To nie laptop dla zwykłych śmiertelników. ASUS ROG Strix Scar 17 SE - przegląd możliwości
Ten laptop kosztuje 21 tys. zł, a mimo to nie potrafię powiedzieć, by nie był tyle wart. ASUS ROG Strix Scar 17 SE to bezwzględnie najpotężniejszy mobilny komputer, jaki można dziś kupić. Przyjrzyjmy się temu, co potrafi.
Tak, nie ma tu literówki. 21 tys. zł, a konkretnie 20899 zł kosztuje laptop, który ASUS podesłał nam na testy. Dla kontekstu, to ciut więcej niż Zephyrus Duo 16 z dwoma ekranami, w tym jednym miniLED. To więcej, niż kosztuje większość laptopów na rynku, wyjąwszy może MacBooka Pro 16 w topowych konfiguracjach i Della XPS 17, tyle że na tym pierwszym pogramy co najwyżej w wirtualne szachy, a ten drugi jest jakąś kosmiczną cenową aberracją, zważywszy na wydajność, która nawet w ułamku nie jest tak wysoka jak w omawianym tu sprzęcie.
Bo trzeba powiedzieć jasno, że ROG Strix Scar 17 SE to monstrum.
Pod względem mocy nie ma sobie równych.
Tym, co przede wszystkim sprawia, że Strix Scar 17 SE jest taką potęgą, jest zastosowany procesor. ASUS zaimplementował tu najpotężniejszy układ, jaki można znaleźć w laptopie w chwili pisania tego tekstu – procesor Intel Core i9-12950HX, który jest procesorem 16-rdzeniowym i 24-wątkowym, o TDP na poziomie 55 W, z rdzeniami Performance taktowanymi na poziomie 5 GHz.
Do kompletu dochodzą 32 GB pamięci DDR5 4800 MHz, które może być rozbudowana do 64 GB, a także karta graficzna Nvidia RTX 3080 Ti z 16 GB vRAM, z TGP odblokowanym do poziomu 175W. Nic dziwnego, że zasilacz dołączany do tego komputera ma aż 330W, choć prawdę mówiąc nie powiedziałbym, że jest większy od poprzedniej generacji – wprost przeciwnie, Asusowi udało się jakimś cudem opracować zasilacz, który ma ogromną moc, a nie wygląda jak bloczek Ytong, a co najwyżej jak standardowych rozmiarów cegła.
Osobne słowo pochwały/opadu szczęki należy się nośnikom danych. Otóż ROG Strix Scar 17 SE (2022) oferuje aż 4 TB pojemności, na którą składają się dwa napędy SSD 2 TB na złączu PCIe gen. 4 połączone w RAID 0. Jest to o tyle istotne, iż jeden napęd tego typu osiąga prędkości rzędu 6000/7000 Mb/s. Tymczasem z połączonych mocy dwóch napędów SSD powstał nośnik danych, którego prędkości – zarówno odczytu, jak i zapisu – w testach przekraczają 10000 Mb/s. Jako osoba pracująca z bardzo dużą ilością bardzo ciężkich plików, głównie zdjęć i wideo, uważam ten parametr za ważniejszy nawet od ponadprzeciętnie szybkiego procesora.
Co potrafi taka kombinacja?
Cóż, sprawdziliśmy ją na tyle, na ile byliśmy w stanie – montując wideo 4K, grając w gry, obrabiając zdjęcia. I co tu dużo mówić, to trochę za mało, by zrobić na tym komputerze wrażenie. Testem, który kładzie każdy laptop jest test dokładania efektów na timelinie w DaVinci Resolve Studio, przy jednoczesnym zastosowaniu węzłów kolorystycznych.
Na dowolnym innym laptopie w takiej sytuacji konieczne jest wyłączenie podglądu koloryzacji, by można było podejrzeć efekt w czasie rzeczywistym. Tu nie ma potrzeby stosowania takich kombinacji, bo połączenie wbudowanych koderów z procesora oraz ogromnej ilości vRAM-u z GPU sprawiają, że komputer przetwarza wideo z pełną płynnością.
Asus chwalił się, że zastosował tutaj chłodzenie z ciekłego metalu zarówno na CPU, jak i na karcie graficznej, a do tego dołożono komorę parową. Tyle tylko, że jednocześnie podniesiono pobór mocy podzespołów, więc nawet taki układ chłodzenia mógł się okazać niewystarczający. W praktyce jednak… cóż, nigdy nie spotkałem się z laptopem, w którym throttling byłby mniej odczuwalny.
Owszem, pod pełnym, długotrwałym obciążeniem taktowanie procesora nieco spada, ale zwykle utrzymuje się w okolicach 4 GHz podczas wymagających zadań, a co ważniejsze, laptop nigdy nie zwalnia w odczuwalny sposób, co przy obudowie grubości 28,2 mm i masie 3 kg jest bardzo dobrą wiadomością - przynajmniej te gabaryty nie idą na marne.
Bardzo liczyłem jednak na to, że Asus wywiąże się z obietnicy nie tylko mocy, ale również cichej pracy laptopa, która miała nie przekraczać 40 dB w trybie performance, czyli ustawieniu używanym na co dzień. O ile faktycznie przez większość czasu laptop jest kompletnie bezgłośny, tak wystarczy włączyć grę lub obrabiać wideo, by hałas wentylatorów stawał się równie nieznośny, co w każdym innym laptopie dla graczy.
Nie jest on tak dotkliwie głośny, jak np. znacznie smuklejszy ROG M16, ale zawdzięcza to raczej nie mniejszemu natężeniu pracy układu chłodzenia, co fizycznie większym wiatrakom, które szumią na innej, mniej drażniącej ucho częstotliwości.
ASUS ROG Strix Scar 17 SE ma tylko trzy rzeczywiste wady.
Hałasu podczas pracy nie potrafię potraktować jako wady, gdyż jest to normalne zachowanie dla tego typu sprzętu. Za to muszę jako wadę potraktować hałas dobiegający z głośników, bo tu jestem ździebko rozczarowany. Ok, ROG Strix Scar 17 SE i tak jest jednym z najlepiej, a na pewno najgłośniej grających laptopów z Windowsem.
Tylko że w cenie 21 tys. to ja mam prawo oczekiwać od niego jakości porównywalnej z MacBookiem Pro 16, a tu niestety Apple pozostaje niedościgniony. Dźwięk jest głośny i słychać zaskakująco wiele niskich częstotliwości, ale brakuje mu szczegółowości i otwartości - brzmi tak, jakby dobywał się z małego pudełka.
Druga wada to wyświetlacz, przy czym narzekać tu można tylko na jasność, no i może na proporcje – szkoda, że to nadal panel 16:9, a nie 16:10. Sam w sobie jednak ekran 17,3” jest kapitalny. Wiernie odwzorowuje barwy, ma rozdzielczość 2560 x 1440 px i częstotliwość odświeżania 240 Hz. Wygląda prześlicznie zarówno podczas pracy, jak i podczas grania w najnowsze gry.
Niestety jasność na poziomie raptem 300 nitów sprawia, że cały czas trzeba go trzymać na najwyższym poziomie podświetlenia, a i tak momentami jest stanowczo zbyt ciemno.
Z kolei przez to, że ekran musi być cały czas podświetlony na maxa, by cokolwiek było na nim widać, cierpi czas pracy. Nikt się chyba nie spodziewał, że Strix Scar 17 SE będzie działał długo na jednym ładowaniu, ale wynik na poziomie 3 godzin podczas korzystania z przeglądarki jest grubo poniżej przeciętnej.
Można też zapomnieć o jakiejkolwiek pracy bez podłączonej ładowarki. Raz, że na zasilaniu z akumulatora laptop pracuje na góra 40 proc. swoich możliwości, a dwa, że podczas próby pracy (np. obróbki zdjęć) rozładowuje się po góra 45 minutach.
Dla kogo jest laptop za 21 tys. zł?
Niebywale trudno jest wskazać, dla kogo tak naprawdę jest ASUS ROG Strix Scar 17 SE. Niby dla zamożnych graczy, ale przecież mając 21 tys. do wydania można złożyć peceta, który zmiecie nawet tak wydajny laptop. Nowy ASUS mógłby też pełnić rolę przepotężnej, mobilnej stacji roboczej, ale tu niestety ciemnawy wyświetlacz i krótki czas pracy umniejszają jego użyteczności.
Kto zatem mógłby zapragnąć tego sprzętu? Na pewno ktoś z bardzo zasobnym portfelem, kto szuka nie tyle komputera przenośnego do pracy i zabawy, co zastępstwa dla desktopa, którego w razie potrzeby łatwo będzie można zabrać ze sobą w podróż lub w nowe miejsce.
Ośmielę się jednak wysnuć tezę, że ten laptop nie powstał po to, aby się sprzedawać. A przynajmniej nie po to, by odnieść sukces komercyjny. Ten laptop to pokaz siły. Tajwańscy inżynierowie prężą nim muskuły i pokazują, do czego są zdolni.
A trzeba powiedzieć wprost, że Strix Scar 17 SE to niezwykły pokaz możliwości i mocy, tylko że – podobnie jak w przypadku egzotycznych hypercarów – większość z nas może sobie co najwyżej powiesić plakat nad łóżkiem i wzdychać, marząc o dniu, w którym postawimy taki sprzęt na biurku.