionów pececiarzy koszt zakupu Steam Decka kończy się na… zakupie Steam Decka. Względnie na dokupieniu Docka. I tyle. Nie muszą na start wydawać ani grosza więcej, bo od ręki mają dostęp do całej biblioteki gier, gromadzonych przez lata na Steamie. Oczywiście z perspektywy konsolowców, którzy po raz pierwszy sięgają po Decka, ten argument jest niebyły. Ale ośmielę się powiedzieć, że ten sprzęt nie jest dla nich. Steam Deck nie ma zastąpić Switcha, nie ma być też przedłużeniem PlayStation czy Xboxa.
Steam Deck ma być przedłużeniem peceta. Alternatywnym sposobem zabawy dla wielomilionowej społeczności graczy, którzy dotąd byli przykuci do biurka i monitora. I choć były już próby stworzenia handheldów dla graczy, to Valve jako pierwszy stworzył urządzenie, które jest nie tylko dobre, ale też przystępne cenowo. A tego nie można powiedzieć o tworach pokroju GPD Win czy Aya Neo, które może i mają podobną specyfikację, ale kosztują fortunę.
Osobiście wiem jedno. Po testach pozbyłem się swojego Steam Decka, bo w tamtym okresie miał on kilka istotnych dla mnie wad, a też miałem niewiele czasu na granie. Dziś bardzo tego żałuję, zwłaszcza widząc, ile pracy Valve wkłada w uczynienie tego produktu lepszym, niż był w dniu premiery. I chyba już wiem, co znajdę w tym roku pod choinką.