Greta Thunberg broni atomu. Elektrownie jądrowe lepsze niż węgiel
Dla wielu ekologicznych aktywistów może to okazać się ciosem w plecy, ale Greta Thunberg kieruje się uzasadnioną logiką. Kryzys energetyczny uderza w Europę, ale wielki powrót do węgla to droga w złą stronę. Konsekwencje odczujemy po latach.
- Jeżeli elektrownie jądrowe już działają, to błędem jest ich zamykanie i przestawianie się na węgiel - stwierdziła Greta Thunberg w rozmowie z niemieckimi mediami.
Przypomnijmy, że proces wygaszania elektrowni jądrowych w Niemczech ogłoszony został już wcześniej. Zapowiadano, że do końca 2022 Niemcy zamkną trzy ostatnie, jakie pozostały u naszych sąsiadów.
W związku z kryzysem energetycznym wywołanym przez Rosję niemieckie władze zdecydowały się przedłużyć działanie dwóch elektrowni atomowych o kilka dodatkowych miesięcy - co najmniej do kwietnia. Nie brakuje jednak coraz głośniejszych głosów namawiających do tego, by termin wydłużyć. Wsparcie tak szanowanej na świecie aktywistki może sprawić, że zwolennicy atomu dostaną solidny wiatr w żagle.
Tym bardziej, że Niemcy wcale nie muszą być wyjątkiem. Atom jeszcze przed wojną w Ukrainie zaczynał ponownie zyskiwać na znaczeniu.
Problemem zdaniem Thunberg jest to, że Niemcy wracają do węgla
Zresztą nie tylko oni, bo trend ponownego otwierania kopalń ogarnął Europę. Szczególnie państwa uzależnione od rosyjskiego gazu potrzebują alternatywy przed zbliżającą się zimą, a wydobycie węgla jest szansą na uniknięcie problemów związanych m.in. z ogrzewaniem.
- Jeśli [kraje Europy] pozostaną dłużej przy węglu, a następnie natychmiast przejdą na źródła odnawialne, może to nadal mieścić się w parametrach, jakie ustaliliśmy dla naszej polityki klimatycznej - przekonywał już w marcu Frans Timmermans, wiceszef Komisji Europejskiej.
Co ciekawe, eksperci przekonują, że powrót do węgla, z jakim mamy teraz do czynienia, to zjawisko incydentalne, które nie wyhamuje, a dodatkowo przyspieszy metamorfozę sektora energetycznego. Niemcy mogą być tego przykładem, bo według zapowiedzi nic w dalszych planach zachodnich sąsiadów się nie zmieniło - do 2030 roku Niemcy zrezygnują z węgla.
W tak niepewnych czasach trudno cokolwiek przewidywać, więc nic dziwnego, że ekolodzy, tak jak Greta Thunberg, obawiają się, że węgiel zostanie z nami dłużej. Bo skoro już wrócił i sprawdził się w kryzysowym momencie, to czy warto ryzykować?
To czarny scenariusz. Optymistyczny zakłada jednak, że przerwa na węgiel jest chwilowa, a przejście na alternatywne źródła energii przyspieszy.
Greta Thunberg w końcu posłuchała Polaków
Rodzimi aktywiści już w 2021 apelowali do aktywistki, aby wsparła ochronę atomu:
W ubiegłym roku złożyliśmy list do rządu i obywateli niemieckich, w którym polscy naukowcy, intelektualiści, aktywiści klimatyczni i przyrodniczy zwracali się do niemieckich sąsiadów, aby Republika Federalna Niemiec rozważyła raz jeszcze swoją decyzję o odejściu od energii jądrowej. Podkreślaliśmy, że w czasach rozpędzającej się katastrofy klimatycznej nie możemy pozwolić sobie na odejście od tego czystego źródła energii przed odejściem od węgla i gazu ziemnego. Niestety, Niemcy nie chcą wycofać się z tej decyzji, mimo narastającego - również w społeczeństwie niemieckim - sprzeciwu wobec decyzji sprzed lat podejmowanej w innych realiach klimatycznych i ekologicznych.
Greta Thunberg nie była wcześniej zwolenniczką atomu - oczywiście trudno ją teraz za taką uznać, ale pewnie jej wsparcie może pomóc orędownikom tej technologii. Co ludziom, w tym bardzo często również mającym na uwadze dobro środowiska, przeszkadza w elektrowniach jądrowych?
Przede wszystkim obawiają się o bezpieczeństwo, a koronnym argumentem są dwie głośne katastrofy na terenie Ukrainy i Japonii sprzed lat. Przypomnijmy, że również w Polsce rodzące się środowiska aktywistyczne protestowały przeciwko budowie elektrowni atomowej w kraju. Zaraz po katastrofie w Czarnobylu protesty przybrały na sile, przez co elektrownia nie powstała u nas do dziś.