Tak śmiecimy, że stawiają bariery na rzekach. Przykro patrzeć
Rzeka przepłynie, śmieci nie – w Krakowie łapacz odpadów zadba o ochronę środowiska.

Jak poinformował Kraków na swojej stronie internetowej, łapacz śmieci rozpoczął działania na Białusze, które na celu ograniczenie ilości odpadów trafiających do Wisły. Wszystko "w trosce o czystość krakowskich rzek".
Urządzenia wyglądają jak wielki biały wąż. Specjalna bariera ma sprawić, że odpady zatrzymają się na powstałej zaporze i nie popłyną wraz z nurtem rzeki aż do morza. W Krakowie przekonują, że "łapacze stanowią prosty, a zarazem efektywny sposób walki z zanieczyszczeniem wód".
Łapacze stanowią prosty, a zarazem efektywny sposób walki z zanieczyszczeniem wód. Wody Polskie odpowiadają za ich montaż, Zarząd Zieleni Miejskiej zajmuje się ich opróżnianiem, natomiast MPO odbiera zebrane odpady. Projekt ma nie tylko wymiar praktyczny, lecz również edukacyjny – przypomina mieszkańcom, że każdy, nawet najmniejszy kawałek plastiku wyrzucony na ziemię, może ostatecznie trafić do rzeki.
Miasto zachęca mieszkańców do wspólnej troski o środowisko i rzeki, wszak "każdy z nas ma wpływ na to, co w nich płynie".
To prawda. Szkoda tylko, że rzeka nie może być rzeką i muszą unosić się na niej niemałe konstrukcje
Coś za coś – albo śmieci, albo sielski widok. Rozumiem, ale jednocześnie jest mi przykro. Załamałbym się, gdybym musiał patrzeć na barierę zamontowanej w moim ulubionym miejscu w lesie, z widokiem na płynącą rzekę.
Niby technologia pomaga. Swego czasu w Gdańsku korzystano z pływającego kosza na śmieci, który wyławiał odpady opuszczające ląd. Jak wyjaśniało wówczas miasto, innowacyjny kosz zasysał wodę z powierzchni i w ten sposób wciągał zanieczyszczenia. Następnie ją wypompowywał, zaś w pojemniku zostawały odpady, które należało już usunąć ręcznie. W ciągu dwóch pierwszych sezonów pracy – trwających od kwietnia do września – w samym Gdańsku urządzenie zebrało ok. dwóch ton śmieci. Możliwości imponują, ale jeszcze bardziej przeraża fakt, ile odpadów ląduje w wodach. Człowiek wie, że jest źle, jednak przytaczane liczby pokazywały skalę problemu.
W Gdańsku w sprzątaniu pomagał też robot, który latem wyjechał na plażę w Stogach.
Maszyna przesiewa piasek na głębokości do 10 centymetrów w poszukiwaniu drobnych śmieci - niedopałków, szkła, kapsli, plastiku - czyli wszystkiego, co trudno wyłapać tradycyjnymi metodami, a co może sprawić bolesną niespodziankę osobom korzystającym z plaży. Zasilany energią słoneczną, robot BeBot działa cicho i bezemisyjnie, nie zakłócając spokoju plażowiczów – opisywaliśmy.
Miasta szukają technologii pomagającej rozwiązać problem śmieci. Niby cieszy fakt, że takie narzędzia już są i w mniej (łapacz śmieci na rzece) czy bardziej (robot na plaży) efektowny sposób walczą z odpadami. Szkoda tylko, że musimy po nie sięgać, bo przecież poszanowanie środowiska to coś, co wielu przerasta.







































