Naukowcy 30 lat walczyli o uratowanie jesiotrów w Odrze. Przez katastrofę w rzece ryby wyginą ponownie
Wciąż nie wiemy, co spowodowało katastrofę ekologiczną w Odrze, ale ciągle widzimy jej kolejne konsekwencje. Okazuje się, że zginęły sprowadzone przed laty z Kanady jesiotry.
W Odrze na skutek ciągle oficjalnie niewyjaśnionych zanieczyszczeń zginęło tysiące wodnych stworzeń. Nie da się (i nie powinno) kategoryzować, która śmieć była ważniejsza czy tragiczniejsza. Nie chodzi więc o to, że tragedia, która spotkała jesiotry, jest większa niż innych ryb czy bobrów.
Po prostu walka o przywrócenie jesiotrów do polskich rzek trwa od lat. Dr Grzegorz Dietrich z Instytutu Rybołówstwa Śródlądowego sprecyzował, że w przypadku ryb, które trafiły w końcu do Odry, prace rozpoczęły się 30 lat temu.
- Jako ikrzynki przywieźliśmy je z Kanady, 17 lat czekaliśmy aż samica dojrzeje, gdy to się stało, rozmnożyliśmy je i wpuściliśmy do Odry - powiedział PAP.
Z Odry wyławiane są właśnie te jesiotry. Wiadomo, że to one, bo były specjalnie znakowane. Jak mówił dr Dietrich, brakowało raptem kilku-kilkunastu lat, by w końcu jesiotry mogły się samodzielnie rozmnażać.
Czy wszystko stracone? Jeszcze nie wiadomo, ale szanse na przeżycie jesiotrów są mało. W Odrze zginęły głównie duże ryby, drapieżniki, do których jesiotry się zaliczają.
Jesiotr, czyli król Wisły i Odry. Ryba starsza od dinozaurów
Wcześniej jesiotry występowały w polskich rzekach, głównie w Wiśle, choć jesiotr ostronosy (bałtycki) niegdyś gromadnie płynął Odrą aż do Raciborza. Z kolei właśnie Wisłą docierał na Śląsk.
Kryzys rozpoczął się w latach 60. XX wieku. Wędkarze próbowali złapać ryby, bo było to wyzwanie. Mówimy w końcu o sztuce nazywanej "dinozaurem wśród ryb". To ze względu na rozmiary, ale i fakt, że jesiotr przebywa na Ziemi w niemal niezmienionej formie od 200 milionów lat.
Przełowienie i majstrowanie człowieka przy rzekach – szczególnie budowa tamy we Włocławku - sprawiło, że jesiotry wyginęły. Kilka miesięcy temu jesiotry wróciły do Wisły, w której spędzą 1-2 lata
Później popłyną do Bałtyku i tam spędzą "nastoletni" okres. Jeśli nic złego się nie stanie, za 16-18 lat powrócą na tarło w rejony, w których zostały wypuszczone (czyli okolice miejscowości Bobrowniki w woj. kujawsko-pomorskim, poniżej tamy we Włocławku). To dlatego, że ryby chcą rozmnażać się tam, gdzie same się wykluły.
Jest to jakieś pocieszenie. Problem w tym, że sytuacja na Wiśle wcale nie napawa optymizmem.
Podobny scenariusz jest oczywiście bardzo prawdopodobny na Wiśle
To słowa dr hab. Andrzeja Woźnicy, prof. UŚ, dyrektora Śląskiego Centrum Wody. W rozmowie z "Gazetą Pomorską" stwierdził:
Naukowiec dodał, że awaria "Czajki" mogła mieć dużo poważniejsze konsekwencje, gdyby doszło do niej w sytuacji, kiedy wody w Wiśle było mało. Fakt, że do podobnej katastrofy ekologicznej na Wiśle nie doszło, jest według dr Woźnicy szczęściem bądź jedynie przypadkiem. Stąpamy po bardzo niepewnym gruncie.