Polscy dziennikarze z czołowych mediów puścili fake newsa. Jest 5 stycznia, a już mamy mocnego kandydata na medialną porażkę roku
Tarcza Plus, o której rzekomo informował PAP, okazała się social mediową kaczką. Wpadki dałoby się jednak uniknąć, gdyby tylko internauci uważniej przyglądali się kontom na Twitterze, które cytują. Osobom, które to łyknęli, podpowiadamy, jak rozpoznać fejki, żeby następnym razem nie dać się nabić w butelkę.
Nie jest tajemnicą, że nowy rok przyniósł podwyżki cen gazu i prądu oraz ogromny galimatias w przepisach związany z rozliczaniem podatków. Jeśli nawet najlepsi księgowi łamią sobie teraz głowy, to co mają powiedzieć zwykli obywatele? Pierwsze grupy zawodowe, takie jak nauczyciele i policjanci (którym płaci się jak Sapkowskiemu, czyli z góry), dostały zresztą już wyraźnie mniejszą wypłatę niż w zeszłym roku i zaczęło się od razu polowanie na czarownice.
Rząd oczywiście próbuje robić dobrą minę do złej gry i składa na ołtarzu bogu ducha winnych księgowych, ale nie ma wątpliwości, że problemem jest tutaj Polski Wał Ład. Partia rządząca odwraca oczywiście kota ogonem i pojawiły się już pierwsze pomysły na wyjście z tej matni, a użytkownicy Twittera zaczęli podawać dalej informację o tzw. Tarczy Plus, która miała rzekomo uratować pensje Polaków. Problem w tym, że nie poinformował o niej PAP, tylko... profil podszywający się pod PAP.
Tarcza Plus to fejk, a ktoś podszył się pod Polską Agencję Prasową.
Jakby mało nam było dzisiaj emocji po zbanowaniu Konfederacji na Facebooku, kilku prominentnych dziennikarzy zaliczyło wpadkę. Zaczęli szerować fejkowy wpis, aby wyśmiać PiS, a sami stali się obiektem żartów. To o tyle smutne, że wystarczył rzut oka na profil, który napisał tę wiadomość, by powstrzymać konie - nie było to oficjalne konto PAP-u. W rezultacie internet obiegły kolaże ze zrzutów ekranu, na których widać ludzi cytujących na poważnie profil o nazwie… "@pogodno1".
Warto przy tym dodać, że to nie pierwsza tego typu wtopa w naszym kraju - niecały kwartał temu karierę w mediach zrobił niejaki Człowiek Bóbr, który w podobny sposób nabrał TVP (twórca tego konta podszył się pod Martę Lempart, a Telewizja Polska zacytowała tego fejka). Stawiam jednak dogecoiny przeciw bitcoinom, że sporo osób, które darły wtedy łacha z Jacka Kurskiego et consortes, dzisiaj same muszą palić buraka ze wstydu.
Jak rozpoznać fejki takie jak Tarcza Plus na Twitterze?
Jeśli coś wygląda na zbyt piękne, aby było prawdziwe, to zwykle właśnie takie jest, a w sieci, tak jak i na drodze, powinna obowiązywać z tego względu zasada ograniczonego zaufania. Nawet jeśli w serwisie takim jak Twitter budzący emocje wpis cytuje i podaje dalej ktoś, komu ufamy, to i tak powinniśmy się upewnić, że retweetując lub komentując daną wypowiedź nie powielimy fejka. Na szczęście jest kilka sposobów na to, by zmniejszyć ryzyko złapania się na wędkę trolla.
Podstawą powinien być rzut oka na nazwę profilu, a jeśli Marta Lempart podpisana jest w loginie jako "@czlowiek_bobr", a PAP jako "@pogodno1", to powinna nam się od razu zapalić czerwona lampka i można założyć, że to fejczur. Niestety nie wszystkie tego typu wiadomości da się rozpoznać w tak prosty sposób - czasem żartownisie albo zawodowi trolle zmieniają loginy i tworzą profile, w który zamieniają np. małe "el" (l) na duże "i" (I) lub na odwrót, co ułatwia im szerzenie dezinformacji.
Oczywiście to żadna wymówka dla osoby podającej dalej fejka, ale na szczęście i w takich sytuacjach nie jesteśmy całkowicie bezbronni.
Widząc wpis, który aż prosi się o to, by podać go dalej, bo np. punktuje kogoś, kogo nie lubimy, warto sprawdzić, czy do udostępniającego go konta (nawet jeśli takie na pierwszy rzut oka wygląda na legitne) linkują inne profile danej osoby lub instytucji w social media. Można też rzucić okiem na stronę www - może tam znajdzie się odnośnik? Jeśli tak, to można (po wykluczeniu ataku seryjnego hakerobójcy) rozsądnie założyć, że rzeczony wpis jest prawdziwy.
W przypadku tych co większych i popularniejszych profili Twitter w dodatku oznacza je specjalnym znaczkiem jako zweryfikowane. Jego obecność zwykle przesądza sprawę, ale niestety nie wszyscy mogą takowe odznaczenie od Twittera uzyskać, więc jego brak też o niczym nie przesądza. Jest to jednak kolejny sygnał, który może nas uspokoić lub wręcz przeciwnie - zachęcić do zweryfikowania prawdziwości danej wypowiedzi w innym miejscu.
Oczywiście, żeby nie było zbyt różowo, to i tutaj można się nieźle naciąć. Kilka tygodni temu przez internet przetoczyła się fala memów dokumentujących wybitnie żenujące wypowiedzi podpisane jako Narodowy Bank Polski. Sam uznałem je w pierwszej chwili za fake'i, bo nie pochodziły z tego oficjalnego konta NBP. Problem w tym, że akurat w tym przypadku oba profile dostały namaszczenie od instytucji finansowej, a rzeczywistość po raz kolejny przebiła satyrę…