REKLAMA

Czas uronić łezkę i pożegnać się z dronem na Marsie. I tak zrobił więcej niż planowano

Wszystko wygląda na to, że dron Ingenuity, pierwszy aparat silnikowy latający nad powierzchnią innego globu niż Ziemia wkrótce zamilknie na zawsze. Nie ma co go żałować, bo i tak pracował wielokrotnie dłużej niż zakładano.

Misja drona Ingenuity na Marsie dobiega końca
REKLAMA

Warto pamiętać, że nieco ponad rok temu inżynierowie z misji Ingenuity powątpiewali czy w ogóle dronowi uda się oderwać od powierzchni Marsa. Gdyby jednak to się udało, w najbardziej optymistycznym scenariuszu znajdowało się wykonanie łącznie pięciu coraz trudniejszych lotów w ciągu 3-4 tygodni misji. Zakładano, że po tym czasie dron, jego akumulator i panele słoneczne dużo więcej nie wytrzymają.

REKLAMA

Tymczasem minął już rok od pierwszego startu i lądowania (19 kwietnia 2021 r.), a Ingenuity nadal lata nad powierzchnią Marsa sprawdzając co się dzieje na trasie, którą podąża łazik Perseverance w poszukiwaniu śladów życia na Marsie.

Ta idylla jednak musiała się kiedyś skończyć

 class="wp-image-2170407"
Dron Ingenuity sfotografowany przez łazik Perseverance Źródło: NASA/JPL-Caltech/ASU/MSSS

W ubiegłym tygodniu naukowcy poinformowali, że dron Ingenuity nie połączył się z Ziemią podczas jednej z zaplanowanych sesji komunikacyjnych. Ostatecznie udało się rozwiązać ten problem i naukowcy ponownie połączyli się z helikopterem i odebrali od niego dane. Widać jednak, że dron marsjański także przed starością nie potrafi uciec i wkrótce trzeba będzie się z nim pożegnać.

Przyczyną problemów komunikacyjnych z maszyną - jak wskazują inżynierowie na swoim blogu - jest pył, który zgromadził się na panelach słonecznych drona. Z jego powodu panele nie były w stanie zgromadzić odpowiedniej ilości światła słonecznego, aby wygenerować niezbędną do komunikacji z łazikiem Perseverance ilość energii elektrycznej. Część systemów elektrycznych drona została wyłączona. W efekcie helikopter cierpliwie ładował akumulatory, zamiast komunikować się z łazikiem. Po ponownym uruchomieniu systemów resetowi uległ zegar na pokładzie helikoptera, według którego urządzenie realizowało zadania takie jak komunikacja z łazikiem. Tu pojawił się problem, bowiem gdy helikopter spróbował się z nim połączyć, to łazik akurat wtedy nie nasłuchiwał helikoptera. Zegary obu aparatów uległy desynchronizacji. Komunikację przywrócono dopiero 5 maja po tym, gdy NASA nakazała łazikowi przez całą dobę nasłuchiwać helikoptera i na podstawie tego ponownie ustawiła zegary.

REKLAMA

Problem jednak w tym, że w miejscu, w którym znajduje się Ingenuity zaczyna się właśnie zima. To z kolei oznacza, że pyłu w atmosferze będzie jeszcze więcej, a nie zawsze będzie można skorzystać z powyższej opcji. Jeżeli naukowcy wyłączą ponownie helikopter w celu zresetowania ustawień, to Ingenuity może po prostu na Marsie zamarznąć, zanim będzie miał okazję "obudzić się" ponownie.

Póki co, jak każdy staruszek, Ingenuity otrzymał zadanie ograniczenia aktywności po zmroku i maksymalnego gromadzenia energii w ciągu dnia. Im lepiej da się zoptymalizować pracę helikoptera, tym dłużej wytrzyma, ale jednocześnie wiadomo już, do jakiego końca to zmierza. Tego się po prostu nie da uniknąć.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA