REKLAMA

Krytykujesz celebrytów za latanie samolotami? Zobacz, co robią linie lotnicze w Europie

Szczyt klimatyczny COP26 w Glasgow, na który zlecieli się przywódcy z całego świata, stał się okazją do krytyki tychże przywódców. Jak to jest, że aby rozmawiać o ratowaniu klimatu, wszyscy z czystym sumieniem wsiadają w emitujące tysiące ton dwutlenku węgla samoloty, aby tylko dolecieć na szczyt? Jeżeli komukolwiek zależy na klimacie, powinien w miarę możliwości ograniczać korzystanie z samolotu, prawda? Tymczasem w Europie…

lufthansa
REKLAMA

Jak donosi belgijski magazyn The Bulletin, ochrona klimatu sobie, a europejskie przepisy lotnicze sobie. Ogólnie w świecie lotnictwa jest tak, że linie lotnicze mają podpisane umowy z lotniskami na całym świecie i według europejskich przepisów, aby utrzymać odpowiednią liczbę slotów na lotniskach, linia musi realizować połączenia. Jeżeli linia lotnicza najpierw deklaruje, że będzie do lotniska X wykonywała 30 lotów miesięcznie, a następnie realizuje tych lotów mniej, może stracić swoje sloty na rzecz innej linii lotniczej. Za każdą operację lotniczą lotnisko wszak otrzymuje określone środki. Gdy samolot nie przylatuje, lotnisko ich nie otrzymuje. Wszystko wydaje się logiczne, prawda?

REKLAMA

W erze przedpandemicznej linia lotnicza w Europie mogła popaść w niełaskę lotniska, jeżeli liczba zrealizowanych lotów spadła poniżej 80 proc. deklarowanej liczby. Pandemia koronawirusa dotknęła jednak każdego aspektu życia, a zamknięcie granic związane z lockdownami dotknęło szczególnie przemysł lotniczy.

W takiej sytuacji logiczną byłaby zmiana przepisów dot. wymagań dla linii lotniczych, prawda? Do takiej zmiany też doszło. Na skutek aktualizacji przepisów wymaganą liczbę zrealizowanych lotów obniżono z 80 do 50 proc.

To wciąż za dużo!

Linie lotnicze starające się przeczekać okres pandemii i wytrzymać do powrotu pasażerów, muszą utrzymać możliwie wszystkie swoje sloty na lotniskach. W tym celu jednak muszą wykonywać 50 proc. wszystkich planowych lotów, pojawiać się na lotniskach, tankować, płacić za obsługę. Pandemia czy brak pandemii, biznes musi się kręcić. Efekt? Tylko tej zimy niemiecki operator lotniczy Lufthansa wykonał już… osiemnaście tysięcy lotów na pusto. Osiemnaście tysięcy razy samoloty bez pasażerów wzbiły się w powietrze, wyemitowały tysiące ton gazów cieplarnianych, tylko po to, aby dolecieć do lotniska, zatankować i wrócić do domu. Wskutek pojawienia się wariantu omikron Lufthansa odwołała 33000 połączeń. Mimo to, aby utrzymać sloty na lotniskach, w oczekiwaniu na lepsze czasy, zmuszona jest nadal realizować puste przeloty.

Przyznam szczerze, że trochę mi się to w głowie nie mieści. W świecie, w którym emisja każdego kilograma dwutlenku węgla powinna być uzasadniona, biurokraci europejscy nie mają ochoty zmienić przepisów na czas pandemii tak, aby linie lotnicze wykonywały tylko te loty, na które zdołają sprzedać bilety.

Warto tutaj zwrócić uwagę na to, kto odpowiada za tak skandaliczną politykę. Zarówno Lufthansa jak i przedstawiciele rządu niemieckiego (i belgijskiego, bowiem 3000 z tych 18000 lotów realizowała linia Brussels Airlines) wielokrotnie zwracały się do Unii Europejskiej o obniżenie progu z 50 proc. do niższej wartości. Europejska Komisja Transportu i Turystyki jak na razie twierdzi, że dalsze obniżanie wymagań nie jest konieczne. Zważając na to, że zarówno linie lotnicze, jak i sama Unia Europejska deklarują chęć obniżenia emisji gazów cieplarnianych o połowę w ciągu obecnej dekady, sytuacja na rynku lotniczym pokazuje, że są to tylko puste deklaracje.

REKLAMA

Kryzys klimatyczny jest niczym ta kometa z filmu "Nie patrz w górę". Wszyscy widzą, że problem jest realny i wymaga natychmiastowego działania, ale wciąż wielu, także w rządach i władzach woli udawać, że on nie istnieje. Niby wszyscy wiedzą, że kończy się to katastrofą i zagładą, ale doraźne zyski są ważniejsze. Rozwiązywaniem problemów niech się zajmą nasi następcy. Powodzenia szanowna ludzkości!

Zdjęcie główne: Vytautas Kielaitis

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA