Aplauz czy abstrakcja? Na co komu słuchawki za 6000 zł
Słuchawki za 6000 zł. Dla jednych absurd, dla innych konieczność, dla jeszcze innych - jedyna słuszna droga. Tak się złożyło, że mam pod ręką dwie bardzo różne pary słuchawek dokanałowych kosztujących mniej więcej takie pieniądze i pomyślałem, że warto by je ze sobą porównać i odpowiedzieć na pytanie, na co komu takie słuchawki.
Dla znakomitej większości społeczeństwa słuchawki za 6000 zł to - całkiem słusznie - kompletna abstrakcja. Większość ludzi nie słyszy różnicy między Spotify a kompresją bezstratną i nie dostrzega różnic między pchełkami TWS za 200 zł a topowymi modelami Bluetooth. Co więcej – patrząc na to, jak doskonale potrafią grać słuchawki Bluetooth za mniej niż 700 zł (np. Soundcore Liberty 3 Pro), kupno droższych modeli dla większości ludzi nie ma najmniejszego sensu, nawet jeśli ktoś słyszy różnicę.
Na co więc komu słuchawki takiego kalibru? Cóż, dla niektórych to po prostu konieczność. Cena rzędu kilku tysięcy złotych nie jest niczym niezwykłym w świecie robionych na zamówienie monitorów odsłuchowych, wykorzystywanych w studiach nagraniowych i na scenach całego świata przez topowych artystów. Przykładem takiego sprzętu są słuchawki polskiej firmy Custom Art Fibae 7, których proces powstawania opisałem szczegółowo na łamach Spider’s Web:
Czytaj również:
Minęły prawie 3 lata, a ja wciąż nie miałem w uszach lepszych słuchawek, niż te customowe cudeńka, w których niepozornej obudowie drzemie nomen-omen siedem przetworników, a wszystko to w konstrukcji dopasowanej do ucha tak perfekcyjnie, że tłumi dźwięki otoczenia lepiej od niejednych słuchawek z ANC. Do tego nie istnieje tu pojęcie dyskomfortu czy wypadania słuchawek z ucha; po włożeniu Fibae 7 do kanału słuchowego trzeba je wyszarpnąć, bo inaczej same nie wyjdą, a nawet wielogodzinne użytkowanie nie powoduje zmęczenia.
Oczywiście taka konstrukcja może służyć audiofilom, ale jej podstawowe przeznaczenie to praca z muzyką. W moim domowym zaciszu spisują się równie fenomenalnie jako odsłuchy podczas ćwiczeń gry na gitarze, jak i podczas słuchania muzyki.
Są też ludzie, którzy nie wyobrażają sobie kupna słuchawek z niższej półki niż kilka tysięcy złotych i dla nich powstają też opcje uniwersalne, takie jak Sennheiser IE 900, które miałem przyjemność testować przez ostatnie tygodnie. To konstrukcja zupełnie różna od tego, co proponuje Custom Art, stworzona z myślą o zupełnie innym kliencie i do zupełnie innych zastosowań. To słuchawki, które wzięty audiofil ma podłączyć do swojego superdrogiego, przenośnego odtwarzacza plików skompresowanych bezstratnie, najlepiej MQA i cieszyć się precyzyjnym odwzorowaniem każdego, najdrobniejszego nawet szczególiku zawartego na nagraniu.
Dwie pary słuchawek, dwie zupełnie inne konstrukcje i dwie inne filozofie – skoro już wydajemy 6000 zł na słuchawki, to którą z nich warto wybrać?
Sennheiser IE 900 to inżynieryjne dzieło sztuki.
Miałem kiedyś przyjemność sprawdzić inne słuchawki dokanałowe tej marki, ale to, co prezentują sobą IE 900, to wyższy poziom inżynieryjnego kunsztu. Widać to już po samej jakości wykonania, której możemy doświadczyć na wielu płaszczyznach, gdyż słuchawki trafiają do nas w wersji „zrób to sam” – słuchawki, przewody i nakładki są oddzielone, by można było dobrać odpowiednią kombinację kabla i odpowiednie dopasowanie do naszych preferencji.
Same zaś „pchełki” wykonane są z chirurgiczną precyzją. Zdjęcia nie oddają poziomu detali, jaki prezentuje obudowa Sennheiserów IE 900. To naprawdę małe arcydzieło, zarówno na zewnątrz, jak i w środku.
Wewnątrz bowiem mamy do czynienia z nowatorskimi przetwornikami TrueResponse, połączonymi z trzema komorami rezonatorowymi i wirem akustycznym. Całość składana jest ręcznie w fabryce Sennheisera. Przewody, choć sprawiają wrażenie dość delikatnych, są w istocie wzmocnione para-aramidem (kevlarem), co czyni je ponadprzeciętnie wytrzymałymi pomimo bardzo elastycznej, filigranowej wręcz konstrukcji.
A jak to gra? Mówiąc zupełnie szczerze, przy pierwszym kontakcie byłem rozczarowany i zaskoczony. IE 900 w pierwszej chwili zabrzmiały jakoś tak… nijako, sterylnie, bez dynamiki, której zwykle doświadczam, nakładając słuchawki dokanałowe. Dopiero po przesłuchaniu dwóch-trzech utworów zrozumiałem, że o to w tym chodzi. Pod względem szczegółowości… cóż, nigdy nie spotkałem się z czymś takim. Nie w słuchawkach dokanałowych, co najwyżej w wielkich, nausznych, koszmarnie drogich konstrukcjach. Nawet moje Custom Arty, które brzmią fenomenalnie (o czym za chwilę), nie są tak precyzyjne w reprodukcji każdej możliwej ścieżki nagrania.
Co tu dużo mówić, IE 900 są słuchawkami dla słuchaczy analizujących każdą nutkę i chcących docenić każdy niuans. W ostatnich miesiącach spędzam mnóstwo czasu, ucząc się miksowania audio i dzięki tym słuchawkom mogłem na nowo docenić nie tylko wirtuozerię ulubionych muzyków, ale też zdolności producentów nagrań, wyłapując każdy smaczek, każdy niuans, który wcześniej był przykryty charakterystyką brzmienia konkretnych słuchawek. IE 900 są transparentne. Wkładając je do uszu, nie czujemy, że mamy w uszach słuchawki – mamy w uszach muzykę.
Zwykle kojarzymy tego typu selektywność z odsłuchem muzyki klasycznej, gdzie można analizować różne sekcje instrumentów i harmonie, ale można się nią zachwycić dosłownie w każdym rodzaju muzyki, nawet w muzyce elektronicznej, choćby doceniając pulsujący efekt kompresji sidechain nałożonej na syntezator w parze ze stopą bębna. To doprawdy ten rodzaj szczegółowości, którego zwykle można doświadczyć tylko w słuchawkach o konstrukcji otwartej, podłączonych do bardzo drogiego DAC-a. Doświadczenie takiej precyzji w słuchawkach, które można podłączyć do iPhone’a (w parze z odpowiedniej jakości adapterem, oczywiście), jest dość surrealistyczne.
Custom Art Fibae 7 są szyte na miarę.
Oczywiście Fibae 7 można też zamówić w wersji uniwersalnej, ale skoro firma daje możliwość wykonania indywidualnego skanu ucha i odlewu dopasowanego do naszego kanału słuchowego, to głupotą byłoby nie skorzystać. Doświadczenie słuchawek robionych na zamówienie jest zupełnie inne od czegokolwiek, co możemy znaleźć na sklepowych półkach. Wie to każdy muzyk, który zamówił taką parę na użytek sceniczny i gorąco polecam każdemu wziętemu melomanowi, by na jakimś etapie życia zrobił sobie taki prezent. Uprzedzam – trudno jest potem tolerować w uchu cokolwiek innego. Gdyby Custom Art stworzyli takie słuchawki w wersji TWS, prawdopodobnie do końca życia nie chciałbym używać niczego innego.
Jeśli IE 900 określić mianem inżynieryjnego dzieła sztuki, to Fibae 7 trzeba by określić mianem najwyższej klasy narzędzia, choć w sumie byłoby to nieco krzywdzące. Fibae 7 to niesłychanie zaawansowana maszyneria, a w każdej ze słuchawek w idealnej harmonii współpracuje ze sobą siedem przetworników, tworzących najbardziej kompletne doznanie muzyczne, jakie tylko jest możliwe:
- Dwa przetworniki sub-low.
- Pojedynczy przetwornik low-mid.
- Dwa przetworniki mid-high.
- Pojedynczy przetwornik high.
- Pojedynczy przetwornik super high.
Słuchawki Custom Art nie są aż tak sterylne i transparentne jak Sennheiser IE 900, ale ich szczegółowość również powala. Co więcej, o ile IE 900 są transparentne kosztem dynamiki, tak Fibae 7 są niesłychanie wręcz żywe. W dużej mierze wynika to z faktu, iż cztery z siedmiu głośników odpowiadają za tony wysokie i średnie-wysokie, co sprawia, że brzmienie jest bardzo jasne i klarowne, ale jednocześnie nie brakuje też wyraźnych tonów niskich, których jest nieco za mało w IE 900. To nadal nie są słuchawki dla miłośników basowego masażu mózgu, ale nie można też powiedzieć, by brakowało im dołu.
Customowe słuchawki oferują też jedną zaletę, której nie mogą zaoferować nawet tak wysokiej klasy konstrukcje jak IE 900 – absolutną i totalną immersję w dźwięk. W pełnej recenzji Fibae 7 pisałem:
O ile w Sennheiserach słuchawki znikają i pojawia się muzyka, tak w Fibae 7 muzyka magicznie materializuje się bezpośrednio w synapsach, jeśli w ogóle można tak to ująć. Zapewne istnieje naukowe wytłumaczenie tego fenomenu i ciąg przyczynowo-skutkowy, który doprowadza do takiego doznania, ale jeśli o mnie chodzi, wolę nazywać to magią. Mógłbym wręcz powiedzieć, że brzmienie Fibae 7 jest… inspirujące. Nie wyobrażam sobie np. występu na scenie w IE 900, z ich sterylnym, nadmiernie wręcz czystym brzmieniem. Tymczasem Fibae 7, za sprawą kombinacji żywego brzmienia i doskonałej przestrzenności sprawiają, że aż chce się grać, że chce się tworzyć. Nie mogą się one oczywiście równać z sonicznym uderzeniem odsłuchów na wielkiej scenie i turbulencjami, jakie wywołują w brzuchu olbrzymie głośniki niskotonowe, ale są blisko. Bardzo blisko.
Słuchawki dopasowane na zamówienie oferują też nieporównywalnie lepszą izolację od choćby najlepszych dokanałówek. Fibae 7 izolują od otoczenia niemal tak dobrze, jak najdroższe słuchawki z ANC, a jednocześnie nie skutkuje to kompromisem w postaci niekomfortowego ciśnienia akustycznego w kanale słuchowym. Nic zresztą dziwnego. Tego typu konstrukcje są wykorzystywane na scenach nawet w trakcie kilkugodzinnych koncertów. Podczas występu nie ma miejsca na jakikolwiek dyskomfort.
W konstrukcji Fibae 7 widać też znaczącą różnicę w jakości wykonania względem IE 900. Pomimo tego, że IE 900 są wytrzymałe i raczej trudno je uszkodzić, są one nieco jak sportowy samochód; techniczne arcydzieło, na które jednak trzeba chuchać i dmuchać, by nie straciło swojego pierwotnego uroku. Tymczasem Fibae 7, ze swoją akrylową obudową i przewodem tak trwałym, że mógłby zastąpić garotę, sprawiają wrażenie niezniszczalnych.
I chyba takie są, skoro po blisko trzech latach regularnego użytku wciąż wyglądają jak nowe. Co prawda przewożę je wszędzie w plastikowym Peli-Case, ale ich wytrzymałość na trudy codzienności i tak zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Widać, że to konstrukcja zaprojektowana z myślą o trasach koncertowych i regularnych występach. Nie ma miejsca, w które bałbym się zabrać Custom Art Fibae 7. IE 900 odważyłbym się używać co najwyżej w domu lub w trakcie biznesowej podróży samolotem.
Słuchawki za 6000 zł – czy warto?
Powtórzę to, co pisałem we wstępie – dla znakomitej większości społeczeństwa słuchawki w cenie nowego iPhone’a to absurd. Nie ma żadnego powodu, by statystyczny Kowalski choćby przez moment pomyślał o zakupie czy to Fibae 7, czy to IE 900.
Z drugiej zaś strony… moje Custom Arty przeżyły dwa iPhone’y i wciąż wyglądają jak nowe, i spodziewam się, że zostaną ze mną jeszcze przez długie, długie lata, i jeszcze długo nie zetknę się ze słuchawkami grającymi lepiej. Podobnie zresztą Sennheisery IE 900 są sprzętem, który raz kupiony prawdopodobnie zostanie nabywcy na całe życie, z okazjonalną koniecznością wymiany silikonowych nakładek na nowe, względnie wymianą kabla na inny. Sprzęt audio ma nieporównywalnie dłuższy termin przydatności do użytku niż smartfony czy komputery; i choćby patrząc przez pryzmat wytrzymałości, czasem warto wydać tyle pieniędzy na słuchawki, zwłaszcza jeśli zależy nam na bezkompromisowym doświadczeniu odsłuchowym.
Co się zaś tyczy tego, co konkretnie wybrać – na tej półce cenowej nie ma złych decyzji, są tylko różne potrzeby. Osobiście niezmiennie trzymam się customowej konstrukcji od Custom Art i uważam, że jeśli już wydawać tyle pieniędzy na słuchawki dokanałowe, to tylko na słuchawki szyte na miarę. Minus jest oczywiście taki, że nigdy nie będę mógł się tych słuchawek pozbyć czy wymienić na inne; nie mogę ich sprzedać ani oddać, bo są dopasowane wyłącznie do mojego ucha i nikt inny na świecie nie będzie w stanie z nich korzystać. Tymczasem kupując uniwersalne słuchawki pokroju Sennheiserów IE 900 możemy śmiało odsprzedać je komuś po kilku latach i odzyskać znakomitą większość wydanych pieniędzy, gdyż sprzęt audio tego kalibru zwykle nie traci zanadto na wartości.
Jak wspominałem we wstępie, Fibae 7 i IE 900 prezentują dwie zupełnie odmienne filozofie, zarówno jeśli chodzi o typ konstrukcji, jak i potencjalny profil słuchacza. Żadna z nich nie jest lepsza czy gorsza, a to, na którą z nich zdecydujemy się wydać pieniądze, zależy wyłącznie od tego, czego oczekujemy. Bo nie ma wątpliwości co do jednego: warto. Kto raz zazna muzyki na sprzęcie tej klasy, nigdy nie będzie w pełni usatysfakcjonowany czymkolwiek innym.